Doceniam niezwykle wysoką klasę kompozytorsko-wykonawczą sir Paula, zwłaszcza po jego letnim koncercie w Polsce, ale prawdę mówiąc nie słyszałem wszystkich jego krążków. Jednak kiedy wyczytałem, że w ramach promocji nowego albumu „New” potrafił dać improwizowany koncert na Times Square w Nowym Jorku i w centrum Londynu, natychmiast go nabyłem. Jestem przekonany, że spośród mi znanych, tegoroczna płyta należy do najlepszych z wszystkich szesnastu studyjnych, jakie nagrał. McCartney jest w świetnej formie, ma mnóstwo pomysłów muzycznych i tekstowych. Imponuje mi również umiejętnością artystycznych wyborów. On, który może wykorzystać w nagraniach wszystko, cokolwiek przyjdzie mu do głowy, świadomie potrafi się ograniczyć do tego, co rzeczywiście uzna za potrzebne i niczego zbędnego się na jego płytach nie usłyszy. Ten album jest pochwałą jego nieograniczonej wyobraźni a przy okazji konsekwencji artystycznej, no i świadomego odwoływania się do różnych stylów. Może należałoby powiedzieć, że dla mnie to po prostu muzyka, której się słucha z ogromną przyjemnością i nawet wielokrotne przesłuchanie całości wcale nie powoduje zmęczenia. McCartney twierdzi, że zainspirowały go czasy beatlesowskie, a nawet jeszcze wcześniejsze i ja mu wierzę, bowiem wyraźnie pobrzmiewają tu echa tamtych lat. Powrót do przeszłości jest czytelny co najmniej kilkakrotnie, może najbardziej w akustycznej balladzie „Early Days”, wspomnieniu liverpoolskich czasów spędzonych z Lennonem. Z innych utworów muszę wspomnieć o „Hosannie” i kompozycji „Alligator” z niezwykłymi, uzupełniającymi się partiami gitary akustycznej i elektrycznej. Jak zwykle u Paula krążek zaskakuje gęstością bogactwa brzmień instrumentów i głosów. Całość została nagrana, wliczając głównego zainteresowanego, w towarzystwie zaledwie dziesięciu muzyków, ale sam Paul obsługuje tu blisko tuzin instrumentów. Do pomocy Paul wziął aż czterech producentów, Marka Ronsona, Ethana Johnsa, Paula Epwortha i Gilesa Martina (syna George’a). Czy każdy z nich odpowiadał za określoną część roboty, czy wszyscy odpowiadali za wszystko, nie wiem, najważniejsze, że wykonali swą robotę perfekcyjnie. Całość powstawała w czterech studiach Los Angeles, Nowego Jorku i Londynu, ale moim zdaniem cały trud opłacił się sowicie!
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa artysty: www.paulmccartney.com
Recenzja ukazała się w numerze 12/2013 miesięcznika Muzyk.