W 2011 roku przypadła 25. rocznica premiery albumu Petera Gabriela „So”. Z tej okazji, pod koniec 2012 roku wprowadzono do sprzedaży okolicznościowe, jubileuszowe wydanie płyty (do tego w różnych wersjach), a przede wszystkim artysta ruszył w trasę koncertową zatytułowaną „Back to Front Tour”. Na początek odwiedził Kanadę i Stany Zjednoczone, a jesienią roku 2013 rozpoczął koncerty w Europie. Drugi etap europejskiej trasy zaczął się pod koniec kwietnia 2014, a w jej ramach 12 maja artysta wystąpił w łódzkiej Atlas Arenie.
Do udziału w jubileuszowej trasie Peter Gabriel zaprosił muzyków, którzy brali udział w nagraniu „So”, w tym współpracujących z nim do dziś basistę Tony’ego Levina i gitarzystę Davida Rhodesa. Za perkusją zasiadł Manu Katche, natomiast grą na instrumentach klawiszowych wspomagał Gabriela kolejny dobry znajomy – David Sancious (jedyny z tego grona nieobecny na płycie z 1986 roku). Pięciu niemłodym już panom towarzyszyły na scenie Jennie Abrahamson i Linnea Olsson.
Kilka minut po 20:00 na scenie pojawił się jakby nigdy nic Peter Gabriel aby zapowiedzieć – częściowo po polsku – artystki ze Szwecji czyli wspomniane już Jennie Abrahamson i Linnea Olsson. Obie panie grając i akompaniując sobie nawzajem (Jennie na trochę nietypowej marimbie, Linnea na wiolonczeli) wykonały po dwa utwory ze swoich solowych płyt – odpowiednio „Snow Storm” i „Phoenix” oraz „Ah!” i „What”.
Po krótkiej przerwie ponownie na scenę wkroczył Peter Gabriel, tym razem zasiadając za fortepianem i pokrótce wyjaśniając czego możemy spodziewać się tego wieczoru i jaki przebieg będzie miał koncert. Zaplanowany on został bowiem w trzech częściach, z których każda odpowiadała niejako różnym daniom składającym się na posiłek…
Zgodnie z zapowiedzią koncert rozpoczął się przy zapalonych światłach, a do Gabriela dołączył Tony Levin z współczesną wersją kontrabasu. Panowie zagrali wspólnie (z małym „falstartem”) kompozycję zatytułowaną „OBUT”. Po chwili na scenie pojawiła się reszta zespołu (w tym David Sancious z akordeonem) i usłyszeliśmy „Come Talk to Me”, a następnie „Shock the Monkey”.
Po tej akustycznej „przystawce” przyszedł czas na elektryczną „czarno-białą” część koncertu którą rozpoczął utwór „Family Snapshot”, w połowie którego zgasły światła. W tej fazie koncertu muzykom towarzyszyły na scenie wyłącznie białe światła, a obraz na telebimach także pozbawiony był kolorów. Usłyszeliśmy podczas niej utwory pochodzące z różnych płyt, zarówno poprzedzających „jubilatkę” jak i nowszych. Były to kolejno „Digging in the Dirt”, „Secret World”, „The Family and the Fishing Net”, „No Self Control” oraz „Solsbury Hill”. Ostatnią kompozycją wykonaną w tej części (i to wyjątkowo kameralnie z Linneą ponownie grającą na wiolonczeli, a Tony’m na kontrabasie) był utwór „Why Don’t You Show Yourself” napisany przez Gabriela do filmu „Words With Gods”.
Warto zauważyć, że wszystkie kompozycje z dwóch pierwszych części zostały wykonane z zupełnie innych – mniej lub bardziej intrygujących aranżacjach niż oryginalnie na płytach.
W końcu nadszedł czas na najważniejszą część koncertu czyli cały album „So” na żywo. Scenę wypełniło czerwone światło i rozbrzmiał „Red Rain”. Następnie usłyszeliśmy energetyczny „Sledgehammer”, po czym nastąpiło wyciszenie i „Don’t Give Up”, w którym partię żeńską przepięknie zaśpiewała Jennie Abrahamson. Potem przyszła kolej na „That Voice Again” oraz rozpoczęty a capella „Mercy Street”. W dalszej kolejności zabrzmiały „Big Time”, trochę mroczny „We Do What We’re Told” oraz „This Is the Picture”, a całość zakończyło „In Your Eyes”. Podobnie jak w dwóch pierwszych częściach koncertu także w tej usłyszeliśmy utwory w zmienionych aranżacjach. Nie było to zatem jedynie odegranie płyty lecz każdy utwór (choć dobrze znany) był swego rodzaju niespodzianką…
Przy wtórze oklasków kilkunastu tysięcy zgromadzonych w hali fanów muzycy zeszli ze sceny, ale już wkrótce wrócili na nią ponownie na bisy. Tak jak na samym początku, najpierw pojawili się na niej Peter Gabriel i Tony Levin, by wykonać nastrojowy „Here Comes the Flood” nie grany chyba wcześniej podczas tej trasy. Następnie, już z cały zespołem zagrali „The Tower That Ate People”, a finałem był przejmujący „Biko”…
Chociaż scenografia podczas tej trasy ograniczała się do ekranu za muzykami, dwóch telebimów po bokach sceny oraz reflektorów to zwłaszcza dzięki tym ostatnim zapewniała wyjątkowe wrażenia wizualne. Główną role odgrywało pięć „dźwigów” obsługiwanych przez technicznych, jeżdżących po cenie, a niekiedy wręcz „tańczących”. Umieszczone na nich reflektory i kamery walnie przyczyniały się do budowania nastroju poszczególnych utworów. Warto też dodać, że przez cały koncert po bokach sceny wisieli na swych stanowiskach inni członkowie obsługi, sterujący kolejnymi reflektorami. Nad sceną umieszczono okrągłą rampę oświetleniową, która cierpliwie „czekała” na swe zadanie gdy to podczas „The Tower That Ate People” zmieniła się w tytułową wieżę, która „zjadła” Petera.
Trwający ogółem ponad dwie godziny koncert był prawdziwą ucztą muzyczną. Dzięki nowym aranżacjom znane utwory zabrzmiały świeżo, a często też dość zaskakująco. Do tego jeszcze wszyscy muzycy w świetnej formie. Naprawdę świetny koncert…
Tekst: Grzegorz Bartczak
Strona internetowa artysty: petergabriel.com
Relacja ukazała się w numerze 6/2014 miesięcznika Muzyk.