Wtyczki są fajne, bo można mieć ich dużo i używać w razie potrzeby. Do testu otrzymaliśmy niepozorną na pierwszy rzut oka aplikację, mianowicie de-esser firmy XILS-lab. Może nas dziwić, że i inne nacje potrzebują de-essera, ale przecież nie jest to nasz wynalazek, nie tylko my mamy syczące głoski. Użycie de-essera na śladach wokalnych i lektorskich czasem jest niezbędne – i wprawdzie wtyczek realizujących te funkcje jest sporo, zobaczmy, co oferuje nam francuska firma XILS-lab.
XILS DeeS występuje na platformie Windows w formatach VST, RTAS i AAX, na „maku” oprócz tego również w formacie AU, w wersjach 32- i 64 bitowych – duży plus. Instalacja jest banalna, a wtyczka zabezpieczona jest tylko numerem seryjnym. XILS DeeS drogi nie jest – kosztuje 89 EUR. Format RTAS i AAX pozwala na bezproblemową pracę w środowisku Pro-Tools – to ważne, bo nie wszyscy producenci wtyczek zauważają te formaty.
Przede wszystkim musimy na początku powiedzieć jasno, że żaden de-esser nie uratuje nam śladu, w którym wszystkie sybilanty brzmią tak samo, bo są po prostu przesterowane. Owszem, możemy takie „farfocle” ściszyć, ale seplenienie pozostanie, tym bardziej słyszalne, im bardziej będziemy się starali to ukryć. Na to nie ma ratunku, trzeba nagrać jeszcze raz, dobrym mikrofonem. Jeżeli jednak mamy ślad nagrany dobrym, jasnym mikrofonem, to de-esser może być bardzo przydatny. De-esserów na rynku jest sporo, w tym trochę darmowych, w Pro-Toolsie wbudowany jest całkiem sensowny, inne DAW również „coś” mają. Po co kolejny? Taka wtyczka czasem nie jest potrzebna, a czasem pierwszy z brzegu preset „daje radę”, ale może się zdarzyć „kłopotliwy klient” i z darmowymi czy „pokładowymi” algorytmami daleko nie zajedziemy. Do takich przypadków należą np. aparaty ortodontyczne – wiadomo, że nie należy z takimi drutami nagrywać, ale jak trzeba? Czasem chcemy ślad po prostu rozjaśnić, i wtedy syczenie za bardzo się wybija. Do tego przyda się dobry de-esser. XILS DeeS firmy XILS-lab, jak widać, jest dość rozbudowany. Przede wszystkim koncepcja: sygnał „rozbijany” jest na dwie części – głos i sybilanty – i te dwie części można niezależnie korygować oraz zmieniać ich proporcje. Przycisk SOLO pozwala na niezależne odsłuchanie tych dwóch składników. To daje duże możliwości, sybilanty możemy nie tylko zredukować (do czego de-esser służy), ale także zmienić ich brzmienie. Możemy też rozjaśnić tylko składową podstawową, nie rozjaśniając sybilantów – to oznacza, że być może w ogóle nie musimy używać algorytmu de-essera do tłumienia tych sybilantów. Dodatkową funkcją jest detekcja niskoczęstotliwościowych zakłóceń charakterystycznych dla wokalnych i lektorskich nagrań z bliskiej odległości z użyciem mikrofonów kierunkowych, czyli wszystkich tego typu nagrań. Nie służy to jednak do redukcji tych zakłóceń, tylko do lepszego określania, co jest sybilantem, a co nie, i do modyfikacji ataku dźwięku. Kolejną nieczęsto spotykaną funkcją jest możliwość ustawienia funkcji LOOKAHEAD, i to w dwóch stopniach – SHORT i LONG. Miłym drobiazgiem jest możliwość ustawienia funkcji BYPASS z uwzględnieniem albo nie regulatora MASTER LEVEL – jeżeli go użyjemy, to porównanie brzmienia może być w takiej sytuacji łatwiejsze, bo poziomy będą zachowane. Ważną cechą jest to, że działanie de-essera jest niezależne od poziomu sygnału wejściowego – tłumienie zależy od proporcji pasma i udziału wysokich częstotliwości w sygnale. W odróżnieniu od wszystkich znanych mi de-esserów XILS DeeS może sybilanty (i trochę głoski wybuchowe) nie tylko osłabiać, ale i wzmacniać – czyli w przypadku stłumionych sybilantów możemy je „wydobyć” bez rozjaśniania całego śladu, możemy również dodać „ataku” zwiększając udział głosek wybuchowych i chyba je jakoś rozjaśniając. Nie przypominam sobie wprawdzie, żebym musiał „dodawać” głosek wybuchowych, ale czemu nie – producent nazywa to zwiększeniem ataku.
Całość bardzo ładnie podsumowuje podwójny „analizator widma” pokazujący oddzielnie widmo części podstawowej i sybilantów. Bardzo ułatwia to wszystkie ustawienia, a zwłaszcza poszukiwania częstotliwości podziału.
Złożoność i możliwości wtyczki powodują, że obsługa staje się trochę skomplikowana. Detekcja i próg w części odpowiedzialnej za czułość na sybilanty i głoski wybuchowe odbywa się w dwuwymiarowym polu, a nie pokrętłami. Do tego dochodzi możliwość niezależnej korekcji pasma podstawowego i sybilantów, regulacja proporcji tych dwóch składników oraz sam de-esser, z pokrętłem QUALITY (oczywiście na maksa, kto by chciał sam sobie zmniejszać jakość, cokolwiek by ona nie oznaczała?)
Opanowanie tego wszystkiego nie jest łatwe, ale wtyczka nam się odwdzięczy, to jest silna i bardzo elastyczna broń przeciwko słabo nagranych śladom. Cudów oczywiście nie ma, „pykania” nie zlikwidujemy, nie do tego służy przecież de-esser, ale możliwości walki z sybilantami (czy też raczej należałoby powiedzieć korekcji sybilantów, bo można też ich dodawać) są ogromne. Jedynym małym minusem jest udający analogowy miernik redukcji – wskazówka skacze i tak naprawdę niewiele można o redukcji powiedzieć, wolałbym „linijkę diodową” lub coś w tym stylu – ale to drobiazg. Uważać trzeba podczas „kręcenia gałami” – regulacja „częstotliwości podziału” między pasmami nie jest pomiędzy korektorami w najwyższym module, tylko w części de-essera.
XILS DeeS to dość skomplikowana wtyczka, będąca wprawdzie tylko de-esserem, ale rozbudowanym i wzbogaconym o dodatkowe funkcje. Nawet, gdy jesteśmy całkowicie zadowoleni z posiadanych już de-esserów, to warto spróbować, jest przecież demo (ograniczenia to czas działania, brak automatyki i nie zapisujące się z sesją ustawienia). Jeżeli nie zadowalają nas „pokładowe” algorytmy, XILS DeeS może pomóc.
Tekst: Przemysław Ślużyński
Producent: XILS lab, www.xils-lab.com
Cena: 89 EUR
Test ukazał się w numerze 10/2014 miesięcznika Muzyk.