Muzyk, kompozytor, aranżer, multiinstrumentalista, producent muzyczny. Jest innowatorem w zakresie instrumentów i brzmień elektronicznych. Otrzymał wiele nagród i wyróżnień muzycznych. Wśród nich: w 1984 r. jury ogólnopolskich spotkań poetyckich im. E. Stachury wynikiem plebiscytu publiczności przyznała kompozytorowi Grand Prix za najciekawsze zjawisko artystyczne, czyli koncert Poezji Elektronicznej oraz „Człowieka ze Złotym Uchem” nagrodę Międzynarodowego Festiwalu Producentów Muzycznych Soundedit w uznaniu za szczególną wrażliwość muzyczną. Soundedit zrealizował również film dokumentalny o muzyku „Władysław Komendarek – W Kosmosie zawsze jest dobrze”.
Artysta stara się, by ziemskie sprawy dotyczyły go jak najmniej. Uważa, że mieszkańcy Ziemi są ofiarami globalizmu i spisku prowadzonego przez polityków, korporacje, biznesmenów oraz mocarstwa. Dlatego Komendarek często ogłasza się mieszkańcem Zeta Reticuli IV, skąd zamierza przyprowadzić pomoc, by uwolnić od sił zła pozostałych Ziemian. Bezustannie nagrywa i koncertuje. Wraz z projektem „Metropolis” pojawi się 10 stycznia w Warszawie, a 30 stycznia w Szczecinie. Polskie Radio wyda płytę, będącą zapisem koncertu.
Czy masz w swoim instrumentarium syntezatory, z którymi od lat nie rozstajesz się na scenie, stanowiące swoistą jego podstawę? Jakie to instrumenty i dlaczego Twój wybór padł właśnie na nie?
Władysław Komendarek: Tak. Takie syntezatory oczywiście mam. Wymieniam… Rolandy: SH-101, System 100 model 101 i 102, AX-Synth, SH-01 GAIA, SH-2000, MC-909, MC-505, V-Synth GT (wersja 2.0); Waldorf Q, Access, Minimoog.
SH-101, System 100 to syntezator, który nigdy na koncercie nie ma takich samych barw. Zawsze, na każdym koncercie gra inaczej, a w gruncie rzeczy o to mi właśnie chodzi. Chcę żeby żeby tak było. SH-2000 jest bardzo szybki na koncercie – mam na myśli obsługę. Ponieważ posiada tak zwane gotowce, które można w małym stopniu kreować przy pomocy filtra i rezonansu.
MC-909 i MC-505 to syntezatory programujące, ale na koncercie można w dużym stopniu zmieniać brzmienia, przestrajać, zapętlać i obszernie kreować na różne sposoby. Są duże możliwości używania arpeggiatorów i sekwenserów.
V-Synth GT II to rozbudowany syntezator o dużych możliwościach, szczególnie w wykorzystywaniu go na koncercie, a oprócz tego ma też rozbudowany wokoder, ale również ma funkcje przestrajania klawiszy pomiędzy sobą np. o ćwierćton. Minimoog, Waldorf i Access to doskonałe syntezatory na scenę i szybkie w obsłudze.
Jakie inne instrumenty i urządzenia wykorzystujesz bądź to w studiu bądź też na scenie?
Władysław Komendarek: Inne, z jakich korzystam to: Yamaha Montage 8, Haken Continuum, Boss RC-505, Boss RC-1 (Loop), organy Hammonda model M z 1967 r., Nord Wave, Nord Modular, Nord Lead 3, Nord Drum, Ensoniq VFX SD, Minimoog Voyager, Emulator IV, Emulator III, Boss VE-20, Yamaha Tyros-4, Yamaha Electone B20 R. Instrumenty Korga również: Microsampler, electribe ESX-1SD, X5D, kaossilator 2. Ponadto: Casio CZ-5000, Rocktron Talkbox, MAM ADX-1, Antares ATR-1, Electrix MO-FX, Electrix Warp Factory, Electrix Repeater.
Czy w procesie tworzenia nowych kompozycji masz od razu w głowie barwy, które chcesz wykorzystać w danym utworze? Jeśli tak, to czy jest to też od razu powiązane z konkretnym instrumentem, czyli – do padu użyję tego syntezatora, do barwy lead tamtego, itd?
Władysław Komendarek: Najpierw programuję syntezatory na moją modłę przez okres około 4 miesięcy. Ale do tego jest pomocny syntezator Minimoog, przy pomocy którego barwy na innych instrumentach w szybkim czasie i skutecznie robi się bardzo szybko. Później stopniowo wchodzę w proces tworzenia… To bywa różnie. Wykorzystuję czasami nagrania z koncertu w dobrej jakości jako sample lub większe formy. Do każdego utworu staram się używać inny sprzęt – powoduje to rozbudowaną kolorystykę różnych nagrań.
Jak w ogólnym ujęciu wygląda twój proces twórczy, co jest najczęściej punktem wyjścia do nowych kompozycji?
Nudzą mnie schematy utarte, które kiedyś były odkrywcze a teraz się przejadają. Trzeba być otwartym na różne pomysły, a nie stać w miejscu i czekać aż ktoś inny coś stworzy, a reszta będzie to powtarzać.
Czy śledzisz to, co się dzieje na rynku instrumentów i to, co oferują pojawiające się na nim nowe syntezatory czy jednak pozostajesz wierny klasycznym, sprawdzonym przez lata rozwiązaniom?
Władysław Komendarek: Na pewno dokładnie śledzę rynek instrumentów, ale jedno muszę powiedzieć: jeżeli producenci nie konsultują się z artystami, to w większości przypadków są to instrumenty nieudane.
Główną wadą instrumentów od strony wizualnej jest przejrzystość pewnych opcji w edycji, a więc kolory potencjometrów w różnych konfiguracjach. Niektórzy producenci zapominają, że instrumenty są używane w niektórych przypadkach na koncertach i tu muszą tak być dopracowane, żeby nie były uciążliwe w pracy i na scenie. Doskonałym instrumentem właśnie na scenę jest Haken Continuum. Instrument nieposiadający żadnych gałek, potencjometrów, tylko edycję dźwięku ustala się przesuwem palca na klawiszu to w lewą to prawą stronę i wzdłuż. Jest pewien warunek najpierw trzeba się na tym nauczyć grać, to inna technika.
Czy w studiu bądź na scenie wykorzystujesz instrumenty wirtualne?
Władysław Komendarek: Instrumenty wirtualne stosuje rzadko, ponieważ dopiero wchodzę w tę technikę. Ale moim zdaniem powinno się łączyć brzmienia wirtualne z prawdziwymi syntezatorami. To w efekcie da jeszcze większą gamę koloru muzycznego.
Co się zmieniło w twoim instrumentarium na przestrzeni lat?
Władysław Komendarek: Na przestrzeni lat zmienia się wiele… Przede wszystkim stopniowo przybywa pomału więcej instrumentów, ale już z dużą rozwagą i bez emocji.
Grałeś i grasz naprawdę dużo koncertów… Były też pokazy kosmicznej mody. Gdzie lepiej się pracuje – w domowym studio czy podczas koncertów?
Władysław Komendarek: Bardzo lubię koncerty, ponieważ na koncertach przeważnie tworzę w dużym stopniu nowy repertuar nigdzie wcześniej nie grany i opracowywany. Marzę, żeby z każdego koncertu wychodziła płyta po kilku dniach. W studiu nie ma emocji, chyba, że piękne modelki tańczyłyby wkoło instrumentów to może…
Z kolei projekt „Metropolis”, który produkuje ekipa Festiwalu Soundedit wciąż się rozwija… Najnowsze odsłony będzie można usłyszeć w Warszawie i Szczecinie. Co przygotowaliście na te koncerty?
Władysław Komendarek: Na pewno to będzie w dużej części inna muzyka i nigdy nie będzie zagrana powtórnie w innej edycji. Takie jest moje założenie!
Czyli każdy z tych występów jest inny?
Władysław Komendarek: Tak jest i tak ma być. Materiał zawsze będzie inny.
A jak współpracuje się z Agnieszką Makówką i Igorem Gwaderą? Przecież to zupełnie odmienne światy od twojego…
Władysław Komendarek: Światy światami, u mnie reguł nie ma. Ten kto ma reguły to jest schematyczny, konserwatywny i na dłuższą metę nudny. Także Agnieszka Makówka i Igor Gwadera spełniają tę rolę, to jest: wolność w budowaniu formy w czasie rzeczywistym w danej chwili, a nie pisanie nut.
Ponoć film „Metropolis” nigdy wam się nie znudzi… Ile w tym prawdy?
Władysław Komendarek: Prawda jest taka, że jak za każdym razem jest inna muzyka, to coś w tym filmie musi być takiego, że obraz cały czas inspiruje i tworzy się w danej chwili inny fragment muzyczny. Od 2004 roku gram do tego filmu, najpierw solo teraz w trio i jak na razie o nudzie nie ma mowy.
Jakie plany na najbliższą muzyczną przyszłość?
Władysław Komendarek: Na pewno koncerty, na pewno reedycje dawniejszych płyt, na pewno wydawanie nowych materiałów na płytach.
Czy Ziemianie zasłużyli na ratunek od globalizmu?
Władysław Komendarek: Na pewno Ziemianie nie zasłużą na ratunek od globalizmu, dopóki nie skończą z kochaniem różnych ideologii i sił manipulacyjnych. To ich gubi i doprowadza do stresów. A stresy to wykończenie tanim kosztem ludzkości.
Rozmawiał: Dawid Brykalski
Zdjęcia: Lights-On
Strona internetowa artysty: www.facebook.com/Komendarek/
Wywiad ukazał się w numerze 1/2017 miesięcznika Muzyk.