W listopadzie, podczas uroczystej gali rozdania nagród Country Music Association, doszło do niemałej sensacji. Polegała ona na zwycięstwie w kilku kategoriach zespołu, który w dorobku ma zaledwie kilka singli, jeden EP i tylko jeden album, w znacznym stopniu oparty na poprzednio wydanych dyskach. To oczywiście grupa w Stanach Zjednoczonych już bardzo znana i lubiana, ale dotychczas tak się nigdy nie zdarzało, żeby wygrywała grupa, bądź solista o tak ubogich osiągnięciach płytowych. Może to znak czasu? Album, o którym dziś mowa, jest już nieco zasiedziały na półkach sklepowych, jednak nie mogłem sobie odmówić przyjemności przesłuchania i przedstawienia go Państwu. Grupa nazywa się The Band Perry i jest przedsięwzięciem ściśle rodzinnym. Najważniejsza jest Kimberly Perry, dziś licząca dwadzieścia osiem wiosen wiodąca wokalistka, autorka większości piosenek, w dodatku grająca na pianinie i gitarze. Młodszy od niej o pięć lat Reid podśpiewuje drugim głosem i obsługuje gitarę basową. Najmłodszy, zaledwie dwudziestojednoletni Neil, w tym gronie jest niemal multiinstrumentalistą, gra na mandolinie, perkusji i akordeonie. Cała trójka zgodnie firmuje większość piosenek, jakie śpiewają. Oczywiście w nagraniach wspomagają ich wytrawni, profesjonalni muzycy, jakich w Nashville naprawdę nie brakuje. Oni sami twierdzą, że tatuś był zaprzysięgłym zwolennikiem The Rolling Stones, a mamusia Loretty Lynn, więc w praktyce byli skazani na połączenie w ewentualnej muzycznej przyszłości rocka i country. Kimberly naturalną koleją rzeczy zaczęła śpiewać jako pierwsza, a lokalne sukcesy dodały jej skrzydeł i zachęciły do wytrwałej roboty autorsko-piosenkarskiej. Gdy trochę dorośli, do siostry dołączyli bracia i rodzinnie muzykowali na wielu, że tak powiem, powiatowych imprezach. W 2009 roku zupełnie przypadkowo usłyszał ich Bob Doyle, menadżer Gartha Brooksa i postanowił im pomóc. Akurat w Nashville zaczynała działać nowa wytwórnia płytowa, Republic Nashville i taka ledwie startująca kapela wydawała się dla niej niezłym punktem w portfolio firmy. Dziś wiadomo, że świetnym, skoro obwołano ją grupą rokującą największe nadzieje. Popularność chodzi dziwnymi, najczęściej nieodgadnionymi drogami, a w ich wypadku wygląda na to, że cała Ameryka po prostu czekała na ich debiut. Nagrali najpierw cztery single, które rozeszły się w pięknym nakładzie, potem wydali je z jeszcze jednym utworem na wspomnianym EP, a w październiku ubiegłego roku ukazał się ich pierwszy i na razie jedyny album CD z jedenastoma piosenkami. Zrobiono go według podobnego pomysłu, bo do pięciu znanych już kompozycji dołączono jeszcze sześć innych. W dziewięciu rodzeństwo figuruje także jako grono autorów, lub przynajmniej współautorów. Jest jeden wyjątek: „If I Die Young”, dotychczas największy przebój rodzinnego przedsięwzięcia, napisała sama Kimberly. Ten singiel jest już potrójnie platynowy, zdobył tytuł singla, piosenki i teledysku roku. Bardzo zgrabny utwór, nawet trochę wzruszający, przymnożył The Band Perry miliony entuzjastów. Cała trójka na estradzie sprawia wrażenie niezwykle młodych osób, niemal dzieci. Śpiewają niezłe piosenki, w których country, rocka i popu jest mniej więcej tyle samo, ale countrowego opakowania pewnie w nich najwięcej. To oczywiście nie przypadek, bo akurat tego typu mieszanka jest najłatwiejsza do sprzedania. Są bezpretensjonalni, nie udają „młodych-starych”, nie uciekają od młodości, więc muszą się podobać rówieśnikom. Decydentom w Nashville też ogromnie się podobają, to przecież nowa kura znosząca złote jajka, nie mówiąc już o tym, że przyciągająca do country nowych wyznawców. Poza tym rodzeństwo śpiewa czyściutko, podkłady są doskonałe, robota realizatorów bez zarzutu. Te piosenki wchodzą błyskawicznie do głowy, ale z równą łatwością z niej wypadają, może poza wspomnianym superprzebojem. The Band Perry są nominowani do Grammy w kategorii najlepszego nowego artysty. Jeśli i ten tytuł uzyskają, usłyszymy o nich z całą pewnością jeszcze wielokrotnie!
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa zespołu: www.thebandperry.com
Recenzja ukazała się w numerze 1/2012 miesięcznika Muzyk.