Cóż to za zdolny muzyk z tego Sosnowskiego! Już jego pierwszy album był bardzo ciekawy, ale ten drugi, który właśnie przesłuchałem kilka razy z rzędu, wydaje mi się o wiele bardziej interesujący. „Chcę opowiadać przede wszystkim o miłości. Szukam tego, co uniwersalne, co łączy nas wszystkich”. W wywiadach wspomina też o burzliwych przejściach związanych z rozgryzaniem tego zagadnienia. Ciekawe, że sam nie zdecydował się na pisanie tekstów, tylko powierzył to zadanie żonie, Aleksandrze Góreckiej. Teoretycznie tkwi w tym pewne ryzyko, ale sądząc po efektach, dobrze zrobił! To nie jest może wyrafinowana poezja, raczej opis zdarzeń i stanów emocjonalnych między nią a nim, przedstawione z punktu widzenia młodego mężczyzny, walczącego o swoją kobietę. Miłość, najbardziej na krążku obecna, nie wyczerpuje listy poruszanych tematów. Dodam, że autorka, nie chcąc w niczym ograniczać męża – kompozytora, pisze zawsze do muzyki. W tej sytuacji nie powinno dziwić, że słowa pasują wręcz idealnie do nutek i świetnie się uzupełniają. Państwo Sosnowscy na wszelki wypadek przygotowali na ten krążek aż 24 utwory, ostatecznie wybierając na płytę połowę z nich. Wybór wydaje się ze wszech miar właściwy: utwory są mocno zróżnicowane w tempach i charakterze, nie ma mowy o nudzie! Kompozytor, aranżer i wykonawca w jednej osobie absolutnie świadomie skorzystał z inspiracji muzycznych lat 70., łatwo zauważyć wpływ soulu, jak i R&B z tamtego okresu. Stąd tak duża dawka energii płynąca z większości utworów. „Dalej”, „Dym”, „UFO” są tego najjaskrawszym dowodem. Jeśli ktoś nie słyszał tego wokalisty (niech żałuje!), nie wie, że do takiego repertuaru jego specyficznie zachrypnięty, żeby nie powiedzieć, chropawy, podobny nieco do Joe Cockera głos, pasuje jak ulał. Świetnym pomysłem było zaproszenie Małgorzaty Ostrowskiej, ich duet „Hej” jest przykładem rzadko spotykanej, „wyzwolonej”, jak się kiedyś mówiło, pozytywnej energii. A jednak dla mnie najciekawszym i najbardziej aktualnym utworem, jest „Jak na psy”, z doskonale rozpisaną partią dęciaków („Patrzą na nas, jak na psy, przetrzymamy ich. Nie musimy biec, zobacz, jak stają się mali”). W przeciwieństwie do pierwszego albumu tworzonego samodzielnie, tym razem Sosnowski zaprosił liczne grono doskonałych muzyków, z instrumentami klawiszowymi, sekcją rytmiczną, a nawet, żeby nagrania naprawdę przypominały przeboje z lat 70., organami Hammonda. Świetnie brzmi także sekcja dęta, drugi nieodzowny, charakterystyczny dla muzyki z tamtego czasu element, jak również kobiece chórki. Właśnie dzięki temu nietrudno usłyszeć momentami blues i gospel, a nawet folk. Dla mnie to najlepszy tegoroczny polski album.
Tekst: Marcin Andrzejewski
Internet: www.facebook.com/TheSosnowski/