Podobno pierwsze przymiarki do ponownych, wspólnych nagrań legendarnego składu zespołu Carlosa, Santana Band, zaczęły się dobrych kilka wiosen temu. Z początku lider chciał się „tylko zorientować”, na ile dawni przyjaciele, tworzący grupę ponad cztery dekady temu, są zainteresowani propozycją reaktywacji wspólnych poczynań. Z czasem telefony stały się bardzo konkretne, aż w końcu lider otrzymał zapewnienie, że czterech muzyków ze składu nagrywającego w 1971 roku album „Santana III”, z pewnością z najwyższą ochotą spotka się razem w studiu. Postanowili, że każdy z nich będzie miał szansę zaproponowania swoich kompozycji. Rada w radę wybrano szesnaście utworów. W charakterze wokalisty doproszono do dwóch piosenek Ronalda Isleya, który żadnych specjalnych rekomendacji nie potrzebował. W ten sposób powstał 23. album grupy Santana Band. Jak przed laty, grają i śpiewają coś, co przyjęło się nazywać rockiem latynoskim, czyli mieszankę jazzu, rocka, popu i folku. Być może w moim opisie rzecz nie wygląda porywająco, ale muszę od razu powiedzieć, że jest to album fascynujący, oczywiście, jeśli taką muzykę się lubi. Dla mnie, niezmiennie od lat, Santana należy do wąskiego grona muzyków najwyższej klasy. Tu nie chodzi wyłącznie o jego umiejętności gry na gitarze, choć w tym także jest mistrzem, ale o umiejętność stworzenia takiej atmosfery w studiu, że każdemu uczestnikowi jego projektów dosłownie rosną skrzydła. Z tego krążka bije niesłychana radość muzykowania i wspólnego tworzenia, która siłą rzeczy z łatwością przenosi się na każdego słuchacza. Każdy utwór tryska własnym nastrojem, tempem i życiem. Świetnych pomysłów zatrzęsienie, a wykonanie jest po prostu znakomite, zresztą czego można oczekiwać od tak wytrawnych muzyków, jak nie mistrzostwa? Santana powiedział, że praca nad tym materiałem była magiczna i taki efekt dociera bez trudu do odbiorców. Już na początku, w „Yambu”, fantastyczna rozmowa gitar Santany i Schona daje przedsmak tego, co nas czeka, a zaraz potem, w „Shake It” Carlos sięga wyżyn swego gitarowego kunsztu. Mnóstwo tu tanecznych rytmów latynoskich, ostrych rockowych solówek, ale i piękna ballada „You And I”, dedykowana przez Carlosa żonie. Mówiąc najkrócej, to jest taki krążek, który każdy miłośnik dobrej muzyki, nie wspominając o jej wykonawcach, powinien posiadać i starannie przyswajać sobie każdy takt. Warto!
Tekst: Marcin Andrzejewski
Recenzja ukazała się w numerze 6/2016 miesięcznika Muzyk.
Strona internetowa artysty: www.santana.com