Podobno kwestię produkcji albumu inspirowanego muzyką Afryki, Santana załatwił z Rickiem Rubinem w ciągu jednej krótkiej rozmowy. „Kogo z muzyków potrzebujesz”, zapytał Rubin. „Zadzwoń do Buiki i Laury Mvuli. Poza tym ósemka z mojego zespołu”. Hiszpańska i brytyjska gwiazda nie zastanawiały się ani chwili, wyraziły natychmiast zgodę. Cała grupa zjawiła się w studiu Rubina „Shangri La Studios” w Malibu. Za perkusją usiadła żona Carlosa, Cindy Blackman Santana, już chyba pełnoprawny członek zespołu. Pracowali jak przodownicy pracy, nagrywając przez dziesięć dni czterdzieści dziewięć utworów! „Wiele rzeczy nagraliśmy na setkę, często jednego dnia rejestrowaliśmy sześć, siedem pozycji!”, opowiadał Santana. Na podstawowym albumie znalazło się jedynie jedenaście utworów, zatem druga część wydaje się prawdopodobna. Nie zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że akurat ten album jest odkryciem repertuarowym artysty. Carlos nagrywał podobne utwory już w początkach kariery w latach 60. i 70. Poza fascynacją muzyką afrykańską, słychać tu wyraźnie mocne wpływy hiszpańskie, momentami przypominające lekko zmodyfikowane flamenco. Być może spory udział w takim charakterze krążka ma Buika, nie tylko śpiewająca na krążku większość utworów, ale również figurująca jako współautorka kilku pozycji. Oczywiście głównym autorem pozostaje Carlos, dla którego najwidoczniej szalenie ważny był powrót do innej, teraz niemal zaniechanej formy utworów. Tu właściwie nie ma obowiązującego teraz schematu, typu zwrotka – refren – krótkie solo instrumentalne i znów refren. Obowiązuje o wiele większa swoboda i dłuższy czas zarówno na granie, jak i śpiewanie. Słychać sporo różnych instrumentów perkusyjnych, wszelkiego typu rytmicznych przeszkadzajek. Szalenie ważne są oba głosy kobiece, nawet ich barwa. Wspomniałem, że większe pole do popisu ma Buika, ale i Laura Mvula udowadnia, że jej sława i pozycja nie wzięły się znikąd. Na temat muzyków Carlosa powiedziano już chyba wszystko, to rewelacyjni instrumentaliści, którzy potrafią odnaleźć się w każdym stylu. Wychodzi na to, że Rubin wiedział doskonale co robi, zgadzając się natychmiast na propozycję Santany. To wyjątkowo energetyczny i muzycznie doskonały album, na pewno jeden z najlepszych, jakie słyszałem w tym roku.
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa artysty: www.santana.com
Recenzja ukazała się w numerze 7/2019 miesięcznika Muzyk.