Oto koronny dowód, jak bardzo wszelkie kalki i określenia stylu poszczególnych wykonawców bywają zawodne! Kto tę piosenkarkę kojarzył dotychczas jedynie z drapieżnym rockiem, będzie musiał zweryfikować swoją opinię, bo jest dalece niepełna. Pani Małgorzata wydała właśnie album zupełnie różny od dotychczasowych, najbliższy klimatom smooth jazzu. Miejsce przesterowanych gitar zajęło przede wszystkim delikatne brzmienie fortepianu, ale również skrzypiec, wiolonczeli, fletu czy harfy. To nie powinno dziwić, jeśli dodam, że producentem, kompozytorem większości utworów i aranżerem, jest wielce utalentowany Maciej Muraszko, w tej chwili najczęściej kojarzony z jego pracą dla Stanisławy Celińskiej. Sama wykonawczyni napisała większość naprawdę przejmujących tekstów, traktujących o sprawach zasadniczych dla każdego. Głównie o miłości, ale też przemijaniu i odpowiedzialności. Trochę i o tym, że do borykania się z życiem trzeba chcieć dorosnąć. Czternaście utworów składających się na ten krążek jest bardzo różnych, oczywiście niektóre przypominają o rockowej stronie pani Małgorzaty, ale brzmią zupełnie inaczej, niż stare przeboje. Jednak ani „Ziemia w ogniu”, ani „Miłość jak huragan” w niczym nie psują nowego wizerunku artystki. Ta nowa twarz piosenkarki jest pokłosiem nagłego odejścia jej wieloletniego menadżera i przyjaciela, Piotra Niewiarowskiego. Pani Małgorzata twierdzi, że był jej kimś, zresztą nie tylko w kwestiach zawodowych, najbliższym. Podobno to on długo i bezskutecznie namawiał ją do nagrania takiego krążka, ale stało się tak dopiero teraz, jako swoiste post scriptum ich wspólnych, zawodowych lat. No cóż, doskonale znał wszechstronne możliwości „podopiecznej” i wiedział, że nie kończą się one na mocnym, ostrym śpiewie. Gdyby go posłuchała kilka lat temu, może ta „nowa twarz” pomogłaby w zbudowaniu wcześniej jeszcze pełniejszego wizerunku artystycznego? Naprawdę szkoda, że tak się nie stało. Pani Małgorzata udowadnia, że doskonale czuje wagę słowa i potrafi je podać z precyzją wytrawnej aktorki, bez cienia fałszu. A do tego umie, co mnie zupełnie nie zaskakuje, śpiewać niezwykle delikatnie. Ostatni utwór, „Szpilki”, powstał już kilka lat temu. Opowiada o kobiecie dojrzałej, która wcale nie wyzbyła się pretensji do tego, żeby kochać i być kochaną, także w sensie fizycznym. I pomyśleć, że niektóre nasze rozgłośnie, kierowane przygłupawą troską o morale słuchaczy, nie chciały jej emitować! Maciej Muraszko wykonał perfekcyjną robotę, po raz kolejny udowodnił nie tylko klasę swoich kompozycji, ale też roboty aranżacyjnej i producenckiej. Interesująca, zaskakująca płyta. Ciekawostka: album ma dwie okładki!
Tekst: Marcin Andrzejewski
Internet: www.ostrowska.pl / www.facebook.com/ostrowska.malgorzata/
Recenzja ukazała się w numerze 1/2020 miesięcznika Muzyk.