Opisujemy ostatnio różne zagadnienia związane z piosenką popularną. Interesują nas więc wszelkie aspekty czyniące z niej zjawisko muzyczne i socjologiczne. Próbowaliśmy już odpowiedzieć na pytanie dotyczące społecznych oczekiwań skierowanych do jej autorów i wykonawców oraz omówiliśmy w wielkim skrócie jej rodowód i znaczenie. Teraz zamierzamy wskazać na elementy pozamuzyczne decydujące o ewentualnym zaistnieniu piosenki w świadomości słuchaczy, a może nawet o jej sukcesie komercyjnym.
Skomponowanie piosenki jest niewątpliwie procesem twórczym. Trwa on niekiedy bardzo krótko, np. pół godziny, albo przebiega znacznie dłużej, np. w ciągu pięciu lat. Niezależnie jednak od wielkości czasu, jaki poświęcają napisaniu piosenki autor słów i kompozytor, jej wartość merytoryczna i estetyczna podlega identycznym ocenom. Mogłoby zatem wydawać się, że zasięg jej oddziaływania powinien być też zawsze wprost proporcjonalny do walorów muzycznych, tekstowych i interpretacyjnych, jakie posiada. Że tak jednak nie jest wie każdy, nawet ten, kto zupełnie nie interesuje się jej problemami. A skoro taka sytuacja jest powszechnie znana, to muszą też oczywiście istnieć określone warunki, które decydują o jej pojawieniu się w mediach i dają jej szansę stania się przebojem. Niestety, te leżą nie w sferze muzycznej, ale biznesowej. Tak więc, dzieje piosenki nagranej już i wydanej na płycie, oczekującej swojej prezentacji w salonach wydawniczych, audycjach radiowych i programach telewizyjnych, toczą się nie w świecie kultury, ale mamony. Aby zatem poznać przeszkody czyhające na nią w tych obszarach, należy wykryć czynniki umożliwiające jej jednak szczęśliwe pokonanie tych barier. Zarazem bardzo dziwnym jest to, że trzeba jeszcze coś odkrywać w rejonach, gdzie obowiązują brutalne, a jednocześnie ogólnie znane prawa rynku. A nie ma się co czarować, piosenka jest również towarem handlowym podlegającym regułom popytu i podaży. Media właśnie dzięki niej, między innymi, żyją, tuczą się i rosną w siłę.
O tym, czy piosenka znajdzie się w witrynach sklepowych i radiu, decyduje, albo przypadek, albo znajomości, albo – co najefektywniejsze – finansowe wsparcie. Jeśli chodzi o ślepy traf, to zdarza się on niezwykle rzadko i najczęściej wynika z faktu, że na półkach sklepowych z płytami zrobiło się nagle pusto i obsługa w celu uzupełnienia braku wyciągnęła z magazynu na chybił-trafił jakieś albumy znajdujące się w pokrytych pajęczyną kartonach lub też prezenter radiowy zapomniał, albo nie miał czasu, wybrać dostatecznej ilości nagrań do audycji i w panice sięgnął do szuflady gdzie znajdowała się sterta przysyłanych mu kompaktów i z pierwszego, jaki nawinął mu się pod rękę wybrał ratującą go piosenkę.
Znajomości w branży dystrybucji i przyjaźnie z prezenterami muzyki przynoszą przeważnie efekty. Autorzy piosenki wręczając swój projekt koleżance lub koledze z działu marketingowego mają od tego momentu znacznie większe szanse niż konkurencja, że właśnie ich propozycja pojawi się rzeczywiście w sprzedaży. Jeszcze dodatkowo, być może, będzie promowany, a recenzja o nim ukaże się w prasie. Równie dobre efekty uczynić potrafi zaprzyjaźniony radiowiec, który prowadząc swoje audycje na falach eteru zaproponuje odbiorcom piosenkę swoich znajomych. Jeśli jeszcze zrobi to wiele razy, to przyczyni się do uzyskania przez nią sporej popularności. No, a przy szczęśliwym dla niej zbiegu okoliczności, pomoże jej uzyskać status hitu.
Najlepszy skutek w popularyzacji piosenki odnoszą wyłożone w tym celu pieniądze. I tu doszukujemy się wyraźnej alegorii w uzyskiwaniu właściwych wyników wprost proporcjonalnych do wysokości sumy przeznaczonej na ten cel. Mówiąc krótko, im więcej „kasy” będzie wyłożonej, tym pewniejszy będzie wynik negocjacji. Stąd przy odpowiednio silnej perswazji finansowej, końcowy wynik – z zasady – jest osiągnięty. Piosenkę odtwarza się często i niejako automatycznie staje się ona przebojem.
Doskonałe rezultaty przynoszą także – oczywiście w ramach materialnego wsparcia – tzw. „chwyty marketingowe”. Jawią się one najczęściej po czasie ich skutecznego działania i ośmieszają naszą inteligencję. Przykładowo wymyślamy jeden z nich. W internecie pojawia się informacja, że piosenki zamieszczone na płycie powstały bez użycia elektroniki. Pozbawiona jest ona również jakiejkolwiek późniejszej korekcji, a wokalistka i zespół jej towarzyszący zarejestrowali ją z uwzględnieniem wszelkich, ewentualnych pomyłek. Co niecodzienne, twórczynią wszystkich tekstów i melodii jest wyłącznie piosenkarka, która też je sama zaaranżowała – na fortepian co prawda, kwartet smyczkowy i instrumenty dęte – i sama też je interpretuje akompaniując sobie na fortepianie. To, że jest to bujda na resorach, nie ma większego znaczenia. Istotnym jest to, że sam pomysł zaintrygował słuchaczy, a ci z wypiekami na twarzy wykupują jej płytę. To, czy piosenki są wartościowe, czy też nie, niewielu obchodzi. Ważne, że zajmują ich uwagę. A to jest przecież w gruncie rzeczy najważniejsze.
Tekst: Piotr Kałużny
Artykuł ukazał się w numerze 11/2010 miesięcznika Muzyk.