Najczęściej stała na scenie ubrana w czarną suknię, prawie nieruchomo, delikatnie kołysząc się w rytm wykonywanej piosenki. Przekazywała treść i nastrój głównie za pomocą rąk, zawsze oświetlanych dodatkowo za pomocą reflektora punktowego. To były starannie wystudiowane ruchy, wykonywała coś w rodzaju skomplikowanej partytury gestów. Nie miały one nic wspólnego z jakimś naturalistycznym podkreślaniem treści, raczej z jej wyobrażeniem tego, co w wykonywanym utworze ważne. Trudno też powiedzieć, że te piosenki śpiewała. Najbliższa była jej forma melorecytacji, wykonywanej jedynym w swoim rodzaju, pięknym i dość niskim głosem. Czasami nuciła fragmenty melodii, by po fragmencie mówionym, znów przejść na krótkie „dośpiewanie”. Byli krytycy, którzy w takich wykonaniach dopatrywali się przesady i braku naturalności, ograniczającej kontakt z widownią, ale sądząc po wielu dekadach spędzonych przez Juliette Gréco na estradzie, nie mieli racji.
Wiele lat jej kierownikiem muzycznym i szefem zespołu akompaniującego, był pianista, Henri Petterson i dzięki jego aranżacjom recitale Juliette Gréco były także muzycznym rarytasem. Podobno repertuar dobierali wspólnie, chodziło nie tylko o znakomite teksty i muzykę, ale też odpowiedni charakter całości wieczorów gwiazdy.
Zaczynała karierę w kabarecie „Boeuf sur le toit” w 1949 roku. Podobno pierwsze utwory wybrał jej sam Jean Paul Sartre, z którym się przyjaźniła. Była najjaśniejszą muzą Paryża lat powojennych i to ona w znacznym stopniu ugruntowała legendę, uchodzącej wówczas za gorszą, dzielnicy St-Germain. Tam gnieździli się malarze, muzycy, poeci, prozaicy, aktorzy, kompozytorzy, jednym słowem sfery artystyczne, tworzący styl nazwany egzystencjalizmem. Greco, ze swoimi długimi, czarnymi włosami, ubrana prywatnie w prosty, czarny golf, z nieodłącznym papierosem, stała się muzą ich wszystkich. Za najwspanialszą przyjaciółkę traktowali ją Simone de Beauvoir, Albert Camus, Jean Cocteau… Pisali dla niej najwięksi kompozytorzy i poeci tych i trochę późniejszych lat, Francois Mauriac, Raymond Queneau, Brassens, Prevert, Kosma, Ferre, Aznavour, Beart, długoletnim prywatnym i artystycznym towarzyszem stał się sam Miles Davis. Jej repertuar był gorzki, często erotyczny, mówiący dużo o ciemnych stronach życia. Takie były czasy i potrzeby tych, którzy po wojnie pragnęli normalnego życia. Śpiewała oczywiście o miłości we wszelkich przejawach, ale też o panienkach z burdelu, mężu, który potrafił zadowolić żonę przez całe życie tylko w ten sam sposób, o bezpowrotnie uciekającym dla młodych dziewcząt czasie, starości za wcześnie pukającej do każdego… Dzięki temu, że te teksty były czystą, wspaniałą poezją i dzięki swemu wdziękowi, Juliette Gréco potrafiła uczynić z nich prawdziwe perełki swego repertuaru.
Miała pozycję wyjątkowej damy francuskiej, a właściwie światowej piosenki. Była na tyle inna, że nie sposób było ją naśladować, nie mówiąc o jakimś zaszufladkowaniu. Co prawda zdarzały się odważne piosenkarki usiłujące śpiewać „pod Juliette”, jednak można było kopiować jej ubiory, sposób bycia na estradzie, czy styl gry, ale to były zaledwie imitacje. Premiery jej wieczorów należały do najbardziej oczekiwanych wydarzeń artystycznych i towarzyskich. Jeździła z recitalami po świecie, była kilkakrotnie w Polsce. Nagrała kilkadziesiąt albumów studyjnych. Jako aktorka zagrała też w kilkunastu filmach francuskich i amerykańskich, grała w paryskich teatrach. Potrafiła się zmieniać. Gdy zmienił się klimat artystyczny, a znaczenie St-Germain stało się już tylko symboliczne i Paryż zaczął oczekiwać innego repertuaru, skorzystała z usług takich twórców, jak Serge Gainsbourg czy Jean Ferrat. Pisano o niej, że „jej głos zawiera w sobie miliony wierszy”.
„Nie mam zamiaru umrzeć na estradzie z powodu nadmiaru zmarszczek”, powiedziała kiedyś, ale jej ostatnia trasa pożegnalna, „Merci”, miała miejsce w 2015 roku. Jej legenda wcale nie malała. Przeżyła prawie wiek, w którym stała się jedną z ikon sztuki. „Nie jestem zła, jestem dzika”, mówiła o sobie Juliette, ostatnia wielka muza francuskiej piosenki…
Słynna piosenkarka i aktorka zmarła 23 września w wieku 93 lat.
Tekst: Andrzej Lajborek
zdjęcie: Juliette Gréco podczas koncertu w Cinetone Studio w holenderskim Duivendrecht w 1963 roku; fot. Jack de Nijs / Anefo (CC0 1.0)