Z tego co mi wiadomo, po kilkudziesięciu latach uczenia muzyki, niewiele osób zastanawia się nad jej fenomenem. Dla wszystkich istnienie jej jest oczywiste i – jak dowodzą artefakty – od zamierzchłych czasów towarzyszy ona człowiekowi. Dociekanie jej zdefiniowania i istoty wywoływania przez nią uczuć jest tylko dzieleniem włosów na czworo. Pogląd ten wydaje mi się być jednak powierzchownym. Przecież innych zjawisk akustycznych, np. powstałych w wyniku kłótni małżeńskich, nie uznajemy za muzykę, chociaż też wpływają na nasze stany emocjonalne.
Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego jedne dźwięki otaczającego nas świata, nawet jeśli wzbudzają w nas czystą radość, np. wygłoszona przez szefa korporacji pochwała za osiągnięcia w słupkach sprzedaży produktów firmy, nie są muzyką, a inne przeciwnie, prowokujące nawet do płaczu, np. nagrany przez Glenna Goulda koncert F-moll Jana Sebastiana Bacha z Filharmonią Nowojorską pod dyrekcją Vladimira Golschmanna, stanowią jej pełne uzasadnienie. Wyjaśnienie tej kwestii wydaje się proste, ale, jak się okazuje w rzeczywistości, satysfakcjonujące odpowiedzi nastręczają już trudności. Najprostszym i najbanalniejszym spostrzeżeniem jest uznanie mowy za język słowny, a gry na instrumentach za jego przeciwieństwo.
Artykułowanie zjawisk akustycznych przez struny głosowe człowieka, struny instrumentów, słupy powietrza aerofonów, membrany bębnów i sztabki idiofonów, z punktu widzenia fizycznych uwarunkowań jest tak samo skuteczne. Jeśli tylko istnieje źródło akustyczne zdolne do wibracji, a wykonany został proces wzbudzenia tego źródła do drgań, to efekty tego działania, przenoszone w postaci fal akustycznych, są słyszalne.
Zjawiska akustyczne, niezależnie od faktu czy powstały w następstwie mowy, śpiewu czy gry na instrumencie, mają zawsze trzy wspólne cechy. Stanowią je: barwa, głośność i czas trwania. W muzyce określane są odpowiednio: sonorystyką, dynamiką i formą. Jeśli tych zjawisk akustycznych jest więcej w czasie, to pojawia się jeszcze rytm.
Cechami zjawisk akustycznych, które nie występują w mowie, a które szczególnie mocno utożsamiamy z muzyką, są – powstałe w następstwie obecności specyficznego zjawiska akustycznego zwanego dźwiękiem muzycznym – melodia i akordy. Dopiero ich zaistnienie dla większości ludzi determinuje pojawienie się muzyki.
Melodyka i harmonika są elementami muzyki, których zaistnienie warunkuje wyjątkowe zjawisko akustyczne, które muzycy nazywają dźwiękiem. Tylko jego wysokość, każdy człowiek, który słyszy, potrafi bezwzględnie określić słuchem. Usytuowania wszystkich innych zjawisk akustycznych nie potrafi dokonać. Ne wyróżnia w nich najniższego alikwotu.
Dlaczego tak się dzieje, że w zjawisku akustycznym zwanym dźwiękiem muzycznym, słyszymy perfekcyjnie dolny alikwot, a w pozostałych już nie? Odpowiedź jest oczywista dla znających jego budowę. Tylko to wyjątkowe zjawisko akustyczne ma zawsze identyczną konstrukcję alikwotową – i to niezależnie od źródła wibracji – a człowiek ma ją zapisaną w swojej pokoleniowej pamięci. Niektórzy z ludzi potrafią nawet nazwać jego wysokość. Mówimy wówczas o nich, że mają słuch absolutny. Naukowcy twierdzą, że każdy rodzi się z takim słuchem, ale u większości z nas zanika on w pierwszych latach życia. Jedynie w rodzinach, gdzie muzyka jest stale obecna i stanowi wyjątkową wartość, słuch absolutny ma szansę utrwalenia się na całe życie. Ale też ma on znaczenie wyłącznie dla tych, którzy tworzą i wykonują muzykę. Innym jest do niczego niepotrzebny.
Dlaczego każdy człowiek rodzi się ze słuchem absolutnym? Dlaczego każdy człowiek ma zapisaną w pamięci strukturę alikwotową dźwięku muzycznego? Dlaczego muzyka, byt tak abstrakcyjny, wywołuje w nas silne emocje, podobne do werbalizowanych w mowie lub widzianych czy odczuwanych w fizycznych realiach? Dlaczego muzyka jest obecna w każdej kulturze? Nie możemy jak dotąd udzielić pewnych odpowiedzi na te pytania. Możemy natomiast spekulować na tyle logicznie, by wyjaśnienia zawierały cechy prawdopodobieństwa i nie kłóciły się ze znanymi faktami.
Muzyka była kiedyś jedynym językiem porozumienia dla wszystkich ludzi. Językiem, który rozumieli wszyscy mieszkańcy Ziemi. Był to język absolutnego przekazu. Język, który nie mógł ulec zafałszowaniu.
Docierał bezpośrednio do świadomości i uczuć każdego człowieka. Jednak w historii rozwoju cywilizacji coś się istotnego wydarzyło – przykładowo, w Biblii jest to opisane w formie opowieści mówiącej o budowie przez ludzi wieży Babel i karze w postaci poplątania im wspólnego języka, jaka spotkała ich za ów grzech pychy – i odtąd mieszkańcy Ziemi musieli porozumiewać się wieloma językami, nie rozumianymi przez całą populację. A ten pierwszy, wspólny dla wszystkich język, mimo że stał się abstrakcyjnym, zachował swoją niesamowitą energię i nadal jest pokarmem dla duszy. Szanujmy zatem szczególnie ten najważniejszy z języków, język muzyczny.
Tekst: Piotr Kałużny
Artykuł ukazał się w numerze 11/2017 miesięcznika Muzyk.