„POLACC” to kolejna płyta cenionego akordeonisty Marcina Wyrostka. Tym razem Wyrostek i jego zespół pochylili się nad inspiracjami muzyką polską. Krążek ukazał się 17 października 2017 roku nakładem wydawnictwa Agora. O pracy nad płytą i specyfice nowego materiału opowiada gitarzysta towarzyszącej Wyrostkowi grupy Tango Corazon Daniel Popiałkiewicz.
W odróżnieniu od poprzednich albumów Marcina Wyrostka & Tango Corazon, „POLACC” koncentruje się na kulturze i muzyce polskiej. Członkowie zespołu Marcina pochodzą z różnych krańców kraju i każdy z nich wniósł odrębne inspiracje i wpływy. Jakie były twoje?
Nie sądzę, by wpływ któregokolwiek z członków zespołu był w jakimkolwiek stopniu determinowany przez region jego pochodzenia. Koncepcja wniesienia do brzmienia zespołu np. szantowej nuty ze względu na moją nadmorską proweniencję byłaby, delikatnie mówiąc, naciągana. Z racji światowej hegemonii kultury amerykańskiej, od kilkudziesięciu lat jesteśmy świadkami unifikacji na wielu jej gruntach, w tym także na gruncie muzycznym. Wzrastaliśmy zatem słuchając mniej więcej tych samych mistrzów, a stylistyczny kalejdoskop zespołu raczej nie jest wynikiem regionalizmów, lecz różnic w rodzajach wykształcenia, zdobytych doświadczeń oraz profilów osobowościowych. I tak na przykład część z nas pokończyła studia muzyczne o kierunku klasycznym, pozostali natomiast jazzowo-rozrywkowym. Choćby nie wiem jak się upierać przy uroczo naiwnym i ideowo wzniosłym wyznaniu, że muzyka jest jedna, to jednak są to dwa całkowicie różne do niej podejścia. Prymat improwizacji i swobodniejszej orientacji na kompozycje jest tym, co zawsze starałem się wnieść do zespołu. Jeśli chodzi o wczesne doświadczenia, to przykładowo Marcin całą młodość grał z tatą na weselach, ja natomiast jestem dzieckiem Kościoła, parę lat byłem organistą. I on, i ja przeszliśmy więc przez niezrównane, praktyczne szkoły muzyki ludowej i rzetelnego kształcenia słuchu, choć tak różne jeśli chodzi o poziom świeckości. I właśnie to, tzn. pierwiastek ducha, jest tym, co zawsze staram się, choć w granicach rozsądku, wnieść w muzykę. Mówiąc o różnicach osobowościowych mam na myśli to, że sposób grania na instrumencie i pojmowania muzyki w ogóle zawsze wynika z profilu umysłowego muzyka. Czasem pośrednio, więc bywa to bardzo mylące. To tak jak ubiór – może nam mówić o człowieku kim jest np. z wykształcenia, lub po prostu o jego aspiracjach w tym aspekcie. Niemniej w naszym zespole to przełożenie wydaje mi się dość bezpośrednie. Ekstrawertyczny sposób grania Marcina czy Krzyśka, perkusjonalisty nie bierze się znikąd. Znów odpowiadając na pytanie o mój wkład, to przestrzeń, oddech i niechęć do konwencjonalnych środków rytmiczno-harmonicznych jest tym, co chciałbym postrzegać jako swoją cegiełkę.
Czy podczas poszukiwań odpowiednich inspiracji na potrzeby „POLACC” znalazłeś w polskiej muzyce coś nowego dla siebie, co cię zafascynowało?
Z jednej strony byłem zawsze przesiąknięty muzyką polską, poprzez moje uwielbienie do muzyki Chopina czy choćby kościelnej pieśni ludowej. Słowiańską melodyjność mam we krwi i uważam, że nie tylko jest to niedoceniany przez nas, słuchaczy w Polsce, aspekt ogólnie muzyki europejskiej, ale także, ośmielę się prowokacyjnie stwierdzić, cecha mogąca stanowić o jej wyższości nad muzyką amerykańską, która w swych podstawach jest rytmiczna, stąd bardziej somatyczna.
Z drugiej strony muszę przyznać, że dotychczas znałem tylko wierzchołek muzyki polskiej. Dzięki pracy na tą płytą zasięgnąłem czerpakiem nieco głębiej i obecnie jestem pod ogromnym wrażeniem np. bitonalności w mazurkach Szymanowskiego, czy tego, jak silne oddziaływanie może mieć brak ciążeń harmoniczno-funkcyjnych, jak w utworze Góreckiego.
Ponadto po raz kolejny miałem przyjemność obcować z dobrym tekstem w piosence, który pojawia się w kilku miejscach na płycie. Pod tym względem, jeśli chodzi o moją pracę z innymi artystami, nie mogę narzekać. Za każdym razem uświadamia mi to jednak, że teksty sporej części współczesnej piosenki polskiej na rynku to chłam. Może wynika to z tego, że piosenkarze nie powierzają tego specjalistom i sami piszą sobie teksty, zbytnio polegając na swoich umiejętnościach. Zwłaszcza ci kryjący się za językiem angielskim, który niezależnie od poziomu banału obnażonego po przetłumaczeniu, daje im i słuchaczowi wrażenie światowości.
„POLACC” jest kolejnym albumem, jaki nagrałeś z Marcinem Wyrostkiem jako członek towarzyszącej mu grupy Tango Corazon. Współpracujecie ze sobą tym samym od dekady. Co się w tym czasie między wami zmieniło – muzycznie i prywatnie?
Największym muzycznym wyzwaniem było dotarcie do siebie dwóch światów, o których wcześniej wspomniałem: klasycznego i rozrywkowego. Muszę powiedzieć, że wieloletnie zmagania zwieńczyliśmy sukcesem. Wszyscy uczymy się od siebie wzajemnie i stworzyliśmy coś, co można nazwać brzmieniem zespołu.
Kolejną rzeczą, z którą trzeba mierzyć się nieustannie, i dotyczy to pewnie wielu zespołów, jest granie urozmaiconych, zaskakujących improwizacji. I nie mam tu na myśli zaskoczenia publiczności, z której wielu słyszy cię pierwszy czy drugi raz, tylko muzyków z zespołu, którzy znają już twoje szablony, unikania których wymaga twoje dobre imię jako improwizatora. Ogólnie znamy doskonale swoje słabości: kto nie umie improwizować, kto jest na bakier z timem, kto niedomaga technicznie. I nikt nie jest tu krystaliczny. Ale po latach wspólnego koncertowania mamy do siebie i tych spraw spory dystans. Stawiamy więcej nacisku na dobrą zabawę. I zarabianie dużych pieniędzy oczywiście! (śmiech)
Parę poważnych okresów kryzysowych związanych z różnymi aspektami tej pracy mamy za sobą. Ten zespół to zestaw różnych osobowości. Jeden lubi po koncercie wrócić jak najszybciej do domu i wypocząć, drugi chce się napić. A bus jest jeden. Jeden jest gadułą, drugi niekoniecznie. Ja taki jestem, nie lubię dużo rozmawiać i potrzebuję zanurzyć się w swoich myślach. To wszystko rodzi konflikty. Żeby przetrwać i nie zwariować nieodzowna jest zdrowa higiena towarzyska. Ostatnio na przykład troje z nas, w tym ja, jechało na koncert w Gdańsku pociągiem z Warszawy. Każdy miał miejscówkę w innej części pociągu. Wyszło tak niechcący, ale niespecjalnie staramy się, by to się nie zdarzało. Po przyjeździe do miasta koncertu na dworcu się witamy, po koncercie żegnamy i rozchodzimy na swoje miejscówki w pociągu powrotnym. To bardzo ważny element wspólnego bytowania. Ale ostatecznie wszyscy na swój sposób się kochamy i doskonale czujemy się ze sobą na scenie. Mamy za sobą sporo kłótni, ale też naprawdę wiele wspaniałych, także rodzinnych biesiad.
W jaki sposób oddać na scenie specyfikę muzyki, jaka znalazła się na „POLACC”? Czy wasz zamysł i inspiracje będą czytelne dla słuchaczy spoza naszego kraju?
Odkąd pamiętam najwięcej gramy w salach filharmonicznych bądź po prostu imponujących salach koncertowych, których w ostatnim czasie w Polsce sporo przybyło. Tego typu miejsca sprzyjają prezentowaniu zarówno muzyki kameralnej, do której często wracamy jak i materiału zaaranżowanego na orkiestrę symfoniczną, z którą gramy od dawna i bardzo często. Zresztą na płycie w kilku utworach towarzyszy nam orkiestra AUKSO pod batutą maestro Marka Mosia.
Podczas procesu nagrywania niewiele nakładaliśmy instrumentów, których nie jesteśmy w stanie oddać na żywo, stąd materiał brzmi podobnie. Może poza moją gitarą, która w studio była akustyczna, firmy Celtone, na scenie natomiast jest zazwyczaj klasyczna. W dni, w których nagrywaliśmy, klasyczna zaniemogła, jak się okazało z korzyścią dla muzyki, bo w efekcie Celtone zabrzmiał stabilnie, krystalicznie i szlachetnie. Zwłaszcza ze strunami THOMASTIK-INFELD, których z zachwytem używam od wielu lat. Ponadto nie zawsze na koncerty wożę gitarę elektryczną, której również użyłem w jednym z utworów na płycie.
Ilekroć gramy za granicą, choć znacznie rzadziej niż w kraju, to odbiór jest niesamowity, zwłaszcza z tym nowym materiałem. Może działa tu zasada egzotyki. Jedną z rzeczy, leżących u podstaw takiej koncepcji płyty, była właśnie chęć intensyfikacji zagranicznych koncertów. Zobaczymy jaki będzie tego oddźwięk.
Rozmawiał: Jakub Milszewski
Strony internetowe: danielpopialkiewicz.com / www.wyrostek.com.pl
Wywiad ukazał się w numerze 2/2018 miesięcznika Muzyk.