Wobec wielu elementów muzycznych obiegowe o nich opinie są, delikatnie mówiąc, niepełne i nietrafne. Chyba jednak najwięcej nieporozumień dotyczy akordyki i… rytmu. Szczególnie ten ostatni, ściśle zdefiniowany przez wielkości matematyczne i czasowe, wymyka się prawdzie. A przecież każdy z nas słyszy, że w klasyce, estetyce dźwiękowej pisanej i wykonywanej przez profesjonalistów, mimo określonego tempa kompozycji i dokładnej realizacji jej zapisu nutowego, narracja rytmiczna w niczym nie przypomina metronomicznej dokładności. W niektórych stylach, np. romantycznym, czy impresjonistycznym, wręcz jej zaprzecza. Przykładowo, słynne rubato w chopinowskich dziełach, to nic innego, jak całkowicie dowolna interpretacja wartości rytmicznych (trzeba dodać, że klasycy z takim tłumaczeniem się nie zgadzają; według nich to nie jest całkowita dowolność).
Rytm w muzyce stanowią zjawiska akustyczne pojawiające się w określonych odległościach czasowych (def. własna). W notacji zapisujemy go wartościami nut i pauz. Można więc z zegarmistrzowską precyzją wyznaczyć długość trwania dźwięków, szmerów, trzasków itp. oraz obszary ciszy, które te zjawiska oddzielają. A potem owe wskazanie zrealizować idealnie na komputerze. I niestety, z rytmem muzycznym ta perfekcja niewiele będzie miała wspólnego.
Nie wszyscy z nas wiedzą, że rytm, który opanowujemy w szkołach muzycznych jest całkowicie przemodyfikowaniem rytmu naturalnego. Ponieważ to przekształcenie odbywało się na przestrzeni wieków – w muzyce zachodnioeuropejskiej – w procesie spekulacji artystycznej, stąd w końcu, gdy zmieniło wizerunek podzielności archetypu, to o nim zapomniano. A archetyp rytmiczny ma podzielność trójkową, a nie dwójkową, jak nas uczą. Co to oznacza w realiach muzycznych? To wskazuje na fakt, że cała nuta w rytmie naturalnym składa się z trzech, a nie dwóch półnut, półnuta składa się z trzech, a nie dwóch ćwierćnut, ćwierćnuta składa się trzech, a nie dwóch ósemek, itd. Oczywiście podzielność trójkowa nie jest podzielnością tworzoną w ramach matematycznego podziału podzielności dwójkowej (jak to ma miejsce w przyjętej notacji muzycznej). Archetyp podzielności trójkowej jest bowiem niemożliwy do zapisania w nutach. Ma on też wiele odmian, odpowiadających określonym kulturom etnicznym.
W muzyce ukształtowały się dwa style, które empirycznie poświadczają istnienie podzielności trójkowej wartości rytmicznych, jako wcześniejszej, źródłowej. Oba te nurty rodziły się w społeczności Afroamerykanów, potomków niewolników tworzących muzykę pierwotną, naturalną. I zarówno blues, jak i później jazz, łącząc podzielności trójkowe z dwójkowymi – zaadoptowanymi w efekcie naśladownictwa muzyki białych – wyraźną dominację pozostawiły podzielności trójkowej.
Jestem pewien, że Jan Sebastian Bach komponował i improwizował muzykę w rytmach rozswingowanych, kompilujących podzielność trójkową z dwójkową. Ale oczywiście zapis nutowy, stworzony do podzielności dwójkowej, nie był tego w stanie odzwierciedlić. Zatem notowanie jego dzieł musiało być uproszczone, tak jak i dzisiaj czynimy podobnie, zapisując twórczość bluesową i jazzową.
Realizacja rytmu muzycznego jest w pewnym sensie paradoksem. Z jednej strony musi być dokładna, a więc wartości metryczne winny w niej przypadać właśnie w miejscach wyznaczonych przez miary metryczne. Wartości mniejsze muszą też odpowiadać swoim podzielnościom. Ale już synkopy i towarzyszące im akcentacje niekoniecznie. Bardziej w nich liczy się płynność narracyjna, niż idealna precyzja. Zresztą te różnice w czasie są oczywiście prawie niezauważalne. Jednak to one decydują o ludzkiej, a nie mechanicznej ekspresji muzyki. Mówimy wtedy, że „żyje”.
W dzisiejszych czasach cyfryzacji muzyki, komputery z odpowiednim oprogramowaniem są w stanie komponować i odtwarzać te utwory w dowolnych stylach i tempach. Nigdy się nie mylą i nie mają żadnych problemów technicznych. Precyzja rytmiczna jest możliwa w wymiarze niedostępnym człowiekowi. A jednak, żeby utwory, np. jazzowe i bluesowe przypominały swoje wzorce, muszą posiadać specjalną opcję, która wprowadza drobne nierówności w prezentacji przebiegu rytmicznego. Fanów jazzowych i bluesowych i tak nie oszuka, bo czyni to bez serca i emocji. Zbliża się jednak bardziej do właściwych uwarunkowań rytmicznych. Niekiedy czyni się, a to przynosi najlepsze efekty, że perkusista programuje rytmikę w komputerze, starając się stworzyć ekspresję podobną do tej, granej na zestawie perkusyjnym.
Interpretacja rytmiczna jest najtrudniejszym elementem wykonań muzycznych. Wiem, że wielu profesjonalistów może uznać ten osąd za przesadzony, bo ważniejsza jest przecież muzykalność, wrażliwość, techniczna wirtuozeria, świadomość dramaturgiczna, itd. Zgadzam się, że w muzyce to wszystko jest bardzo ważne, ale kwestie rytmu są jednymi z najważniejszych.
Tekst: Piotr Kałużny
Artykuł ukazał się w numerze 7/2016 miesięcznika Muzyk.