O tym, że wiele naszych piosenek ma budowę odpowiadającą standardom jazzowym wiadomo od dawna (najbardziej oczywistym przykładem są tu utwory spółki: Przybora – Wasowski). Interpretowanie ich zatem w nurtach swingujących nie stanowi większych trudności. Nie wszyscy jednak zdają sobie sprawę, że szereg polskich kompozycji wokalnoinstrumentalnych, będących w większości przebojami, a odbiegającymi od typowych wzorów amerykańskiej muzyki popularnej zebranych w tzw. Real Bookach, w rękach takich mistrzów, jak Wojciech Karolak – organy, Jarosław Śmietana – gitara elektryczna i Adam Czerwiński – perkusja, okażą się także doskonałym materiałem do jazzowych i bluesowych improwizacji. Ich tegoroczna płyta, Polish Standards, zawiera dziesięć kompozycji polskich twórców, które zostały zinterpretowane w idiomie jazzowym. Faktycznie jest to kontynuacja i rozwinięcie dokonań klasycznego comba organowego, zwłaszcza tria Jimi Smitha, gdzie zestaw instrumentów był przeważnie identyczny z wymienionym wyżej. Podobnie zresztą też, jak to czynił wirtuoz Hammonda B3, w części propozycji muzycznych pojawiają się zaproszeni goście, przeważnie saksofoniści tenorowi i perkusjoniści. W przypadku interesującego nas albumu są nimi odpowiednio: Janusz Muniak (grający na aerofonie w trzech utworach) i Thomas Celis Sanchez (pojawiający się z przeszkadzajkami w dwóch kompozycjach). Dominującym stylem jest be-bop, a w solówkach akompaniamenty kształtowane są głównie w technice walkingu (gdzie głos basowy realizuje organista). Na kompakcie pomieszczone zostały kolejno: „Już nie zapomnisz mnie” Henryka Warsa (typowy dla lat sześćdziesiątych wizerunek mainstreamu), „Gdzie ci mężczyźni” Włodzimierza Korcza (temat pokazano tu w konwencji archetypicznego bluesa), „Why not this way” Jarosława Śmietany (jedna z dwóch pozycji krążka nie będących wcześniej popularnymi – sugerują to też zresztą ich anglojęzyczne tytuły – przedstawiona w szybkim tempie, a nawiązująca konstrukcją do słynnego „Giant Steps” Johna Coltrane’a), „Cała jesteś w skowronkach” Andrzeja Zielińskiego (przepiękna ballada przywołująca tu w wyrazie i klimacie dokonania jednego z gigantów gitary, Larry Carltona), „Pod papugami” Mateusza Święcickiego (pokazana w interesującym zamyśle aranżacyjnym, połączeniu estetyk: latynoskiej – w metrum 5/4 z be-bopową – w metrum 4/4), „Ta ostatnia niedziela” Jerzego Petersburskiego (następny majstersztyk aranżerski – zasadnicza melodia ujęta została wobec podkładu w wyraźnie polirytmicznym kontekście), „Little B.B.” Wojciecha Karolaka (wolny utwór interpretowany w quasi big-bandowym kolorycie), „Dni, których nie znamy” Jana Kantego Pawluśkiewicza (jeszcze jedna przewrotność w opracowaniu, tym razem znana piosenka z repertuaru Marka Grechuty utrzymana przez niego w swojego rodzaju melancholii i nostalgii zastąpiona została niemal bachicznym żywiołem), „Kiedy byłem małym chłopcem” Tadeusza Nalepy (kolaż shuffle-bluesa i be-bopu), „Jej portret” Włodzimierza Nahornego (zamiast oryginalnego metrum 3/4, kompozycja pokazana jest w metrum parzystym, a dodatkowo obok walkingu pojawia się rytm latynoski) i na koniec alternatywna wersja „Kiedy byłem małym chłopcem” (na 12/8, ale w duchu 4/4 z tematem zinterpretowanym w unisono gitary z przetworzonym elektronicznie głosem wokalnym). Płyta stanowi przykład wielkiej maestrii wykonawczej, zawiera mnóstwo interesujących rozwiązań aranżacyjnych i reprezentuje godną podziwu konsekwencję w utrzymaniu przyjętej estetyki muzycznej. Ale najważniejsze dla nas odbiorców jej jest to, że słucha się jej z przyjemnością i z pełną satysfakcją.
Tekst: Piotr Kałużny
Recenzja ukazała się w numerze 12/2007 miesięcznika Muzyk.