Się porobiło… 5.04.2019, na swoim pierwszym posiedzeniu, nowy Zarząd PSJ jednogłośnie wybrał mnie na Prezesa. Jestem z tego bardzo dumny. Zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności i obowiązków, które na mnie spadną, w zasadzie to już spadły. Od razu powiem, przyznam się, że to nie jest tak, że nie chciałem, że broniłem się rękami i nogami i uległem, dałem się przekonać, że mnie namówili. Nie, sam chciałem.
Od lat przy różnych okazjach mówiłem, czym dziś powinno zajmować się nasze stowarzyszenie. Właśnie, „nasze”. Ono jest nasze, tak to czuję. Pomimo ogromnych problemów, z jakimi się boryka od wielu lat, nigdy nie zwątpiłem w potrzebę jego istnienia. Zawsze sprawy naszego środowiska były mi bliskie i sporo o nich myślałem. Teraz spróbuję sprostać wyzwaniu. Bardzo ważny jest dla mnie Zarząd i Rada Programowa. Sam nic nie wskóram. Jestem przekonany, że obecny skład obydwu gremiów dobrze rokuje. Może napiszę kto i co. Zarząd to: Piotr Rodowicz – v-ce prezes, Miłosz Wośko – v-ce prezes, Iwona Thierry – członek prezydium oraz Piotr Baron, Bogusław Dziekański, Henryk Malesa, Michał Sołtan, Janusz Szrom. Rada Programowa: Lora Szafran, Paweł Brodowski, Kazimierz Jonkisz, Marek Gaszyński, Mietek Jurecki, Jerzy Więckowski, Krzysztof Wilski, Zbigniew Konopczyński, Jacek Namysłowski, Maciek Kądziela, Jacek Sylwin.
Gdy, chyba w roku 1982, zostałem członkiem PSJ poczułem, że stałem się częścią elity. Bycie w jednej organizacji ze Zbigniewem Namysłowskim, Włodzimierzem Nahornym, Ptaszynem Wróblewskim, Wojciechem Karolakiem i wieloma innymi wspaniałymi kolegami, nobilitowało. To naprawdę był duży szpan. W tamtych latach, za prezesury Tomasza Tłuczkiewicza, Stowarzyszenie działało świetnie. Pomimo podłych czasów, było oazą swobody na tle szarej i siermiężnej codzienności. Wspomnę choćby wspaniałe festiwale Jazz Jamboree z koncertami Milesa Davisa w 1983 i 1988 roku. Ludzie bili się o bilety. Na koncerty przyjeżdżali fani z całej Polski, z NRD, Czechosłowacji, Węgier i innych demoludów. Przy PSJ działały agencje koncertowe i wydawnictwo Poljazz. Wszystko kręciło się aż miło. I przyszedł rok 1989. O dziwo, organizacja, która była synonimem wolności i działała na kompletnie odbiegających od socjalizmu zasadach, w nowej rzeczywistości popadła w tarapaty. Nie chcę tu teraz nikogo ubierać w odpowiedzialność za ten upadek, bo tak trzeba nazwać, trwający ponad dwadzieścia lat smutny okres. Spetryfikowana sytuacja sprawiała, że Stowarzyszenie z roku na rok traciło pozycję w środowisku. Zabrakło wizji, górę wziął partykularyzm, szkoda gadać. W międzyczasie pojawiło mnóstwo młodych wspaniałych muzyków, dla których PSJ to historia i nic więcej. Poprzednia kadencja (2016-19), pod wodzą Piotra Rodowicza, zapoczątkowała zmiany. Sporo spraw udało się naprawić, jednak przede wszystkim nareszcie coś zaczęło się dziać.
Nie będę teraz roztaczał wizji świetlanej przyszłości. Moja kadencja nie będzie feerią spektakularnych fajerwerków. Romantyzm i lirykę zostawię sobie na działania artystyczne. W Stowarzyszeniu czeka mnie praca pozytywistyczna. Środowisku jazzowemu potrzebna jest reprezentacja. PSJ powinno integrować polskich jazzmanów i dawać im poczucie wspólnoty. Powinno promować młodych i dbać o seniorów. Będziemy obejmować patronatem wszelkie działania propagujące muzykę jazzową. Będziemy występować z wnioskami o odznaczenia dla naszych jazzmanów. Mam zamiar uruchomić komórkę doradzającą muzykom, jak poruszać się w meandrach wniosków o różnego rodzaju granty i dotacje. Nie będziemy organizować żadnych wielkich koncertów, gal itp. Może kiedyś, nie teraz. Jest szansa, że w najbliższym czasie, po wielkich trudach, wreszcie zacznie działać klub Akwarium.
Wspominałem, że jako Stowarzyszenie sporo straciliśmy. Mamy jednak naszą historię i tradycję. To bardzo dużo. Na tym etosie można odbudować pozycję.
Niełatwo w dzisiejszych czasach znaleźć ludzi chcących społecznie pracować na rzecz środowiska. Wydaje mi się, że taki jest obecny Zarząd i Rada Programowa PSJ.
Będę jeszcze wielokrotnie powtarzał, że chcę, aby do naszego Stowarzyszenia wrócili młodzi polscy jazzmani. To oni będą nim rządzić w przyszłości.
Na pewno nie wszystko się uda, na pewno będą oponenci. Cóż, trzeba się z tym liczyć. Mam wielką nadzieję, że uda się dużo. Jesteśmy jazzową potęgą i powinniśmy trzymać się razem. Tego chcę!
Tekst: Mariusz Bogdanowicz
Felieton ukazał się w numerze 5/2019 miesięcznika Muzyk.