Pierwsze zarejestrowane w historii bluesy są tylko częściowo bluesami. Wytwórnie fonograficzne, których właścicielami byli wtedy tylko Euroamerykanie, nie nagrywały jeszcze twórczości będącej całkowitym zaprzeczeniem ich dotychczasowych przeświadczeń muzycznych. A tymi od wieków były: dwójkowa podzielność wartości rytmicznych, skale siedmiostopniowe w systemie równomiernie temperowanej wysokości dźwięków i skonkretyzowane kadencje harmoniczne. Tak więc, np. Bessie Smith, nazywana cesarzową bluesa, śpiewała rzeczywiście melodie pentatoniczne w artykulacji archetypicznej, ale z akompaniamentem realizującym kadencje… kościelne.
Potrzebny był czas, aby dotarła do świadomości białych Amerykanów konkluzja, że akordyka, jaką akceptują bluesmani, odbiega znacząco od kadencji modulujących, zwodniczych, plagialnych, wielkich, wielkich doskonałych, wielkich doskonałych rozszerzonych, neapolitańskich i z dominatami wtrąconymi. Ale zanim to się stało, muzycy kombinowali na różne sposoby z akordami pochodzącymi z pentatonik molowych (anhemitonicznych). Nie spełniały one jednak w pełni ich estetycznych i wyrazowych oczekiwań. Bluesy bowiem, wbrew obiegowym opiniom żurnalistów głoszących bijący z tej twórczości smutek i żal, nie były biadoleniem nad trudną egzystencją czarnoskórej społeczności. Wprost przeciwnie, zachęcały do pozytywnych konkluzji wobec wszelkich życiowych niepowodzeń. Treści słowne mówiły najczęściej o rzeczach prozaicznych, a przecież tak bardzo istotnych dla ludzi.
Akordyka, która w końcu urzeczywistniła marzenia twórców bluesowych, była triadą, pochodzącą z akordów septymowych pierwszego stopnia skal: lidyjskiej dominantowej i dwóch miksolidyjskich umiejscowionych odpowiednio na pierwszym, trzecim i czwartym dźwięku pentatoniki molowej (bezpółtonowej). Odtąd też źródłowe bluesy stały się wyłącznie durowymi. Późniejsze przykłady w trybie molowym zostały oczywiście – jak wiemy – zaakceptowane, ale i tak pozostały na zawsze hybrydą, zaprzeczającą podstawowym ideom tej muzyki.
Ukształtowanie się dwunastotaktowej i ośmiotaktowej formy bluesa przybliżyło tę muzykę do europejskiego kanonu kompozycji budowanych w parzystej ilości taktów. Każdy słuchacz, którego rodowód wywodzi się z zachodniej, i częściowo środkowej, Europy, nigdy nie będzie zaniepokojony sytuacją, gdy odbierany utwór będzie posiadał liczbę taktów podzielną przez dwa. Natomiast każde odstępstwo od tej reguły zauważy i, jeśli nie jest uzasadnione narracją, zaniepokoi.
W pełni ukształtowany blues stał się stylem komponowanym w trybie durowym z dźwięków pentatoniki molowej i trzech skal średniowiecznych. Jego przebiegi rytmiczne były tworzone w podzielności trójkowej (częściej), lub dwójkowej (okazjonalnie), a artykulacje niwelowały, na ile to możliwe, równomierną temperację dźwięków. W swej historii wykształcił też szereg swoich odmian, które znacząco wpłynęły na powstanie innych stylów muzyki improwizowanej. I tak, blues wiejski dał, m.in. silne podwaliny zaistnieniu twórczości folkowej. Również jazz nowoorleański i dixieland zapożyczyły wiele z tego nurtu, budując estetykę muzyki swingowej. Z kolei blues miejski, zwany też chicagowskim, był inspiracją narodzin rock and rolla i twista. Te kierunki swego czasu osiągnęły status odpowiadający popularności dzisiejszego popu.
Style: funky, soul i rhythm and blues, wiele zawdzięczają takim twórcom bluesowym, jak, m.in. Albert Collins i Bo Didldey. To oni, jedni z pierwszych, połączyli w swojej muzyce elementy funku nowoorleańskiego i muzyki big-beatowej. Z nich już, w połączeniu z bluesem, stworzyli solidny fundament do przyszłego zaistnienia wspomnianych stylów.
Prawie każdy styl jazzowy odwołuje się do formy dwunastotaktowego bluesa. Muzycy, zachowując wtedy priorytet melodyki bluesowej kompilują jej przebiegi z harmonią be-bopową lub kwartową.
Wiele zawdzięcza bluesowi… pop. Jego amerykańska wersja (bezmyślnie i beznadziejnie papugowana przez europejskich wykonawców) odwołuje się często do bluesowej (i gospelowo-soulowej) estetyki nadając tej komercyjnej i popularyzowanej przez media twórczości miano przebojów.
Z powyższych, nawet tak bardzo skrótowo opisanych wpływów bluesa, stwierdzamy, że to on w największym stopniu wpłynął na wizerunek współczesnej muzyki improwizowanej. Większość stylów, a wśród nich jeszcze inne, dotąd nie wspomniane, np. hip-hop, rap i rock, nie zaistniałyby bez znaczącej inspiracji tej muzyki powstałej z fuzji kultur afrykańskich i europejskich.
Tekst: Piotr Kałużny
Artykuł ukazał się w numerze 6/2015 miesięcznika Muzyk.