Owszem, można było się spodziewać wykonawczego dynamitu, wszyscy wiedzieli jak dynamiczne jest emploi Beth Hart, ale kontakt na żywo z artystką tej miary musiał przejść wszelkie oczekiwania.
Wydarzenie to niejako otwierało serię dużych koncertów w ramach gdyńskiego Ladies’ Jazz Festival 2019 i trzeba przyznać, że było to bardzo mocne otwarcie. Zanim koncert się rozpoczął, zapowiadający go Piotr Baron z radiowej Trójki zdradził małą sensację, że Beth Hart najprawdopodobniej przyjedzie ponownie do Polski jesienią, na więcej niż jeden koncert. Gdyński koncert stracił tym samym troszkę na wyjątkowości, ale z drugiej strony takich wydarzeń powinno być jak najwięcej! Na ustawionym na scenie zegarze (skierowanym tyłem do publiczności) wyświetlony był czas 90 minut i wraz z pierwszymi dźwiękami koncertu ruszył odliczając w tył. Od razu zdradzę, że Beth z zespołem przekroczyła ten limit i dwa bisowe utwory zagrała już ponad ustalony czas. A zaczęło się od wspaniałej niespodzianki, bo artystka niespodziewanie pojawiła się z boku Gdynia Arena i ruszyła między ludzi śpiewając pierwszy utwór. Publiczność w pośpiechu szukała telefonów mając nagle Beth Hart na wyciągnięcie ręki, fotoreporterzy w sporej liczbie ruszyli spod sceny na łeb na szyję do drugiego końca hali, a Beth szła i śpiewała w blasku świateł i fleszy aparatów. Gdy już obeszła całą Arenę, weszła na scenę, a utwór miał się ku końcowi, a wszyscy dostrzegli w końcu jak pięknie zespół przygotował scenę, włącznie z dywanami (Beth wykonała cały koncert na bosaka!), świeczkami, pięknymi, nastrojowymi światłami i backlinem. To była również uczta dla oka. A dla ucha? Cóż, nie wiem, czy jest sens rozpisywać się na temat jej głosu, który jest jedyny w swoim rodzaju – fenomenalna siła emisji, zachwycający tembr, wspaniałe wibrato, aparat umożliwiający ponad oktawowe skoki itd. itp. Boska Beth zauroczyła publiczność, momentami oniemiałą z powodu tego co działo się na scenie.
Beth jest dynamitem na scenie, jej kinetyka ruchów (cała scena była jej – kładła się, turlała, klęczała, siadała…) połączona z wyczuwalną, bardzo wrażliwą osobowością (popłakała się podczas zapowiedzi utworu „Tell Her You Belong to Me” dedykowanego jej ojcu) nie ma sobie równych. Jednocześnie poprowadziła koncert bardzo swobodnie, naturalnie, bez spinki, zagadując do członków zespołu (Jon Nichols na gitarze, Bob Marinelli na basie i Bill Ransom na perkusji) i do publiczności, prezentując cały wachlarz ludzkich emocji i zmieniając co chwilę swoje miejsce na scenie – to przy elektrycznym pianinie, to z gitarą akustyczną, to przy mikrofonie. Zauroczeni fani usłyszeli m.in. „Love Gangster”, „Delicious Suprise”, „Bang Bang Boom Boom”, „Spirit of God”, „Broken & Ugly”, „Easy” czy cover Blood Sweat & Tears „I Love You More Than You’ll Ever Know”. Na bis, łamiąc konwenans, zespół wykonał dwa utwory akustycznie, siedząc na stołkach, skracając dystans do publiczności i ewidentnie bawiąc się muzyką.
Kolejny magiczny wieczór, który zapadnie na zawsze w pamięci piszącego te słowa.
Tekst: Maciej Warda
Zdjęcia: Mirosław Kliński
Strona internetowa festiwalu: www.ladiesjazz.pl