Obok Jeremiego Przybory, Agnieszki Osieckiej i Jonasza Kofty, należał do wielkiej czwórki największych autorów powojennej polskiej piosenki.
Swoje pierwsze doświadczenia, jeszcze w okresie studiów polonistycznych, zdobywał w wówczas półamatorskim kabarecie studenckim Hybrydy, ale to tam zrozumiał, że pisanie tekstów może być sposobem na życie zawodowe. Utwierdziły go w tym pierwsze sukcesy na festiwalu opolskim, których odniósł w ciągu całej kariery ogromnie dużo. W tym samym mniej więcej czasie rozpoczął współpracę z Radiową Giełdą Piosenki, na której odważył się być także wykonawcą swoich utworów. Jak sam twierdził, uzyskał nawet na to “specjalne błogosławieństwo” ze strony dwóch stałych bywalców tych spotkań, znakomitych aktorów i pedagogów, Aleksandra Bardiniego i Kazimierza Rudzkiego. Po pierwszym okresie pisania tekstów obyczajowo-lirycznych, jak je określał, skoncentrował się głównie na dostarczaniu tekstów do kabaretów “U Lopka”, “Dreszczowiec” i “Dudek”, które z założenia musiały być satyryczne. Wówczas objawił się zupełnie Młynarski. “W Polskę idziemy”, “Piosenka o Dzikim Zachodzie”, “Tupot białych mew”, to tylko kilka haseł z tamtego okresu. Stworzył postać pana Zdzisia, zdroworozsądkowego typka, potrafiącego w najbardziej lapidarny sposób określać sposób myślenia społeczeństwa. Z drugiej strony ciągle odwoływał się do inteligencji, najbardziej twórczej warstwy Polaków, której nigdy wspólne sprawy nie były obojętne. Poza tym cały czas jeździł po Polsce i świecie ze swoimi recitalami.
Pan Wojciech zawsze miał ucho otwarte na wszystko, czym żyli rodacy. Stąd się wzięły tak zwane śpiewane felietony, których przed nim nie potrafił pisać nikt. Mając ogromny dar pisania syntetycznego, potrafił nawet trudny temat ująć w kilka zwrotek, dodać sposób pożądanego powszechnie rozwiązania. Jak sam wielokrotnie powtarzał, kiedy tylko wiedział czego ma dotyczyć utwór, zaczynał pisanie piosenki od puenty. Był mistrzem formy, nie sposób znaleźć w jego dorobku ani jednego tekstu “puszczonego”, czy niedokończonego. Potrafił tekst piosenki wznieść na wyżyny wyszukanej polszczyzny. Ciekawe, on sam odżegnywał się od określenia “poeta”, twierdząc, że jemu ono nie przysługuje.
Uważając siebie nie za artystę, lecz rzetelnego rzemieślnika, przyjmował zamówienia na pisanie tekstu od bardzo różnych wykonawców, z równą łatwością potrafił sprokurować doskonały tekst dla Czesława Niemena, Ewy Bem, Wiesława Gołasa, Hanki Skarżanki, Skaldów, co Maryli Rodowicz. Bossa-nova, tematy jazzowe, czy rock, nie stanowiły dla niego najmniejszego problemu. Był przekonany, że o ostatecznej jakości jego produktu nie świadczy czas jemu poświęcony, co myśl i dana mu odpowiednia forma. “Prześliczną wiolonczelistkę” napisał w dwadzieścia minut, a nad tekstem do utworu “Ty”, także do muzyki Andrzeja Zielińskiego, siedział cztery dni.
Był niezwykle pracowitym artystą. Ponieważ w pierwszym okresie wraz z żoną i dziećmi zajmował malutkie mieszkanko, zaczynał pracę już o 5.00 rano! Jest autorem ponad 2.000 tekstów piosenek. Oprócz własnych pisał tłumaczenia znakomitych autorów francuskich, rosyjskich, niemieckich i amerykańskich. Zawsze przed ich dokonaniem domagał się jednak dokładnego tłumaczenia, jeden do jednego. Jest autorem kilku librett operowych i musicalowych, niezliczonej ilości scenariuszy, piosenek do filmów i programów telewizyjnych. W warszawskim Teatrze Ateneum zrealizował kilka autorskich spektakli: “Hemar”, “Brel”, “Wysocki”, “Ordonka”, “Pejzaż bez ciebie”. Powiedzonka z jego tekstów na stałe weszły do języka potocznego, choć Młynarski uważał, że on je tylko w swych tekstach przypomniał. Sam siebie określał jako “osobnika chorego na Polskę”. To dzięki tej wrażliwości zyskał sobie opinię jednego z największych nauczycieli pokolenia powojennego, który w edukacji Polaków miał zdecydowanie więcej do powiedzenia, niż wiele innych autorytetów.
Odejście Młynarskiego stanowi ogromną stratę dla kultury narodowej. On, mistrz doskonałej polszczyzny, mistrzowskiej puenty i mądrego humoru, zmarł zaledwie kilka dni przed 76. urodzinami, grubo za wcześnie. Czy w ogóle możliwe, żeby ktokolwiek go zastąpił?
[fot. Jarosław Kruk (CC BY-SA 3.0)]