To nie jest zwykła rozmowa z liderem zespołu Kombi. Sławomir Łosowski mówi jak było naprawdę z zespołem Kombi. Poza świeżym krążkiem „Nowy album”, będzie można przeczytać książkę autorstwa klawiszowca i wieloletniego menedżera Kombi Wojciecha Korzeniewskiego. Publikacja przedstawia fakty dotyczące powstania jednego z najpopularniejszych zespołów w historii polskiej muzyki rozrywkowej. Na łamach naszego czasopisma kompozytor opowiada również o swoich idolach, pomysłach na kompozycje.
Co chcesz udowodnić „Nowym albumem”?
Sławomir Łosowski: Zespół Kombi nic nie udowadnia tylko wydaje płytę z premierowym materiałem.
To nie jest tak, że pokazujesz nowym krążkiem, że to Ty stoisz za prawdziwym Kombi?
Sławomir Łosowski: Ja nie muszę niczego pokazywać. To słychać. Nagraliśmy nowe utwory, aby muzycznie zaakcentować 40-lecie KOMBI. Wydajemy je na płycie dla wszystkich, którzy będą chcieli słuchać naszej muzyki.
Wróćmy do początków Kombi. Dlaczego zdecydowałeś się grać na instrumentach klawiszowych?
Sławomir Łosowski: Pozwól, że zadam ci pytanie. Jak myślisz, na jakich klasykach wzorowałem się w swojej twórczości?
(myśli) Wielu było takich. [śmiech] Wybiłeś mnie z rytmu.
Sławomir Łosowski: Kto według Ciebie był moim idolem?
Nie mam zielonego pojęcia.
Sławomir Łosowski: Alan Price z The Animals. To były lata 60. Alan Price grał na organach elektronowych. A skoro uczyłem się grać na fortepianie, to naturalne, że zachciało mi się grać na wszystkim, co generuje dźwięk i ma klawiaturę. Wtedy to były organy elektronowe. A następnie syntezatory i wszelkie instrumenty klawiszowe. Założyłem zespół w 1969 roku pod nazwą Akcenty. W 1976 roku zmieniłem nazwę na KOMBI. Potem miałem innego idola. Był to Joe Zawinul. Muzyk, który grał jazz elektryczny, a nie rock lub pop. Czyli grał muzykę nie mającą za wiele wspólnego z tą, którą realizowałem we własnym zespole. A KOMBI to jest moja osobista wizja muzyki, którą przedstawiam słuchaczom zarówno w utworach instrumentalnych, jak i w piosenkach. Oczywiście ta muzyka nie jest księżycowa i pewne wpływy na nią zawsze były. Bardziej w produkcji czy w aranżacjach niż w kompozycjach. Przykładowo na aranżację „Słodkiego, miłego życia” wywarł pewien wpływ mało znany brytyjski zespół New Musik. Ale nasi fani doskonale wiedzę, że KOMBI nie grało według żadnej mody. Powiedz mi, jaki można znaleźć wspólny mianownik łączący utwory z płyty „Nowy rozdział”? Są tam między innymi „Cyfrowa gra”, a obok niej „Kochać cię za późno” i „Karty śmierci”. Każdy z nich można wrzucić do innej stylistycznej szufladki. A jednak są utworami jednego zespołu o ukształtowanym stylu i brzmieniu. Ich wspólnym czynnikiem jest serce twórcy i sposób, w jaki grał na instrumentach klawiszowych. Utwory te powstały z jednego źródła. Kompozycje są różnorodne, ale słyszymy wspólny mianownik. Są po prostu w stylu KOMBI.
Łatwiej ci się komponowało w latach osiemdziesiątych?
Sławomir Łosowski: Tak samo, jak dzisiaj. Ja się nie zmieniłem. Zmienił się wokół świat i zmieniają się technologie.
Czyli czas nie ma znaczenia przy komponowaniu?
Sławomir Łosowski: Generalnie nie. Ale w dalszej pracy nad powstającymi utworami pewne różnice bym odnotował. Komponując nowe utwory od razu nadaję im jakieś piętno brzmieniowe. I czasem tu mam pewien problem. Bo szukam odniesień brzmieniowych do tego, co niesie ze sobą melodia i harmonia, a czasem niełatwo je znaleźć. W tym miejscu mam czasem barierę technologiczną. Wcześniej z braku pieniędzy nie mogłem mieć takich instrumentów, jakie chciałbym mieć. Dzisiaj mam już niezłe instrumentarium, ale niekiedy też mam kłopot, aby znaleźć dźwięki, które mam w głowie, a mają być zagrane odpowiednią barwą. Gram głównie na moich starych analogach. Chociaż czasami korzystam ze współczesnych instrumentów. Generalnie moja muzyka jest ukształtowana na słuchu brzmieniowym. Dobrze słyszę i czuję barwę. Dlatego przywiązuję dużą wagę do brzmienia utworu. Tym bardziej, że warstwę instrumentów klawiszowych można zrobić na wiele sposobów.
W trakcie naszej rozmowy masz już jakieś brzmienia w głowie?
Sławomir Łosowski: To działa wtedy, gdy siedzę przy moich instrumentach.
Masz swój przepis na przebój?
Sławomir Łosowski: Stosowaliśmy w latach PRL wobec cenzury często wybieg. [śmiech]. Podam przykład. „Słodkiego, miłego życia” było w roku 1984 piosenką antysystemową. Nie każdy wtedy dokładnie posłuchał o czym jest tekst. Może dlatego udało się zmylić czujność cenzury. Utwór ten jest traktowany przez niektórych ludzi jako piosenka biesiadna, pewnie dzięki przewrotnemu refrenowi, podczas gdy tekst jest o życiu w komunie. Ale dobrze, że każdy rozumie to, co chce. Dzięki temu ta piosenka dotarła do milionów.
Jak udało się przemycić taki przekaz w czasach komuny?
Sławomir Łosowski: Wiele było takich tekstów. Marek Dutkiewicz był mistrzem oszukiwania cenzury. Na przykład piosenka z jego tekstem „Inwazja śmierci z Plutona” mówi o plutonie ZOMO bijącym demonstrantów na ulicach. A pozornie wydaje się, że tekst jest o kosmitach z planety Pluton.
„Nowy album” ma szansę podbić polskie rozgłośnie radiowe?
Sławomir Łosowski: Motywacją do nagrania płyty jest u mnie potrzeba twórcza i żadne inne motywacje. Oczywiście pragniemy, by radia grały naszą muzykę i cieszymy się, gdy ją grają. Dzięki temu wiele osób może mieć do niej dostęp. Muzyka na „Nowym albumie” jest prawdziwa i szczera. Mam nadzieję, że radia będą ją grać a słuchacze to docenią.
Cześć waszego repertuaru to utwory instrumentalne. Jak ludzie reagują na waszych koncertach?
Sławomir Łosowski: Są otwarci na naszą muzykę i słuchają jej z zapartym tchem. Cieszę się, możemy poza piosenkami grać na koncertach trochę moich instrumentali. Ludzie dobrze przyjmują nasze granie instrumentalne.
Twoi byli koledzy z Kombii dzwonią do ciebie i pytają się, co u ciebie słychać?
Sławomir Łosowski: Chyba żartujesz. Nic takiego nie ma miejsca.
Ludzie nie mylą się? Wiedzą, na które Kombi przychodzą?
Sławomir Łosowski: Może i niektórzy się mylą. Ale większość raczej nie. Nikt nie może podrobić muzyki KOMBI opartej o moją grę na klawiszach, więc słuchacze otrzymują ją u nas w oryginale. Chcemy mieć świadomych fanów.
Jesteś już ponad czterdzieści lat na rynku muzycznym. Miałeś kiedykolwiek chwilę zwątpienia?
Sławomir Łosowski: Z powodu muzyki nie. Nie miałem takich chwil. Miałem za to przez długi czas chorą żonę. Opieka nad nią była moim priorytetem i zajmowała gros czasu. Trwało to wiele lat. Odeszła w momencie, kiedy powstawał „Nowy Album”. Tak, jakby robiła mi przestrzeń, abym mógł z nim w pełni wrócić do muzyki. Więc dopiero od pół roku jestem aktywnym muzykiem 24 godziny na dobę.
Myślałeś o tym, żeby upamiętnić zmarłą żonę?
Sławomir Łosowski: Nie mam takiej potrzeby. Wszystko, co dla mnie wielkie, piękne i ważne noszę w moim sercu i nie chcę tego w żadnej formie upubliczniać.
Nie dawałeś po sobie znać, że coś jest nie tak w twoim życiu prywatnym.
Sławomir Łosowski: Tak należało. Wolę, jak moje sprawy prywatne nie są tematem publicznym. Wiadomo, że moja sytuacja nie była korzystna dla pracy muzycznej. Ale muzyka nie była w tej sytuacji u mnie priorytetem.
Poza płytą wydajesz książkę. Co ciekawego będziemy mogli przeczytać w twojej publikacji?
Sławomir Łosowski: To będzie przede wszystkim historia KOMBI. Poszerzona także o to, co było wcześniej. Zachęcam do lektury.
Ktoś się obrazi?
Sławomir Łosowski: Ta książka nikogo nie obraża. Jej celem jest tylko prawda o KOMBI. W leksykonach polskiej muzyki rozrywkowej oraz innych informatorach i publikacjach z tego zakresu jest wiele fałszywych informacji, które należy sprostować. Przez to, że w latach 90. nie byłem obecny na rynku muzycznym, narobił się straszny bałagan informacyjny. Więc wspólnie z menedżerem KOMBI Wojtkiem Korzeniewskim napisaliśmy prawdziwą historię zespołu, opatrzoną opowieściami o naszych koncertowych podróżach i przygodach. Także o kulisach powstania tzw. „Kombii”.
To musiało boleć.
Sławomir Łosowski: Zgadza się. Wcześniej zaproponowałem byłym muzykom KOMBI reaktywację zespołu w ostatnim sprzed zawieszenia składzie, ale ekskoledzy odmówili, więc znalazłem nowych muzyków.
Reaktywację zrobili bez lidera.
Sławomir Łosowski: Zrobili bez lidera i założyciela KOMBI zespół kombiopodobny, z nazwą lekko zmienioną w porównaniu do oryginału (poprzez dodanie na końcu literki „i”). Wracając do książki. Dostawałem maile od ludzi, którzy piszą prace magisterskie i szukają źródłowej wiedzy o polskiej muzyce rozrywkowej. W dostępnych obecnie publikacjach są często nieprawdy i mylne daty oraz fakty. W naszej książce to prostujemy, a ta publikacja będzie podstawową pozycją w bibliografii zespołu KOMBI. Książka to zapis rozmowy wieloletniego menedżera KOMBI Wojtka Korzeniewskiego ze mną.
Jak się tobie funkcjonuje jako artyście z wieloletnim dorobkiem w obecnych czasach?
Sławomir Łosowski: Nie narzekam, jakoś mi się wiedzie, choć żyję nie tylko z muzyki, bo mam firmę. Krezusem nie jestem, ale na chleb z masłem mam. [śmiech] Właściwie to nie wiem, jak jest na rynku muzycznym. Przez moją sytuację rodzinną żyłem jak zakonnik i graliśmy tylko kilkanaście koncertów rocznie. Dopiero teraz poznaję bliżej współczesną branżę muzyczną.
Nie kusi ciebie wielka karierę, fotel jurora w talent show?
Sławomir Łosowski: Nic mnie nie kusi. Jestem spełnionym człowiekiem i artystą. Chcę tylko, aby moja muzyka dawała jak najwięcej radości słuchaczom. Moje utwory powstają z potrzeby serca i nie myślę o nich jako o towarach, które trzeba sprzedać, choć wiadomo, że sprzedaje się je na płytach i w sieci.
Jeżeli mówimy o sprzedaży, to widzę raczej małe szanse, żeby twoje piosenki „sprzedały się” w radiu.
Sławomir Łosowski: Wiem, że muzyka KOMBI nie jest zbyt komercyjna i jest poza wszelkimi modami. Tak zawsze było i to nic nowego. Ale sporo stacji gra nasz singiel „Na dobre dni”. Jestem optymistą. Ludzie nie są głusi. Jeżeli grasz prawdziwą muzykę, to prędzej czy później słuchacze to poczują i będą chcieli tego słuchać, a prezenterzy nas grać. KOMBI ma własny styl i ludzie szanują to. Będzie dobrze.
Spodziewałeś się czterdzieści lat temu, że będziesz autorem wielu hitów?
Sławomir Łosowski: Nie spodziewałem się hitów, ale na pewno tego, że zespół będzie grał dobrą muzykę. Tak było, jest i będzie. Nie wiedziałem też, że przez 47 lat, od dnia gdy założyłem mój zespół do dzisiaj, zagra w nim aż 21 muzyków. Że nagramy sporo płyt i zagramy kilka tysięcy koncertów.
Jakbyś dzisiaj zaczynał przygodę z muzyką, poszedłbyś do talent show?
Sławomir Łosowski: Ale ja nie wiem, co to jest talent show.
Jaja sobie robisz? [śmiech]
Sławomir Łosowski: Nie. Przypuszczam, że to coś w telewizji, a ja prawie nie oglądam telewizji. A jeśli już, to jakieś filmy dokumentalne na kanałach tematycznych. Ale gdybym dziś zaczynał i mojej muzyce pomogłoby moje pójście do talent show i gdzie indziej, to poszedłbym. Przecież wygraliśmy festiwal w Kaliszu, tam też było jury jak w tych programach telewizyjnych.
A miałeś propozycje bycia w jury?
Sławomir Łosowski: Nie miałem. Przecież ja nie żyję. [śmiech]
Jak współpracuje się z profesjonalnymi tekściarzami?
Sławomir Łosowski: Świetnie. Oni wiedzą, że żyję. [śmiech]
Na nowej płycie Kombi znalazł się twój tekst. Co się stało, że po czterdziestu latach wziąłeś do ręki pióro?
Sławomir Łosowski: Mówisz tu oczywiście o 40 latach grania pod nazwą KOMBI. Każda moja piosenka jest związana z jakimiś przeżyciami i pod działaniem mojej wyobraźni. Moje kompozycje mówią najczęściej o dobrych rzeczach. Nigdy nie miałem w sobie takich negatywnych emocji, aby je wyrażać w muzyce. Utwór „Miłością zmieniaj świat” miał być napisany przez kogoś innego. Interpretacja tekściarza była zupełnie inna, niż ja to sobie wyobrażałem. Ja chciałem piosenkę o miłości, a on napisał o osobistych przeżyciach. Wkurzyłem się i napisałem w ciągu jednej nocy swój tekst.
Rozmawiał: Bartosz Boruciak
Zdjęcie: Łukasz Gawroński
Wywiad ukazał się w numerze 3/2016 miesięcznika Muzyk.