Ten album ma kilku bohaterów. Najważniejszym jest Leonard Cohen i jego książka wydana w 2006 roku, „Księgi tęsknoty”. To wybór tekstów piosenek, wierszy, fragmentów prozy i rysunków. Drugim bohaterem jest Daniel Wyszogrodzki, dziennikarz, a przede wszystkim fantastyczny tłumacz z angielskiego wierszy i piosenek. Najpierw przetłumaczył tę książkę, a potem napisał na jej podstawie scenariusz teatralny, którym zainteresował reżyserkę, Iwonę Jerę, częściej pracującą za granicą niż u nas. Grono bohaterów albumu zamyka Renata Przemyk, wykonawczyni piosenek, w tym wypadku jednocześnie aktorka, oraz krakowski aktor, Wojciech Leonowicz. Rzecz zrealizowana na deskach impresaryjnego Teatru Starego w Lublinie jest rodzajem dialogu kochanków, opowiadanym głównie za pomocą piosenek. Tytułowa „Boogie Street” żyje wiecznie, nigdy nie zasypia, więc łatwo na niej się zagubić, dosłownie i w przenośni. Nawet do końca nie wiadomo, czy to para kochanków, czy może jedna postać w ujęciu mężczyzny i kobiety. Więcej tu mroku niż światła i nic nie jest w oczywisty sposób czarne lub białe. Wiadomo tylko, że bez tego mroku i jego zrozumienia, życie kogokolwiek z nas byłoby niepełne i niewytłumaczalne. Momentami wszystko to ożywia niespodziewana, minimalna dawka humoru. Jest w tym specyficzna, żydowska mądrość autora, od jakiej nigdy nie był wolny. Oczywiście spektaklu, a także tej płyty, nie robiono poza plecami Leonarda Cohena, który powiadomiony o całym przedsięwzięciu dał mu nawet swoje błogosławieństwo i długo je pilotował, jeśli to określenie jest tu słuszne. W scenariuszu, a zatem także na płycie, nie ma właściwie żadnych znanych pieśni Leonarda, co nie znaczy, że są przez to mniej wartościowe, albo że słucha się ich z mniejszą uwagą. Odwrotnie. To istotne, że nie ma kolejnej, już sto razy zajechanej wersji kilku w kółko wałkowanych u nas pieśni Cohena. Tłumaczenia są naprawdę znakomite, trudno sobie wyobrazić, że ktokolwiek tak trudną i wieloznaczną poezję mógłby lepiej spolszczyć. Do tego kongenialne aranżacje napisał Krzysztof Herdzin. Który to już raz chylę czoła przed tym wybitnym muzykiem… A Renata Przemyk? Przyznaję, nie doceniałem tej wykonawczyni, zaskoczyła mnie całkowicie. Jej interpretacje są świetne, zróżnicowane wokalnie i aktorsko. Z pewnością reżyserka i partner, wybitny aktor, pomogli pani Renacie, ale nikt nie znajdzie tu jednego nieprawdziwego momentu, jakiejkolwiek sztuczności. W dwóch utworach ciekawie towarzyszy Przemyk wspomniany już Wojciech Leonowicz. Z całą pewnością ten album nie będzie kupowany przez przypadkowych słuchaczy, jednak ci, którzy się na to zdecydują, będą mieli okazję posłuchania krążka pod wieloma względami wyjątkowego.
Tekst: Marcin Andrzejewski