Zawsze mnie zadziwia określanie muzyki filmowej jako jednego z jej stylów. A to dlatego, że w gruncie rzeczy termin ten nie wskazuje żadnych elementów merytorycznych tej twórczości, a jedynie informuje, że jakieś kompozycje dźwiękowe – o nieznanym mi idiomie wyrazowym – znalazły się w filmie. Tak więc do chwili, gdy nie uzyskam stosownej informacji o interesującej mnie orientacji akustycznej, nie wiem, czy dana muzyka obecna w konkretnym obrazie przynależy do klasyki, jazzu, popu, country, rocka, funky, rapu, hip-hopu, bluesa, soulu, folkloru, gospel, rhythm and bluesa, czy ich kompilacji. A zatem nie wiem nic o jej rodowodzie i nie mogę nawet próbować wyobrazić sobie rodzaju jej ekspresji.
Muzyka w filmach prezentuje wszelkie możliwe nurty estetyczne, a jej granice przekazu są ograniczone jedynie wyobraźnią kompozytorów i ich preferencjami wyboru środków wypowiedzi. Jednak, mimo tak nieograniczonego obszaru stylistycznego, zadaniem jej jest faktycznie powiększenie emocjonalnego wizerunku toczącej się akcji. W wielu sytuacjach to ona wręcz nasyca najsilniej narrację bodźcami wzbudzającymi wśród widzów oczekiwane od nich reakcje uczuciowe.
Muzyka w filmie pełni często rolę istotnego w niej elementu dramaturgicznego. Chociaż pozbawiona jest konkretnych treści, wywołuje jednak wszelkie odczuwalne przez człowieka wrażenia. Zmusza go nawet do płaczu, albo odwrotnie, wprowadza w nastrój niezwykłej euforii. Z kolei jej brak, powoduje, że widz po pewnym czasie zauważa ten fakt i zastanawia się nad ideą, która to spowodowała. Zresztą wszelkie zjawiska akustyczne pojawiające się w filmie, jeśli tylko reżyser narzuci im taką rolę, będą pełniły funkcje muzyczne.
Panuje wśród znawców tematyki filmowej pogląd, że najwartościowszą twórczością muzyczną w fascynującej ich tematyce jest ta, której się faktycznie nie zauważa, a jednak bez której obecności treść na ekranie byłaby pozbawiona prawdy psychologicznej. Osąd ten w wielu przypadkach ma rację bytu, ale też w znaczącej ilości przypadków rozmija się także z prawdą. Gdyby osąd ten reprezentował bowiem wszystkie realia, to nie wydawano by płyt z utworami pochodzącymi z filmów, ponieważ bez nich byłaby zawsze niezrozumiała i pozbawiona jakiejkolwiek logiki. A jednak takie albumy się wydaje i cieszą się one wzięciem porównywalnym często z popularnością projektów fonograficznych największych gwiazd piosenki popularnej. Stanowią one samoistną wartość i są dowodem na to, iż kompozycje dźwiękowe – mimo narzuconych im wcześniej celów ilustracyjnych – mogą istnieć niezależnie od obecności ekranu, a niekiedy wręcz uzyskują jeszcze większą ekspresję. Dzieje się tak z powodu samowystarczalności muzyki, która wyciszana w filmie, lub cięta na fragmenty, na płycie, w formie w jakiej została stworzona, ukazuje się w pełnej krasie. Tak więc, gdy obraz na ekranie pozbawiony tła dźwiękowego może dużo stracić na głębi przekazu, to owa warstwa muzyczna zaprezentowana w całości i bez towarzyszenia taśmy filmowej może zyskać znacznie więcej.
Prywatnie nie lubię wydawnictw fonograficznych ze ścieżkami dźwiękowymi pochodzącymi z filmów. Ich popularność pochodzi bowiem bardziej z poszumu medialnego towarzyszącego premierom filmowym, niż z bezwzględnych wartości, jakie sama prezentuje. Mam czasami nawet wrażenie, że niektóre z tych propozycji mają na celu uzyskanie efektów znacznie bardziej przyziemnych niż artystycznych. I chociaż pojawiają się kompakty ze wspaniałą twórczością dźwiękową wyabstrahowaną z ruchomych obrazów, to jest ich tak niewiele, że można je traktować raczej jako wyjątki w powodzi znacznie słabszych projektów.
Aby zakończyć te refleksje na temat muzyki filmowej warto jeszcze raz podkreślić, że takie funkcje może pełnić każda kompozycja dźwiękowa wykorzystana przez reżysera w jego dziele. I chociaż to hasło nie zawiera żadnych treści merytorycznych związanych z muzyką, to jednak wskazuje na rolę, jaką pełni na ekranie. A jest nią wywołanie silniejszych emocji wśród widzów i powiększenie napięcia akcji dziejącej się na ekranie.
Tekst: Piotr Kałużny
Artykuł ukazał się w numerze 3/2010 miesięcznika Muzyk.