Dystrybuowanie muzyki w Sieci całkowicie zmieniło proces wydawniczy. Na samym Spotify publikowanych jest niemal 40,000 nowych utworów dziennie (dane z 2019 roku), co oznacza, że użytkownicy platformy nie mają żadnych szans na odsłuchanie wszystkich nowości. Ktoś (wytwórnie, media, blogerzy) lub coś (algorytmy) musi wyłowić i podsunąć słuchaczom świeże nagrania, a następnie zebrać reakcje na muzyczny materiał – od zachowań odbiorców uzależnione są dalsze losy piosenki w serwisie. W selekcjonowaniu potencjalnych przebojów i promowaniu ich wśród użytkowników Spotify pomagają również tematyczne playlisty, obwieszczające premiery i serwujące piosenki z potencjałem. W natłoku nowych dźwięków popularne powiedzenie, że dobra muzyka obroni się sama jest prawdziwe tylko połowicznie i powinno być dopełnione o pytanie: kiedy i na jaką skalę zostanie ona doceniona?
Prawdopodobnie każdy wykonawca, który będzie systematycznie prezentował publiczności swoją twórczość, organizował koncerty, pojawiał się w internetowych stacjach radiowych, zgromadzi grono słuchaczy zainteresowanych jego twórczością. Umiejętności i jakość repertuaru nie muszą tu odgrywać decydującej roli, zróżnicowanie odbiorców i gatunków jest tak duże, że znajdzie się nisza niemal dla wszystkich projektów. Jednak zbudowanie solidnej zawodowej kariery – wypracowanie stałej obecności na rynku – wymaga zrozumienia współczesnej relacji między artystą i słuchaczem. Ta odwróciła się o 180 stopni, zwłaszcza w Polsce, gdzie poprzednie pokolenie melomanów samo zabiegało o nagrania i intensywnie szukało kontaktu z muzyką, dziś to po stronie twórcy leży ciężar przebicia się przez komunikacyjny szum i dotarcia do potencjalnych odbiorców. Dla muzyków oznacza to konieczność poszerzenia swoich działań – poza przygotowaniem materiału niezbędne staje się zrozumienie zasad funkcjonowania w świecie, gdzie nieustannie walczy się o uwagę słuchaczy.
Nic nie może wiecznie trwać
Epoka muzyki, która fundowała wspólnotowe doświadczenie milionom ludzi, dobiega końca – idole z dawnych lat trwają na polskiej scenie jedynie siłą inercji. Choć lata świetności dawno mają za sobą, nostalgicznie ciągną ku nim ci, którzy w znanych i lubianych piosenkach dostrzegają refleksy własnej młodości. Odzwierciedla to zakończony niedawno plebiscyt „95 piosenek na 95-lecie Polskiego Radia” – zwyciężyła w nim „Małgośka” (1973), nieprzerwanie śpiewana przez Marylę Rodowicz oraz międzypokoleniowy tłum na widowni niemal na każdym opolskim festiwalu i telewizyjnym sylwestrze.
Dzięki jednoczącej sile szlagierów, znanych każdemu słuchaczowi, twórczy bezruch wykonawców nie zagraża ich popularności. Znajdują się oni w dość niekomfortowej zresztą sytuacji: żadna nowa piosenka, którą zaśpiewają, nie będzie w stanie dorównać ich własnym przebojom sprzed lat i to niekoniecznie ze względu na muzyczne niedostatki premierowych nagrań. Doświadczenie, które zapewniało nośność ich muzyce bezpowrotnie minęło, a od dalszego różnicowania publiczności i gatunków nie ma już odwrotu. Decydują się więc na bezpieczną strategię przetrwania – wydawanie reedycji albumów i kompilacji, a zamiast tras promujących nowy materiał, proponują słuchaczom akustyczne, symfoniczne lub jubileuszowe wersje znanych i kochanych przebojów.
Nowa rzeczywistość
Muzyczna działalność pociąga coraz więcej osób, jednych kusi wizja ekspresowej kariery i popularności, innych interesuje przede wszystkim sama muzyka, proces twórczy i doskonalenie własnych umiejętności. Jednak coraz rzadziej w biografiach gwiazd pojawiają się wzmianki o wieloletnich, poprzedzających czas prosperity, próbach w przydomowym garażu czy dziesiątkach odrzuconych demówek, bo dzięki narzędziom do produkcji muzyki, dziś można nagrać debiutancki album wart pięciu statuetek Grammy we własnej sypialni – tak jak zrobili to Billie Eilish i Finneas O’Connell – a publikacja singla nie jest uzależniona od kontraktów z międzynarodowymi wytwórniami.
Rysowanie mapy
Wbrew pozorom, poruszanie się w świecie bez granic, nie zawsze bywa prostsze niż model, w którym artysta był po prostu muzykiem i mógł się skupić na tworzeniu materiału, a całą resztą spraw zajmowała się firma płytowa. Obecnie jedynie giganci z tak mocną pozycją jak Tool mogą sobie pozwolić na całkowitą swobodę i wydawanie albumów co trzynaście lat, pozostali – a zwłaszcza młodzi twórcy, starający się znaleźć dla siebie miejsce na rynku – muszą systematycznie przypominać o swojej obecności i prowadzić równoczesne działania na wielu polach. W tej niełatwej drodze przydają się przewodnicy, coraz więcej nowoczesnych instytucji kultury, inkubatorów, festiwali showcase’owych zapełnia edukacyjną lukę, oferując zarówno programy wsparcia dla twórców, szkolenia i branżowy networking, jak i budowanie kariery pod okiem specjalistów, jednym słowem: skuteczne planowanie przyszłych kroków w branży muzycznej.
Tekst: Zuzanna Ossowska
Artykuł ukazał się w numerze 3/2020 miesięcznika Muzyk.