Moją rozmówczynią jest dzisiaj Anna Kamińska – założycielka indie-folkowego zespołu kilka czułości, wokalistka, kompozytorka i autorka tekstów. W wywiadzie rozmawiamy zarówno o początkach tej formacji i dotychczasowej karierze zespołu, jak również nagranych dotąd płytach, instrumentach, inspiracjach, koncertach i planach na przyszłość…
Aniu, jak długo istnieje zespół kilka czułości? Jaka jest geneza powstania oraz skąd pomysł na nazwę – przyznam, dość oryginalną.
Anna Kamińska: Nasz zespół istnieje od pięciu lat. Zaczęliśmy tworzyć pierwsze wspólne nuty dosłownie miesiąc przed pandemią. Wtedy też miał się odbyć nasz pierwszy koncert, który niestety z wiadomych przyczyn w tamtym okresie musieliśmy odwołać. Skąd taka nazwa? Wszystko zaczęło się od pewnej ważnej w moim życiu osoby, która powiedziała mi kiedyś:
„Czułość to taka jednostka, której każdy potrzebuje w różnej ilości. Potrzebujemy czułości zarówno rozdawać, jak i przyjmować. Nie jest to proste. Z jakichś powodów boimy się rozmawiać o uczuciach”. Wtedy uznałam – uczucia można przecież wyśpiewać, chcemy, żeby poprzez muzykę w świat płynęło kilka czułości. Czułości, które żyją w każdym z nas. Czasami są euforyczne, czasami dowcipne, czasami głośne i nieokiełznane. Czasami zadziorne, a czasami tajemnicze. Czasem tęsknią, czasem płaczą, a czasami się złoszczą i krzyczą. Czasem kochają. Czułości to wielobarwne opowieści o każdym z nas.
Początkowo kilka czułości to była nazwa naszego pierwszego koncertu, pierwsze czułości, to były właśnie miętowe piosenki.
Po tym koncercie, jak znajomi chcieli zapytać:
– Co tam u nas muzycznie nowego?
Pytali:
– No i co tam u czułości?
I właśnie tak, naturalnie, ta nazwa została z nami na dłużej. Do teraz.
Opisz proszę wszystkich członków zespołu – czy od samego początku Waszego istnienia skład zespołu jest niezmienny? Jeśli nie – to proszę napisz także o zmianach. Proszę o ciekawostki oczywiście. I instrumentarium – bo jest ono oryginalne i bardzo charakterystyczne.
Anna Kamińska: Wszystko zaczęło się od Beatlesów. Bo kiedy jako mała dziewczynka usłyszałam utwory Słynnej Czwórki z Liverpoolu od razu zakochałam się w muzyce i postanowiłam, że pisanie piosenek i granie w zespole, to jest to, co chcę robić w życiu. Zaczęły powstawać pierwsze utwory. Poznałam instrumentalistę, Emila Smardzewskiego (gra na bardzo wielu instrumentach, ale najbardziej umiłował sobie gitary oraz pianino) i zaczęliśmy koncertować. Najpierw covery, ale Emil bardzo szybko przekonał mnie, żebym przestała się bać i wyciągnęła z szuflady autorskie piosenki. Od początku w tych utworach słyszałam wiolonczelę. No i moja przyjaciółka, powiedziała mi o wiolonczeliście Filipie Turkowskim. Napisałam. I gramy wspólnie do dziś. Później postanowiliśmy, że te nasze czułości trzeba troszkę rozruszać, że potrzebujemy troszkę więcej szaleństwa. I wtedy dołączył do nas Adrian Ciesielski, początkowo na cajonie, a później na perkusji. W tym składzie nagraliśmy naszą pierwszą płytę „MIĘTA” (czerwiec 2022). Niestety nasze ścieżki z Adrianem rozdzieliły tysiące kilometrów, ponieważ Adrian wyprowadził się do Szwajcarii. Przez jakiś czas działaliśmy na odległość. Wtedy dołączył do nas kontrabasista, basista – Mikołaj Główczyński. Koncertów (ku naszej radości) graliśmy coraz więcej, no i pojawiła się chęć napisania materiału na drugą płytę. Wtedy niestety współpraca międzypaństwowa z Adrianem okazała się już zbyt trudna. Na szczęście Mikołaj zaprosił do czułości Jakuba Jugo. Tym sposobem dotarliśmy do składu z naszej drugiej płyty – „LAWENDA” (czerwiec 2024). Teraz zaczynamy pracę nad trzecim albumem, a nasz skład ponownie delikatnie się zmienił. Wspólna droga z naszym dotychczasowym basistą, Mikołajem, rozdzieliła się na mniejsze ścieżki i każdy poszedł w swoją stronę. A do nas dołączył Eryk Susicki ze swoją gitarą basową.

A co do instrumentów?
Anna Kamińska: Poza tymi wspomnianymi wyżej na naszych koncertach usłyszeć można również pianino oraz gitary (elektryczną i akustyczną), ukulele, ale także kalimbę, bęben oceaniczny oraz autoharfę (instrument silnie związany z amerykańskim folkiem). A ostatnio zaczęliśmy nawet myśleć o utworach, w których Filip mógłby zagrać na harmonijce ustnej. Że nie wspomnę już, o wspólnym śpiewaniu – namawiam chłopaków na coraz częstsze śpiewanie ze mną, więc współbrzmienia kilku głosowe również nie są nam obce.
A więc aktualnie skład naszego zespołu oraz instrumentarium, które można usłyszeć na naszych koncertach prezentuje się następująco:
• Anna Kamińska – wokal, ukulele, pianino, autoharfa
• Emil Smardzewski – pianino, gitara akustyczna, gitara elektryczna, chórki
• Filip Turkowski – wiolonczela, harmonijka ustna, chórki
• Jakub Jugo – perkusja, cajon, perkusjonalia, kalimba, ocean drum, chórki
• Eryk Susicki – gitara basowa, chórki
Jaka jest Twoja rola w zespole? Poza śpiewem. Jak siebie widzisz tej układance i jakie masz wizję Ty, na Waszą przyszłość i czy wiesz, czy są one spójne z wizją pozostałych muzyków?
Anna Kamińska: Tekściarka, kompozytorka i wokalistka, która w muzyczną podróż zabiera ze sobą autoharfę, ukulele i pianino. A dodatkowo managerka, bookerka, stylistka itd. Ale tę bardziej logistyczno-wizjonerską stronę również lubię (chociaż nie aż tak bardzo jak tą twórczą). Co do wspólnej wizji. Myślę, że teraz już tak. W zespole bardzo dużo rozmawiamy i tak też było z tematem wspólnej wizji i zespołowych planów na przyszłość. Wiadomo każdy ma swoje zobowiązania poza zespołowe, różne inne priorytety, ale wiemy na czym stoimy, mamy podział zadań i coraz lepiej odnajdujemy się w tej naszej wspólnej, muzycznej działalności. Chociaż muszę przyznać w 5-osobowym zespole nie zawsze jest to proste. Już sama koordynacja kalendarzy przy pięciu osobach to nie lada wyzwanie. Ale wszyscy chcemy. I dzięki temu dajemy radę. I dzięki temu powstają kolejne czułości. A czego chcemy? Chcemy grać jak najwięcej koncertów, bo to magiczne spotkania i chcemy tworzyć, jak najwięcej muzyki, żeby dużo kolorowej czułości leciało w świat.
Czy lubicie się na co dzień? Spotykacie się? Jak wygląda proces twórczy? Czy macie demokrację? A może każdy ma swoje „poletko” i jest tylko za nie odpowiedzialny?
Anna Kamińska: Jasne, że lubimy się na co dzień. Spędzamy ze sobą dużo czasu, więc to jest bardzo ważne. Trasy koncertowe, wspólne godziny na salce prób czy w studiu – to wszystko bardzo zbliża. Jak już wspominałam dużo rozmawiamy, ale przede wszystkim szczerze rozmawiamy, żeby jak najlepiej nam się współpracowało i przebywało ze sobą. Działamy na tyle intensywnie, że muszę przyznać, że spotykamy się głównie w celach muzycznych. Chociaż mieliśmy też spotkanie kulinarne! Testowaliśmy nowe, kaukaskie smaki, które odkrywa nasz perkusista, Kuba. Chyba musimy wprowadzić do naszego zespołu tradycję kulinarnych spotkań.
Jeśli chodzi o twórczość. Jesteśmy otwarci na to, co przyniesie czas, może będą jakieś zmiany? Póki co sytuacja wygląda zazwyczaj tak – ja przynoszę tekst i szkic melodii, a następnie wspólnie tworzymy z tego piosenkę. Myślimy nad aranżem, nad charakterem, nad partiami poszczególnych instrumentów. Zmieniamy harmonię, bawimy się rytmem. Kombinujemy, eksperymentujemy. Czekamy aż poczujemy dany utwór. Jak go poczujemy, wtedy jest gotowy, żeby pofrunąć w świat.
Z tego, co mi wiadomo, to szykujecie nową płytę, ale o tym – za moment. Proszę opowiedz o dwóch, które już są – „Mięta” i „Lawenda”. Mam obie w ręce i są przede wszystkim pięknie wydane, widać spójność muzyki z warstwą graficzną. To samo dotyczy Waszego image. To także mnie ciekawi, a tym także proszę opowiedz.
Anna Kamińska: Tak. Dwie płyty, które do tej pory wydaliśmy to właśnie „MIĘTA” i „LAWENDA”. Pierwsza powstawała w większym chaosie, w pandemii, na raty, bez planu, z wielką potrzebą podzielenia się ze światem miętowymi piosenkami, bo te lawendowe już czekały za rogiem. Ta druga już spokojniej, krok po kroku. Ale oczywiście i tak już wiemy, co poprawić przy pracy nad trzecią płytą. „MIĘTA” to piętnaście piosenek o miłości. „LAWENDA” to dziewięć lawendowych opowieści o poznawaniu siebie. Miętowe piosenki od początku widziałam w konkretnym (miętowym) kolorze. Tak po prostu. A poza tym można „poczuć do kogoś miętę”, czy to nie pasuje idealnie do piosenek o miłości z młodzieńczych lat (niektóre z nich pisane były jeszcze przez 17-letnią mnie). A skąd „LAWENDA”? Tutaj wszystko zaczęło się jeszcze bardziej zmysłowo – kolor, smak, zapach – całokształt tej rośliny zainspirował mnie do napisania tytułowej piosenki. Utwór „Lawenda” to kołysanka, senne marzenie o miłości, oniryczne omamy wywołane intensywnym, magicznie odurzającym zapachem lawendy. Im bardziej zaczęłam poznawać lawendę, tym bardziej byłam nią zainspirowana. Czy wiedzieliście, że lawenda według dawnych wierzeń przynosi szczęście, urodzaj i dobrobyt, gwarantuje spokój w rodzinie, zapobiega kłótniom, niebezpieczeństwom i przyciąga pozytywne zdarzenia? Kwiaty lawendy przez długi czas uważane były za kwiaty miłości, a bukiet z lawendy stanowił symbol ciepłych uczuć do drugiej osoby. Wierzono również, że lawenda ukryta pod poduszką mężczyzny zachęci go do oświadczyn, a picie naparu z lawendy sprawi, że niezamężne panny zobaczą we śnie swojego wybranka. Ciekawe, prawda? Aktualnie mamy lawendowy przesyt. Nie wiedzieliśmy nawet, że istnieje tyle lawendowych rzeczy. Zaczynając od lawendowej kawy i herbaty, poprzez lawendowy sernik, likier, syrop, na lawendowym kremie do ciała i lawendowej paście do zębów kończąc.
Do obu naszych płyt zdjęcie okładkowe oraz naszą sesję zdjęciową zrobił mój brat, Janek Kamiński. Koncepcję na zdjęcia wymyślał wspólnie ze mną. W „MIĘCIE” szczególnie dumna jestem z kwiatów na twarzach. Bardzo mi się one podobają – dziękujemy wspaniałej Basi Wilczek za charakteryzację. W „LAWENDZIE” szczególnie cieszy mnie symbolika okładkowego zdjęcia – czyli drzwi, które są przejściem do głębi ziemi, do głębi naszych piosenek, a więc i do nas, i do naszego lawendowego świata.
Na miętowej płycie skład książeczki robiła moja mama, Beata Kamińska, a skład samej okładki również mój brat. Na lawendowym albumie to zadanie przejął Filip – zajął się całym opracowaniem graficznym zarówno opakowania naszej płyty, jak i książeczki. A książeczka w „LAWENDZIE” jest szczególnie ważna, ponieważ do każdej lawendowej piosenki powstała unikatowa okładka, każda stworzona przez innego wspaniałego artystę, inną wspaniałą artystkę. Wszystkie te prace podziwiać można właśnie w płytowej książeczce.
Janek stworzył z nami również wszystkie nasze zarówno miętowe, jak i lawendowe teledyski. Polecamy zerknąć na naszego YouTube’a.
No i oczywiście przede wszystkim, jeśli chcecie poczuć ten nasz czuły, miętowo-lawendowy świat, to wpadajcie na nasze koncerty. Aktualnie głównie lawendowe, bo promujemy drugą płytę. Czasami lawendy jest mniej, czasami więcej, ale zawsze jakaś jej obecność zostaje zaznaczona, czy to w naszym ubiorze, czy w scenografii, a czasami nawet pojawiają się lawendowe napoje, czy też lawendowy sernik, jak na naszym premierowym koncercie we Wrocławiu, w magicznym HOUSE Tęczowa. Dziwny to był sernik. Smaczny, ale dziwny. Mogę tak mówić, bo sama go robiłam. A no i do naszych płyt dodajemy oczywiście listek mięty oraz gałązkę lawendy.

Sporo koncertujecie? Widziałam, że bierzecie udział w przesłuchaniach – tak się zresztą poznałyśmy. Zdobyliście pierwsze miejsce na 41. Maratonie Piosenki Osobistej w Świeciu – gratuluję! Czy macie na koncie inne laury? Plus jakie macie plany na przyszłość koncertową, nie tylko tę wydawniczą.
Anna Kamińska: Koncertów nigdy dość – wiadomo. Staramy się grać jak najwięcej. Spotkania z publicznością zdecydowanie kochamy największą miłością. Każde spotkanie jest niepowtarzalne i magiczne. A piosenki naprawdę stają się wtedy żywe i idą dalej w świat. Bardzo, bardzo doceniamy te nasze czułe, miętowo-lawendowe spotkania. Zagraliśmy m.in. na Sofar Sounds w Wiedniu, RAM Session we Wrocławiu, Beatlemania Festival w Warszawie, Piwnicy pod Baranami w Krakowie, II etapie konkursu Aktorskiej Interpretacji Piosenki podczas 45. PPA we Wrocławiu, Festiwalu Filmów Komediowych w Lubomierzu, Poezji na Murach w Dzierżoniowie oraz na jednej scenie z Jurkiem Filarem. 41. Maraton Piosenki Osobistej w Świeciu, to również było wyjątkowe, ważne i inspirujące spotkanie. Bardzo ciepło wspominamy ten Festiwal i wszystkie poznane wtedy osoby. Piękna przygoda.
Często jeździmy na różne festiwale, to naprawdę świetna okazja do wymiany doświadczeń i nawiązania nowych, muzycznych znajomości. Z nagrodą główną udało nam się wrócić również z Międzynarodowego Festiwalu Piosenki Szlakiem Bardów, Ogólnopolskiej Turystycznej Giełdy Piosenki Studenckiej, Festiwalu im. Piotra Skrzyneckiego, Przeglądu Muzycznego PMRock’23, Festiwalu Bazuna. A całkiem niedawno z II miejscem wróciliśmy z 2. edycji Festiwalu Aranżacji Muzycznej „AranżacJA. Fest” 2025 w Kaliszu.
A najbliższe plany koncertowe? W maju z naszymi miętowo-lawendowymi piosenkami oraz nowym projektem Czuli Beatlesi odwiedzimy Karpacz, Wrocław, Poznań i Zgorzelec.
Ujmuje mnie ta Wasza spójność formy, wizji i fonii – mam nadzieję, że będziecie konsekwentni i nie zmienicie kierunku. Ta branża wymaga cierpliwości oraz tego, aby się czymś wyróżniać. Zdajesz sobie z tego sprawę?
Anna Kamińska: Tak. Myślę, że już się tego nauczyliśmy. Lubimy poszukiwać i eksperymentować, ciągle mamy ciekawość świata i przeżyć, ale wiemy kim jesteśmy i czego chcemy. Cierpliwie dążymy do celu i tworzymy czułe piosenki od serca i dla serca.
Masz jakieś hobby poza muzyką? A może muzyka to hobby, a na co dzień zajmujesz się czymś innym?
Anna Kamińska: Muzyka to pasja, obecna w moim życiu praktycznie przez cały czas. Ale poza tą miłością kocham również podróże, poznawanie nowych ludzi, nowych miejsc. To dla mnie wielka inspiracja i taki totalny reset. W podróży naprawdę czuję, że oddycham, potrafię odpoczywać. Chłonę piękno natury, piękno świata. Takim miejscem, w którym znajduję odskocznie od rzeczywistości jest dla mnie również teatr. Bardzo lubię.
Z kim chciałabyś wystąpić na jednej scenie? Np. na jednym festiwalu. Lub stworzyć utwór? Masz idoli? Ponoć to, o czym marzymy i poświęcamy temu uwagę wzrasta. Zatem niech to będzie taka przepowiednia 🙂
Anna Kamińska: Ojej. Czy sfera totalnych marzeń, takich totalnie nierealnych również wchodzi w grę? Moją największą miłością są Beatlesi. Ale z nimi już na jednej scenie niestety nie wystąpię. Więc aktualnie marzyłabym o wystąpieniu z Paulem McCartneyem. A wracając od niemożliwości do wielkich marzeń. Grzegorz Turnau – wystąpienie z nim na jednej scenie byłoby dla mnie zdecydowanie szalenie wzruszające, ponieważ jego piosenek bardzo często słuchałam w dzieciństwie i kojarzą mi się z rodzinnym domem. Julia Pietrucha – granie na ukulele zawdzięczam głównie mojej przyjaciółce, Jagodzie, z którą mieszkałam podczas studiów, i która pokazała mi ten uroczy instrument, ale również piosenkom Julii, bardzo lubię jej twórczość. A ostatnio miałam okazję zobaczyć, a nawet usłyszeć na scenie legendę polskiej piosenki – Panią Irenę Santor, która w grudniu zeszłego roku skończyła 90 lat! I tak myślę, że znaleźć się na scenie obok takiej osobowości, takiego głosu, to byłoby naprawdę coś!

Kiedy trzecia płyta? Czy będzie także taka zielno-pastelowa? Opowiedz troszkę.
Anna Kamińska: Nie zdradzamy jeszcze zbyt wielu szczegółów, chociaż faktycznie, pracujemy nad czymś nowym. Kiedy? Najszybciej po wakacjach, ale może się też okazać, że dopiero w kolejnym 2026 roku. Chcemy się dobrze przygotować. Jeśli chodzi o charakter nadchodzących piosenek. Pozostając w indie-folkowym klimacie planujemy rozkręcić się jeszcze bardziej niż na „LAWENDZIE” – więcej energetycznych kawałków, więcej eksperymentów, nowe instrumenty – kalimba i najprawdopodobniej harmonijka ustna. Więcej synth-popowych brzmień. Czy będzie zielno-pastelowa? Na pewno będzie czuła, na pewno będą to różne odcienie czułości, ale w jaką kolorystykę, w jaką stronę tym razem nas pociągnie? O tym jeszcze tajemniczo milczymy.
Rozmawiała: Izabela Biernat
INTERNET:
Facebook – https://www.facebook.com/muzyczne.kilkaczulosci
Instagram – https://www.instagram.com/kilkaczulosci/
Tik Tok – https://www.tiktok.com/@kilkaczulosci_muzyka
Spotify – https://open.spotify.com/artist/5ePKwdz8bcYGy0m2W3Dibo?si=ILSjsvMbRY6R_uFfO17eTg