Do napisania tego tekstu sprowokował mnie wrocławski Przegląd Piosenki Aktorskiej. Państwo, czytający ten felieton, znają już jego wyniki, ale ja, piszący te słowa trzy tygodnie wcześniej, mogę jedynie o nich spekulować. Ale tak naprawdę, nie zamierzam tego czynić. Interesuje mnie bowiem bardziej sam fenomen tej formy, niż fantazjowanie na jej temat.
Piosenkami określamy utwory muzyczne, w których główną melodię wykonuje głos ludzki, a ich słowa bardzo rzadko odwołują się do źródeł filozoficznych. Są to kompozycje wokalno-instrumentalne, których interpretacje nie wymagają estrad filharmonicznych i operowych, a ich nazwa sugeruje coś mniej znaczącego od analogicznych form zwanych powszechnie pieśniami.
Piosenki przeważnie trwają od trzech do sześciu minut i jeśli mają chwytliwe melodie i zrozumiałe przesłania, to wielu słuchaczy potrafi je nawet zapamiętać. Niektóre też z nich, o ile oczywiście uzyskają łaskawość ośrodków medialnych, stają się przebojami. Z kolei, jeśli chodzi o ich zakres stylistyczny, to jest on nieograniczony żadnymi barierami merytorycznymi. Nikogo, przykładowo, nie zdziwi obecność rockowych atrybutów we współczesnej operze i nie zbulwersuje wykorzystywanie instrumentarium afrykańskiego w zespołach klezmerskich. Przynależność piosenki do danego nurtu estetycznego opisujemy dodaniem do jej określenia nazwy oznaczającej ów kierunek. Mówimy więc o piosence soulowej, popularnej, ludowej, bluesowej, jazzowej, country, spiritual, itd. Nigdzie jednak, za wyjątkiem kraju nad Wisłą, nie występuje hasło „piosenki aktorskiej”. Termin ten bowiem, którego synonimem jest „piosenka literacka”, ma tak niejasne konotacje stylistyczne, że podejmowanie jakichkolwiek prób uściślenia go jest skazany na porażkę. Zabawnym, ale też wielce symptomatycznym, wytłumaczeniem jego obecności w polskiej rzeczywistości jest powiedzenie, iż piosenka aktorska to taka, którą śpiewają aktorzy i aktorki (te znacznie częściej). Niektórzy złośliwie dodają, że stanowi ją odgrywanie przez owych profesjonalistów scenicznych ról na co dzień przypisywanych piosenkarzom i piosenkarkom.
Utarło się w naszej mentalności przekonanie, że jeśli piosenka ma niebanalny tekst, akompaniament pozbawiony typowych dla niego rozwiązań, formy wymykające się tradycyjnej formule AABA (z ewentualnym łącznikiem), a ich wykonawcy interpretują treść słowną przy pomocy środków teatralnych, to mamy do czynienia z piosenką aktorską. Z kolei, pewność taką uzyskują utwory wokalno-instrumentalne, którym trudno przypisać jednoznaczną przynależność estetyczną. Tak więc, w sytuacji gdy występuje w nich, np. symbioza wielu stylów muzycznych i gdy nie pojawia się dominujący nad całością, wyraźnie określony przebieg rytmiczny, a dodatkowo śpiewający je soliści angażują się emocjonalnie w wyrażaniu treści słownej, zdecydowana większość odbiorców – i to zarówno zawodowców, jak i nieprofesjonalistów – uzna dane piosenki za literackie.
Pojęcie piosenki aktorskiej ma sens. W przypadkach, gdy wokaliści traktują swoje partie za nie tylko muzyczne, ale też za teatralne, a obie realizują w trakcie śpiewania, mamy uzasadnione prawo uznawać takie wykonania za interpretacje piosenek literackich. Jednak, niestety, często mamy do czynienia z nadużywaniem tego zwrotu. Przeważnie dzieje się tak w chwilach, gdy nie potrafimy zaszeregować danej kompozycji wokalno-instrumentalnej do określonej konwencji dźwiękowej. Wykorzystujemy wtedy ową nazwę, wiedząc, że jej enigmatyczność skutecznie przesłoni nasze wszelkie, ewentualne wątpliwości. Piosenki wykonywane, m.in. przez Ewę Demarczyk Edith Piaff, Bułata Okudżawę, Leonarda Cohena, Toma Waitsa, można by uznać za aktorskie, a przecież byłoby to – mimo wszystko – pewne nadużycie ich przeznaczenia. Mają one bowiem cechy typowych piosenek posiadających wyraziste melodie i konstrukcje nie odbiegające od oczekiwanych w tej twórczości. Tym, co je odróżnia od większości innych znajduje się nie w dźwiękach i słowach (chociaż prezentują one w tym względzie artystyczne wyżyny), a przede wszystkim w sferze ich realizacji. Otóż osobowości wspomnianych wykonawców nadają im wyraz przejmujący prawdą, emocją, ekspresją i energią. I jeśli jakiekolwiek piosenki uzyskają podobny idiom przesłania, to jest mi obojętne, czy przynależą one do popularnych, czy do aktorskich. Będą mnie wzruszać.
Tekst: Piotr Kałużny
Artykuł ukazał się w numerze 4/2010 miesięcznika Muzyk.