Gitarowy heros Jared James Nichols pochodzący z amerykańskiego stanu Wisconsin, wystąpił na dwóch koncertach w Polsce. Jeden z nich odbył się 10 kwietnia, kiedy to muzyk ten wszedł na scenę przytulnego klubu Zaścianek mieszczącego się w Miasteczku Studenckim w Krakowie przy jednym z akademików.
Choć nie jest to może nazwisko od razu kojarzone z pierwszą ligą blues rockowych wymiataczy, to nawet pobieżne sprawdzenie w Internecie dokonań i nagrań tego przemiłego Amerykanina robi wrażenie, które wymusza obecność na tym koncercie. Choć z małym smutkiem muszę wspomnieć, że warszawski koncert Jareda był wyprzedany, to w krakowskim Zaścianku zmieściłoby się więcej słuchaczy. Szkoda, że narzekając na niewielką ilość blues-rockowych koncertów w mieście wielu słuchaczy tego gatunku przegapili występ Nicholsa. A mają czego żałować.
Panowie wyszli na scenę w składzie najlepszym z możliwych dla tego typu ekspresji, czyli power trio. Za bębnami usiadł Ryan Rice, a fenderowskie Precisiony znakomicie obsługiwał Brian Weaver. Oczywiście obaj panowie z sekcji rytmicznej mieli okazję do popisów solowych, ale przede wszystkim wypracowywali znakomitą bazę rytmiczno-basową do riffów i ognistych solówek pięknie wypuszczanych przez Jareda z gryfu ponad 60-letniego Gibsona. Zresztą ten instrumentalista jest mocno związany z kultową marką gitar. O dziwo artysta zaordynował złożenie barierek zwyczajowo odgradzających scenę od publiki w klubie, i jak się okazało parę razy schodził z gitarą między ludzi, co oczywiście wzbudzało entuzjazm i radość wśród słuchaczy. Generalnie koncert był bardzo radosny. Typowe amerykańskie „keep smiling” wydawało się u Jareda w pełni naturalne, widać było, że każdy dźwięk daje muzykom pełną radość. Dla miłośników amerykańskiej tradycji muzycznej to była zdecydowanie uczta dla ucha. Solidne gitarowe łojenie, bardzo energetyczne i widowiskowe, a w warunkach kameralnego klubu dodatkowo wzmocnione bliskim – dosłownie – kontaktem z publiką. Zresztą jeden ze słuchaczy w trakcie jednego z numerów „postawił” chłopakom na scenie piwo, co Nichols oczywiście dowcipnie skomentował, komplementując polskie smaki browarnicze i przy okazji dając nam wykład o tym, jak powinno się wymawiać słowo IPA i jak niewłaściwie wymawiała je pewna dziewczyna z Hiszpanii…
Znakomity wieczór, słuchacze opuszczali klub szczęśliwi. Koncert organizowała agencja Knock Out Productions – gratulujemy i dziękujemy za to show, a jednocześnie prosimy o więcej rasowego blues rocka w przyszłości na Waszych „sztukach”. To nie pierwsza wizyta Nicholsa w naszym kraju, bywał już u nas jako suport wielkiego Zakka Wylde, mam nadzieję, że ten przesympatyczny Amerykanin jeszcze do nas powróci, bo takiej znakomitej, mocnej, żywej muzyki nigdy za wiele.
Setlista krakowskiego koncertu Jareda Jamesa Nicholsa:
„Easy Come, Easy Go”
„Down the Drain”
„Hard Wired”
„Threw Me to the Wolves”
„Skin 'n Bone”
„Bad Roots”
„Shadow Dancer”
„Good Time Girl”
„Honey Forgive Me”
„Nails in the Coffin”
„Keep Your Light on Mama”
„Mississippi Queen” (cover Mountain)
„War Pigs” (cover Black Sabbath)
bis:
„Man in the Box” (cover Alice in Chains)
Tekst i zdjęcia: Sobiesław Pawlikowski