Edukacja muzyczna jest niezbędna w każdej szkole. Spełnienie tego warunku przynosi państwu same profity. Spośród wielu możliwych wymienimy tu dla przykładu kilka istotnych. Tak więc, wszyscy, którzy zapoznają się z muzyką, słuchają jej sprawdzonych wzorców oraz rozważają jej treści, stają się osobami bardziej wrażliwymi. Wyczulonymi nie tylko na piękno sztuki, ale – co jeszcze ważniejsze – na problemy innych ludzi. Uczą się lepiej, nie niszczą otaczającego ich mienia, nie są agresywni i potrafią efektywniej wykorzystywać wolny czas. To zostało już sprawdzone w Skandynawii, krajach zachodnich Europy, USA i w Japonii. U nas nadal próbuje się weryfikować te prawdy.
Edukacja muzyczna w szkołach muzycznych powinna mieć preferencje nad nauczaniem pozostałych przedmiotów. Nie ma. Tak zawsze było i tak zapewne będzie. Gorzej jednak, gdy te ogólnokształcące stają się priorytetowymi. Dominację tych ostatnich udaje się przeważnie pomniejszyć, a rozsądny kompromis owocuje wtedy lepszymi ocenami.
Edukacja muzyczna w szkołach muzycznych winna zawierać w miarę szeroki zakres zagadnień związanych z profesją. Do tych niezbędnych należą: nauka gry na instrumencie, kształcenie słuchu, umuzykalnienie, praca w zespołach i poznawanie historii muzyki. To ostatnie ma wskazywać na ciągłość rozwoju sztuk akustycznych, stanowić źródło odwołań stylistycznych i uświadamiać różnorodność kulturowych obszarów. Analizą tych wartości zajmują się etnografowie. Ich prace związane z folklorem muzycznym stanowią podstawę do zrozumienia tożsamości społecznej ludności zamieszkującej dane tereny.
Polska muzyka ludowa zawsze inspirowała wielkich polskich kompozytorów. Wspomnę tylko chociażby o jej wpływie w dokonaniach Stanisława Moniuszki, Karola Szymanowskiego i Witolda Lutosławskiego. Dla genialnego Fryderyka Chopina stanowiła jedno z najważniejszych bodźców stymulujących jego twórcze działania (napisał, m.in. zbiory polonezów i mazurków). Polski folklor pobudzał wyobraźnię artystów i wskazywał ich etniczną oraz egzystencjalną przynależność do społeczeństwa zamieszkującego tereny kraju nad Wisłą. Nauczanie polskiej muzyki ludowej było zawsze częścią obowiązującego w szkołach muzycznych programu zajęć. Byłem pewny, że ów stan trwa nadal – bo niby z jakich powodów miano by zrezygnować z czegoś tak istotnego i koniecznego dla wiedzy i świadomości kształconego muzyka – ale się w tym przekonaniu zawiodłem. A stało się to przypadkiem. Otóż mój dobry kolega, pianista Tomasz Barański, akompaniator w zespole pieśni i tańca ludowego „Łany” działającym przy Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu uświadomił mi ten fakt w trakcie naszego zwyczajowego spotkania w drugi dzień Świąt Wielkanocnych. Tomek, autor jedynych znanych mi w kraju kompozycji stanowiących akompaniamenty w formie wybranych tańców polskich, był oburzony zlikwidowaniem obowiązku edukowania folkloru w programie szkół muzycznych. Przyznałem mu rację. Zrobiłem to, mimo moich prywatnej niechęci wobec tego przedmiotu, podyktowanej nie najlepszymi relacjami z wykładającym go kiedyś – gdy jeszcze byłem uczniem średniej szkoły muzycznej – mało mi przychylnym, pedagogiem.
Ponieważ nauka polskiego folkloru muzycznego została zarzucona w szkołach i pokolenie dzisiejszych nastolatków nie wiele zapewne wie na ten temat, stąd zachęcam gorąco młodych adeptów muzyki do zapoznania się przynajmniej z opracowaniami różnych tańców ludowych, dokonanymi przez Tomasza Barańskiego (patrz zdjęcie). Są tam przykłady marszów (w tym wiwatu), polek (m.in. z Wielkopolski, z Kurpiowszczyzny, z Kaszub i ze Śląska), walców, poloneza, krakowiaków, mazurów, kujawiaka, oberka, pasterskiego, hajduka oraz dodatkowo tańca klasycznego i współczesnego. Wydaje mi się, że lektura tych nut zachęci wielu z nich do samodzielnego poszerzania wiedzy na temat muzyki ludowej. A to już byłby wielki sukces edukacyjny.
Tekst: Piotr Kałużny
Artykuł ukazał się w numerze 5/2010 miesięcznika Muzyk.