Historię narodzin bluesa opisano już wiele razy. Wiemy z tych relacji, że miało to miejsce w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej w okresie niewolnictwa i że odzwierciedlała ta muzyka upokorzenia, smutki – blue w tym przypadku było alegorycznym określeniem tych stanów – status ludzi pozbawionych wszelkich praw. Afroamerykanie za jej pośrednictwem mieli więc wyrażać uczucia niesprawiedliwości i pogardy, jakich doznawali w nowej ojczyźnie.
Niewątpliwie tak było, ale prawdę mówiąc, nigdy się z tekstami bluesowymi, opisującymi niegodziwości kolonizatorów nie spotkałem. Słowa najczęściej mówiły o kobietach, używkach, pieniądzach, pracy i drogach. Tak jakby dla autorów wyzysk nie istniał, albo niewiele znaczył.
To, że w twórczości bluesowej problemy egzystencjalne zawężone zostały do najbardziej prozaicznych jest psychologicznie uzasadnione. Po pierwsze, nie upubliczniono by tekstów protestujących przeciwko ładowi ustalonemu przez właścicieli ówczesnych mediów, a po drugie, nie było sensu pisać o rzeczach oczywistych i bolesnych dla doświadczających ich. Przeciwnie, blues miał przynosić ulgę i stymulować pozytywne emocje. Miał poruszać tematy, które są istotne w życiu każdego człowieka, niezależnie od jego społecznych uwarunkowań i koloru skóry. A muzyka to umożliwiała, bo w jej komponowaniu i wykonywaniu nie ma żadnych uprzywilejowanych nacji.
Faktury, formy, pulsacje i artykulacje pierwszych kompozycji bluesowych są nieznane. Biali bowiem nie nagrywali tej muzyki, nie słuchali jej, nie rozumieli jej i nie chcieli jej zrozumieć. Musiała się pojawić opinia przedstawicieli kultury ościennych państw, by uświadomić europejskim migrantom jaki potencjał sztuk akustycznych lekceważą i marnują. W efekcie powstała uchwała Kongresu uznająca blues za kulturalne dobro, a w teren ruszyły ekipy nagrywające by zarejestrować cokolwiek z tego, co stworzyli pierwsi bluesmani. Niestety większość z tych poszukiwanych udała się już do nieba, a ci z nich, którzy jeszcze, dzięki Bogu, przeżyli i tak nie byli w stanie odtworzyć wiarygodnie drogi, jaką przeszli. W muzyce improwizowanej nie ma bowiem możliwości powrotu (podobnie, jak z cofaniem czasu). Mogą tylko zaistnieć próby przywoływania przeszłości. Mentalności, świadomości i umiejętności nie da się nigdy wycofać.
Każda twórczość archetypiczna, niezależnie od miejsca swego powstania, ma wspólne z innymi elementy. W przypadku muzyki są nimi: strój naturalny wysokości dźwięków, skale pentatoniczne, rytm w trójkowej podzielności, forma otwarta, komponowanie utworów w idiomie dialektycznym (call and response, pol. zawołanie i odpowiedź) i śpiewanie manierą glissanda (osiąganie kolejnych dźwięków melodii przy pomocy płynnego i szybkiego pokonywania wszystkich leżących między nimi). Taką też była twórczość akustyczna afrykańskich niewolników. I gdyby nie fakt, że twórczość ta zderzyła się z muzyką pochodzenia zachodnioeuropejskiego, pozostałaby na zawsze identyczną z pozostałą na kontynencie afrykańskim. Ale zmuszona została do konfrontacji z: systemem temperowanym wysokości dźwięków, siedmiostopniowymi skalami kościelnymi, rytmem w dwójkowej podzielności, ustalonymi formami, pomijaniem dialektyki i stałego glissanda. Ponieważ proces przenikania toczył się w społeczności reprezentującej archetyp, stąd znacznie większą dominację uzyskiwały atrybuty muzyki pierwotnej, szczególnie w pierwszym okresie kształtowania bluesa (później nazwanego wiejskim).
Jak już wyżej wspomniałem, autentycznego, najwcześniejszego bluesa nie rejestrowano. Paradoksem fonograficznym stał się za to fakt, że pierwsze nagrane w studiu utwory mające go reprezentować, np. dokonane przez cesarzową bluesa Bessie Smith, są w rzeczywistości „bluesami eklektycznymi”. Więcej w nich techniki „stride piano” niż realnej pulsacji bluesowej. A gdyby tak jeszcze wyciszyć w nich śpiew wokalistki, to wiele z tych kompozycji byłoby bliższe nurtom jazzu tradycyjnego, niż bluesa.
Interesującym przyczynkiem do rozważań związanych z bluesem jest jego instrumentarium. W czasie, gdy się krystalizował istniały już wszelkie instrumenty akustyczne: strunowe, dęte i perkusyjne. Wprawdzie większość z nich była niedostępna Afroamerykanom, ale jak wskazuje późniejsza historia bluesa, wybór ich i tak był specyficzny, w dużym stopniu niezależny od ich cen, i popularności. Głównym kryterium doboru stała się ich spolegliwość na pomijanie barier temperacji i możliwość stosunkowo szybkiego opanowania na nich podstawowych technik gry. Takie atuty miały przede wszystkim gitary, harmonijki ustne i instrumenty perkusyjne. Nie potrzeba było nawet chodzić do szkół, aby za ich pośrednictwem tworzyć muzykę.
Tekst: Piotr Kałużny
Artykuł ukazał się w numerze 4/2016 miesięcznika Muzyk.