Niby wszyscy miłośnicy rocka progresywnego wiedzą, że King Crimson należy z wielu powodów do bardziej intrygujących zespołów, nie tylko brytyjskich. Formalnie istnieją pół wieku, ale niektórzy twierdzą, że przy tak licznych zmianach personalnych trudno mówić o wciąż tej samej grupie. Coś w tym jest. Z członków-założycieli ostał się przecież tylko Robert Fripp, choć i on dopuścił do krótszych i dłuższych przerw w działalności formacji. Tak czy inaczej, skrzyknął on już jakiś czas temu muzyków, w większości obecnych w różnym czasie w King Crimson i ruszył w kolejną trasę. „Live In Chicago” jest zapisem koncertu w Chicago Theatre z 28 czerwca 2017 roku. 3600 widzów szalało z zachwytu, mogąc być słuchaczami hitów grupy, niejednokrotnie rzadko, czy nawet po raz pierwszy wykonywanych na estradzie. Dodam, że Robert Fripp dał swoje błogosławieństwo temu albumowi. Oświadczył, że jest z tego koncertu bardzo zadowolony, a jego repertuar i wykonanie uważa za kompetentne odzwierciedlenie poziomu artystycznego zespołu. Dwupłytowe wydawnictwo zawiera aż 21 utworów i ponad 155 minut muzyki. Dołączono do niego książeczkę z fotografiami Tony’ego Levina, prywatnie jak wiadomo zapalonego fotografa, które uzupełnił opisami sam Fripp. W tym najnowszym wcieleniu grupy Robert postanowił rozszerzyć jej skład do ośmiu muzyków. Największe zdziwienie budzi obecność aż trzech perkusistów, uzupełnionych dwoma gitarzystami, klawiszami, saksofonem i gitarą basową. Od razu rozwiewam wątpliwości: trzech panów na bębnach nie tylko sobie nie przeszkadza, ale świetnie uzupełnia! W takim składzie King Crimson uzyskali fantastyczną, bardzo interesującą potęgę brzmienia. W kilku dawnych przebojach, choćby w „The Lizard Suite” dało to wręcz spektakularny efekt. Trzeba przyznać, że muzycy aktualnie tworzący formację są znakomici, może nawet najlepsi w całej historii zespołu. Śmiem twierdzić, że w swojej specjalności nie mają w tej chwili żadnego godnego konkurenta! Niezależnie od tego co proponują brzmią doskonale, a całość materiału nie ma ani jednego słabego punktu. Zarówno mocne, rozbudowane kompozycje, jak i utwory kameralne, zostały zagrane i zaśpiewane na najwyższym poziomie. Album zawiera utwory z kilku krążków, w tym „Lizard” i „Islands”, choć najczęściej w nowych aranżacjach. Jaka szkoda, że tak częste zmiany składu nie pozwoliły King Crimson na osiągnięcie takiej popularności, na jaką zasługują!
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa zespołu: www.dgmlive.com
Recenzja ukazała się w numerze 3/2019 miesięcznika Muzyk.