Choć listopadowa rocznica odzyskania niepodległości skłania przede wszystkim ku rozliczeniom historycznym, to również dobry pretekst, by przyjrzeć się tekstom o muzyce, pisanym przez rodzimych autorów. Tym bardziej, że opowiadanie o sztuce jest znakomitym narzędziem popularyzacji twórczości i świadectwem życia muzycznego kraju.
W liście z 1960 roku Jarosław Iwaszkiewicz pisze: „Polacy podobno byli kiedyś tolerancyjni, dlaczego nie mogą być nimi dzisiaj? Zwłaszcza w dziedzinie muzyki”. Pisarz utyskuje na polskich kompozytorów młodego pokolenia, którzy pogardzają wszelkimi nurtami oprócz twórczości własnej i zwracając się ku nowym tendencjom w sztuce, odrzucają inne porządki.
Stare i nowe
Choć w wypowiedzi autora „Brzeziny” pobrzmiewa charakterystyczna dla międzypokoleniowych zmagań nostalgia za tym, co minione i niezgoda na nowe, w tym samym tekście pojawiają się słowa o solidarność całego środowiska wobec problemów natury pozamuzycznej – pragnienia obrony polskiej muzyki i przyznania jej ważnego miejsca na kulturalnej mapie kraju. Chęć upowszechniania twórczości, zapewnienie muzyce większej uwagi na łamach codziennych gazet i czasopism kulturalnych, okazuje się silniejsza od podziałów, a „rozsądek wreszcie przeważa (…), bo muzyka polska to wspólna sprawa starych i młodych, postimpresjonistów, neoklasyków, punktualistów i >>seryjnych<<” oraz – co warto dodać – słuchaczy.
Dobro narodowe
Iwaszkiewicz, wielki miłośnik sztuki dźwięków, w swoich tekstach o muzyce wielokrotnie podkreśla konieczność wprowadzenia powszechnej, rzetelnej muzycznej edukacji, przygotowywania do odbioru sztuki nie tylko samych wykonawców, którzy z racji uprawianego zawodu na co dzień obcują z teorią i historią swojej dziedziny, ale i publiczności, pozostawionej bez merytorycznej opieki ze strony szkolnictwa. Dla pisarza właśnie ta kwestia – a nie akademickie spory między muzykami – to najważniejsze zadanie, jakie stoi przed środowiskiem artystycznym. Dopiero stworzenie wspólnej przestrzeni komunikacji między odbiorcami i twórcami pozwoli muzyce zostać docenioną i wpisać się w rodzimy pejzaż kulturalny.
Wiara w słowa
Na braku nauczania wiedzy o muzyce w szkołach ogólnokształcących tracą nie tylko ci, którzy sztukę tworzą – odcinanie słuchaczom dostępu do podstawowych wiadomości z zakresu historii, teorii sprawia, że sztuka samoczynnie staje się elitarna, niedostępna, wręcz wroga. „Dlaczego znakomita większość społeczeństwa ma być pozbawiona ogromu przeżyć i wzruszeń, jakie daje obcowanie z prawdziwą sztuką?” – retoryczne pytanie pada w jednym ze szkiców Iwaszkiewicza, a zaraz za nim drugie, o metodykę oswajania muzyki, dla której nie znalazło się stosowne miejsce w programach nauczania. Odpowiedzią jest słowo – popularyzacja sztuki z użyciem języka bliskiego przeciętnemu słuchaczowi. Pisanie, opowiadanie o muzyce połączone z umuzykalnianiem – niekoniecznie nauczaniem gry, raczej wyczulaniem na dźwięk i jego zróżnicowanie – to metody, pozwalające na zbliżenie świata sztuki i odbiorcy, wytworzenie płaszczyzny wzajemnego porozumienia.
Artystyczny dekalog
„Czym jest dzisiejszy świat dla muzyka, który ma zacząć poruszać się w nim samodzielnie i zająć w nim jakieś miejsce?” pyta Witold Lutosławski w 1971 roku, podczas uroczystości nadania kompozytorowi honorowego tytułu Doctor of Music w Cleveland Institute of Music. I zaraz dodaje, że długofalowy rozwój jest możliwy, jeśli twórca „będzie wierny prawdzie, czyli będzie swą muzyką dawał wyraz temu, w co sam wierzy, ponieważ sztuka nie znosi udawania; jeśli nie będzie usiłował przypodobać się swą muzyką komukolwiek ani osiągnąć za jej pomocą jakiegoś innego, obcego jej istocie celu, jak na przykład rozgłosu lub pieniędzy, o ile miałoby to w najmniejszym bodaj stopniu naruszyć czystość samego artystycznego zamysłu; jeśli będzie wytrwale pracował, aby być zawsze gotowym usłyszeć głos inspiracji, która (…) nigdy nie nawiedza leniuchów; jeśli nie będzie się specjalnie lubował swymi ukończonymi już dziełami, ponieważ niezadowolenie z tego, co się już osiągnęło, i pragnienie osiągnięcia czegoś jeszcze lepszego należy do bezwzględnego, jeśli nie po prostu okrutnego mechanizmu tworzenia”.
Horyzont możliwości
Wolność to fundament każdej twórczej działalności, ale zdaniem Lutosławskiego nieograniczona dowolność w sztuce „nie prowadzi w ogóle do niczego”. Ważną cechą kompozytora jest więc umiejętność narzucenia sobie odpowiednich ograniczeń i rozsądne korzystanie ze swobody kreowania dźwięków. Świadomość, że można wszystko jest paraliżująca, wyłącza aktywność – dopiero właściwe zakreślenie pola działań pozwala na pełne wykorzystanie twórczej autonomii.
To jedna strona medalu – wierność własnym zasadom, intuicji, a także opieranie się nieubłaganym zasadom rynku, pozwalają zachować myślową i artystyczną niezależność. Na rewersie zawodu muzyka znajduje się jednak splot okoliczności, które rzucają twórczą osobowość w, niekiedy skrajnie niesprzyjające wolności, czas, politykę i historię.
W cieniu dziejów
Ta ostatnia jest nieodłączną towarzyszką działań artystek i artystów – niezależnie od tego, czy obecność historii jest ledwie wyczuwalna lub objawia się z pełną mocą. Nie istnieją dzieła, które są oderwane od swoich czasów (choćby otwarcie manifestowały niechęć do tego, co społeczne, deklarując wierność hasłu „l’art pour l’art”), a nawet jeśli zwracają się ku przyszłości i wyprzedzają współczesną im epokę, punkt polemicznego odniesienia nadal kreśli tu horyzont przeszłości.
Żeby powiedzieć coś ważnego o historii, miejscu, tradycji, z których wyrasta, twórczość nie musi brać udziału w narracjach, powołujących się na wytarte hasła z populizmem w tle. Z pewnością, prościej formułować przekaz powtarzający rozpoznawalne, zrozumiałe dla szerokiego grona odbiorców (a przy tym często pozbawione głębszych treści) slogany. Dużo trudniej wnieść wkład w dziedzictwo kulturowe artystycznymi działaniami, które czerpią inspiracje z lokalnego kolorytu, ale w rękach swych autorów zamieniają się w ponadczasowe wypowiedzi. Te, by mogły zostać usłyszane, muszą trafiać na odpowiedni grunt – społeczeństwo uwrażliwione na wartości estetyczne, publiczność, której recepcja nie ślizga się tylko po powierzchni języka.
Wypatrywanie zmian
Przywołane teksty Iwaszkiewicza powstały w latach sześćdziesiątych, ponad pół wieku temu, jednak problemy, które porusza w nich pisarz, pozostały aktualne. W Polsce nadal nie został wypracowany system edukacji, w którym wiedza o muzyce, historia sztuki i estetyka zajmowałyby należne im miejsce i jedynie nazwisko Chopina uruchamia pewne konotacje (choć już niekoniecznie słuchowe). Kolejne pokolenia poruszają się więc w świecie rodzimej sztuki po omacku, a muzykom, którzy nie wpisują się w gatunki głównego nurtu, pozostaje poszukiwanie publiczności na własną rękę i promowanie swojej twórczości poza granicami kraju. To obrazek, który nie nastraja optymistycznie, zwłaszcza że i w obecnych reformach edukacji nie znalazło się miejsce na kształtowanie wrażliwości estetycznej. Można tylko – za Iwaszkiewiczem – mieć nadzieję, że wbrew ponurym statystykom „mimo wszystko (…) jesteśmy narodem muzykalnym. Wierz mi, drogi przyjacielu”.
Tekst: Zuzanna Ossowska
Artykuł ukazał się w numerze 11/2018 miesięcznika Muzyk.