Show biznes nigdy nie jest zaspokojony, zawsze domagając się nowych twarzy, głosów, nazwisk i błyskotliwych karier. Od dwóch lat największym bożyszczem Ameryki jest piękna blondynka, Taylor Swift, w tej chwili dwudziestojednoletnia gwiazda, sprzedająca miliony płyt i zarabiająca rocznie dziesiątki milionów dolarów. Po trochę ponad trzy lata trwającej obecności na rynku, dziewczątko osiągnęło niemal wszystko, co branża może jej zaoferować. Właściwie nie do pomyślenia jest, żeby odbywało się w Stanach coś istotnego bez niej. Świadomie, a może mimo woli stała się naczelną celebrytką, nie schodzi z okładek prestiżowych tygodników, a niezależnie od piosenkarstwa już zagrała pierwsze role filmowe i telewizyjne. Wielbiciele gwiazdy założyli mnóstwo stron w Internecie jej poświęconych, gdzie poruszane są rzeczywiste bądź wyimaginowane tematy związane z jej ubiorem, fryzurą czy uśmiechem. Tylko patrzeć, jak w USA nie będzie można bez obaw otworzyć lodówki, żeby panna Taylor nie wyskoczyła ze środka! Jej koneksje muzyczne kończą się na tym, że kiedyś babcia śpiewała w operze. Talent pisania tekstów piosenek Swift uwidoczniła dosyć wcześnie, mając czternaście lat została zaangażowana jako najmłodsza, zawodowa tekściarka przez wytwórnię Big Machine Record, której została wierna do dziś. Wydaje się, że główna siła jej piosenek polega właśnie na tekstach, będących rodzajem pamiętnika młodej dziewczyny. Dla milionów rówieśników Taylor, takie wspólne odkrywanie dorosłego świata i jego mechanizmów, zwłaszcza pierwszych poważniejszych uczuć, wydaje się wartością bezcenną. „Moje piosenki są jak otwarte listy i słowa, jakich nie zdążyłam wypowiedzieć we właściwym czasie właściwym ludziom. Są kawałkiem mnie samej.” To bardzo szczere wyznanie Taylor, któremu wierzę. Po względem muzycznym, bo pisze sama oczywiście także muzykę, uprawia pop zabarwiony mniej lub bardziej country. W sumie muzyka lekka, łatwa i przyjemna, dla każdego i w każdym wieku, powiedziałbym, niezobowiązująca, no i niezbyt wyszukana. Od początku za aranżację i nagrania odpowiada utalentowany kompozytor, do tego multiinstrumentalista Nathan Chapman, który robi co może, by ze swej strony wzbogacić utwory od strony muzycznej, choć i on bywa bezradny. Wtedy, gdyby nie przerwy, można by podejrzewać, że Taylor jeden utwór śpiewa piętnaście minut. Dla jej wielbicieli nie ma to żadnego znaczenia: w pierwszym tygodniu sprzedaży nabywców znalazł ponad milion jej wydanego w końcu października krążka, „Speak Now”. Jest bardzo podobny do dwóch poprzednich, co zależnie od punktu widzenia będzie zaletą, albo wadą. Najlepsza piosenka nazywa się „Mean” i wyszła jako pierwszy singiel. Taylor Swift z pewnością nie da o sobie szybko zapomnieć, ku utrapieniu utalentowanych koleżanek…
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa artystki: www.taylorswift.com
Recenzja ukazała się w numerze 2/2011 miesięcznika Muzyk.