Otrzymany do testu interfejs audio/MIDI znanej firmy Roland już na pierwszy rzut oka budzi zaufanie. Bardzo solidna, niestandardowej wielkości obudowa mieści ciekawe i dobrze wyposażone wnętrze. Nazwa mówi wszystko, ale nie do końca – uwzględnia tylko wejścia i wyjścia analogowe. Wśród interfejsów audio USB pojawił się mocny zawodnik, do tego w „kategorii wagowej do 192 kHz”.
Niecodzienne rozmiary interfejsu OCTA-CAPTURE przywodzą na myśl stary system Digi 001 – tam również obudowa była nieco mniejsza niż rackowa, i również dołączano przedłużone „uszy” do racka, po przykręceniu których zyskujemy funkcjonalność, ale sporo tracimy na aparycji urządzenia. Dodatkowo OCTA-CAPTURE trochę wystaje z racka – ale może to i lepiej, wysunięcie ułatwia obsługę. Mimo „kompaktowych” rozmiarów interfejs jest niezwykle solidny – ciężki, klasyczne dla Rolanda „odporne na wszystko” pokrętła, solidne gniazda – dużo gniazd. W pełni „okablowany” OCTA-CAPTURE rzeczywiście przypomina ośmiornicę – osiem gniazd wejściowych combo, cztery z przodu, cztery z tyłu, z przodu gniazdo słuchawkowe, z tyłu osiem wyjść typu jack, para gniazd MIDI, złącza cyfrowe S/PDIF typu cinch, gniazda zasilacza i USB, oczywiście 2.0. Miejsce wypełnione jest do końca, bo przedni panel zajmują cztery pokrętła (jedno zwykłe i trzy enkodery, dwa „przyciskane”), siedem podświetlanych przycisków i nieduży, ale wyraźny wyświetlacz LCD. Jak przystało na nowoczesne urządzenie, zgodnie z trendem w interfejs wbudowano solidny układ DSP, realizujący nie tylko konieczne funkcje miksera, ale też kompresorów oraz pogłosu. Osiem przedwzmacniaczy mikrofonowych sterowanych jest programowo, ale za to są w pełni wyposażone – w filtr dolnozaporowy, odwracanie fazy i wspomniany kompresor z bramką. Stopień skomplikowania wymusza zastosowanie zasilacza – impulsowego oczywiście, z płaską wtyczką bez uziemienia, dobrze, jeden kłopot z pętlą mas mniej. Interfejs może pracować z częstotliwością próbkowania do 192 kHz, oferując jednak wtedy zmniejszoną ilość kanałów.
Instalacja nie jest wspomagana żadnymi animacjami ani „bajerami” – klikamy na odpowiedni dla naszego systemu plik setup.exe i po minucie bez restartu możemy zaczynać pracę. Sterowniki są oczywiście do wszystkich systemów, do WIN7 i MacOSX 10.6 włącznie. Panel kontrolny interfejsu jest dość rozbudowany, ale czytelny. Na szczęście umożliwia obsługę wszystkich parametrów przedwzmacniaczy i kompresorów, i to za pomocą rolki myszy – duże ułatwienie. Oczywiście można obsługiwać wszystko korzystając z pokręteł i wyświetlacza, ale nie jest to zbyt szybkie, zwłaszcza, gdy musimy zapanować np. nad poziomami wejściowymi nagrywanego zestawu perkusyjnego. Niestety, całkowicie z obserwowania wyświetlacza LCD nas to nie zwalnia, gdyż Control Panel nie ma wskaźników poziomów (mniejszy problem, te mamy z sekwencerze) ani mierników tłumienia kompresora – a tu warto jednak zerkać. Suwaki miksera są dość krótkie, ale i tak dokładność rolki jest duża i trzeba się sporo „nakręcić”, z drugiej strony umożliwia to dokładne ustawienie. Czułość rolki w obsłudze parametrów przedwzmacniaczy i kompresorów jest natomiast bardzo dobrze dobrana. Dokładność regulacji wzmocnienia jest bardzo duża, 0.5 dB to więcej niż zwykle jest potrzebne. Ponieważ wszystko, wraz z czułościami przedwzmacniaczy, można zapisać, łatwo wrócimy po paru dniach czy sesjach do starych ustawień – nie tylko do nagrań zestawu perkusyjnego, ale na przykład odsłuchu dla wykonawcy. Interfejs standardowo oferuje bowiem cztery niezależne „miksery odsłuchowe”, które wysyłają sygnały na cztery kolejne pary wyjść – w ten sposób możemy skonfigurować odsłuch w reżyserce (z regulacją głośności dedykowanym pokrętłem z przodu) i trzy niezależne odsłuchy słuchawkowe dla wykonawców. Trochę się trzeba naklikać, to fakt, ale wszystko idzie sprawnie, bo panel kontrolny jest czytelny i nie ma niepotrzebnych „bajerów” – na przykład korektorów. Do dyspozycji jest natomiast pogłos – oczywiście nic specjalnego, ale do odsłuchu akurat. Co ciekawe, z przyjemnością zauważam, że sterowniki obsługują ASIO Direct Monitoring i bez problemu możemy aktywować w Cubase odsłuch „Tapemachine Style” i pracować jak za „dawnych dobrych czasów”, bez żadnych mikserów odsłuchowych. Fajnym pomysłem jest dodanie do funkcji panela kontrolnego „schematu blokowego” – w chwilach zwątpienia warto na niego zerknąć, wszystko jest narysowane czarno na białym. Oczywiście wszystko można skonfigurować korzystając z pokręteł i przycisków urządzenia, ale… po co? Łatwiej, szybciej i przyjemniej robi się to z komputera.
Interfejs ma osiem przedwzmacniaczy mikrofonowych typu VS, znanych z konsolet Rolanda. Brzmienie przedwzmacniaczy jest bardzo dobre, porównywalne ze średniej klasy dedykowanym sprzętem studyjnym – ale pamiętajmy, że OCTA-CAPTURE to jednak nie jest sprzęt budżetowy. Szumów oczywiście nie ma, dźwięk jest odpowiednio „bliski” i jasny, detaliczny. To w sumie oczywiste, jeżeli interfejs może pracować z częstotliwością próbkowania 192 kHz, to przedwzmacniacze muszą „dawać radę”. Zasilanie Phantom załączane jest indywidualnie. Każde wejście może pracować jako liniowe, dwa pierwsze również w trybie wysokoimpedancyjnym, pozwalając na podłączenie gitary czy basu. Ciekawym dodatkiem jest AUTO-SENS – funkcja automatycznie dopasowująca wzmocnienie do poziomu sygnału wejściowego – nie jest to stale działająca automatyka, tylko sprawdzenie poziomu i jednorazowe ustawienie wzmocnienia. Jest to przydatna funkcja, zwłaszcza podczas nagrań wielomikrofonowych, jednak ja muszę zawsze sprawdzić, co też tam się „ustawiło” – i czasu to w rezultacie nie oszczędza. Niestety, bramek i kompresorów nikt za nas nie ustawi, musimy to zrobić sami, a obserwować wskaźniki musimy pojedynczo. Kompresory są „porządne” – mają ustawiane czasy ataku i powrotu, nachylenie i próg, bramka tylko poziom zadziałania. Trochę szkoda, że nie widać poziomów tłumienia w panelu kontrolnym, ogranicza to możliwość zastosowania kompresorów przy bardziej skomplikowanych nagraniach, ja lubię nie tylko słyszeć, ale i widzieć, co się dzieje. Domyślamy się oczywiście, że kompresory są cyfrowe, nie zabezpieczają przed przesterowaniem, działają na plikach z przetwornika i równie dobrze możemy obrabiać sygnał po nagraniu przy pomocy ulubionych wtyczek. To samo dotyczy niestety filtra dolnozaporowego, który ma dość wysoką częstotliwość graniczną, wynoszącą 100 Hz, i jest cyfrowy – czyli jego aktywacja również nie chroni przetwornika przed przesterowaniem. Niemniej jednak kompresory brzmią nieźle, i można spokojnie coś „ukręcić” – tylko właśnie, kluczowym słowem jest „spokojnie” – jeżeli nie mamy czasu lub śladów i kłopotów jest dużo, chyba lepiej po prostu zmniejszyć wzmocnienie i zostawić obróbkę na później. Ważnym dodatkiem jest pogłos – jeżeli korzystamy z wewnętrznych mikserów odsłuchowych czy Direct Monitoringu, nie mamy możliwości dodania do odsłuchu pogłosu z DAW – wtedy ten wbudowany, nawet średniej jakości, zapewnia „poczucie komfortu” wykonawcy. Sygnał na pogłos wysyłać możemy z wejść, niestety, nie z wyjść.
Do interfejsu, oprócz sterowników, dołączono oprogramowanie – i jak na Rolanda przystało, jest to SONAR, w wersji LE 8.5.1 (tylko WIN oczywiście) oraz w wersji na maka i peceta Cakewalk Sound Center, Rapture LE oraz Studio Instruments Drums. Wydaje się jednak, że nabywcy tej klasy interfejsu nie będą korzystać z wersji LE oprogramowania, jakoś to nie pasuje – choć oczywiście na początek może być.
PODSUMOWANIE
Interfejs trafił do mnie podczas nagrywania audiobooków. W ten sposób został przetestowany w sposób najgorszy z możliwych – „nagrywaj bez przerwy cztery godziny”. Jest to okrutny test na stabilność urządzenia i sterowników – wiele interfejsów, i USB i FireWire, tego testu nie przechodzi i po dłuższym lub krótszym czasie po prostu wyskakuje z zapisu. Roland OCTA-CAPTURE wykazał się w tych testach bardzo dobrą stabilnością, tak dobrą, że chwilowo zastąpił studyjny interfejs FireWire… innej firmy. Sterowniki pozwalają na pracę z buforem 48 próbek (przynajmniej teoretycznie) – ja dzięki funkcji Direct Monitoring zdecydowałem się na standard, czyli 512 próbek. Praca z mniejszym buforem oczywiście też jest możliwa, 256 spokojnie (ale po co, opóźnienie słychać i tak), 128 do pewnego stopnia obciążenia komputera również. Jeżeli chodzi o brzmienie, to najwyższa jakość – współpraca z mikrofonem TLM-103 i lektorem o niskim głosie wykazała brak szumów i dobre, detaliczne i dynamiczne brzmienie. Bardzo przydatna okazała się funkcja zapamiętywania wzmocnienia przedwzmacniacza – w końcu nagrywamy też inne rzeczy w przerwach, nareszcie nie trzeba było zapisywać ustawień na papierkach doklejonych do przedwzmacniacza. Być może dzięki zewnętrznemu zasilaczowi głośność wyjścia słuchawkowego wydaje się być zadowalająca, choć prawdopodobnie perkusiści mieliby inne zdane. W zasadzie OCTA-CAPTURE wydaje się być urządzeniem idealnie skomponowanym – pod warunkiem jednak, że spełnia nasze wymagania. Gdyby producent wyposażył to urządzenie w wejście optyczne ADAT, OCTA-CAPTURE zyskałby spore grono klientów – teraz musimy zdawać sobie sprawę, że osiem (dziesięć przy zastosowaniu zewnętrznego przetwornika) wejść to absolutny maks. Perkusję nagramy, ale bez fanaberii, żadne ambienty czy dodatkowe mikrofony do werbla czy stopy nie wchodzą w rachubę, ale cały zespół – sorry… co najmniej 16 wejść. Inne, dość oczywiste ograniczenie, to fakt, że w trybie 192 kHz działają tylko cztery wejścia i cztery wyjścia analogowe, nie działa cyfrowe – za to w trybach do 96 kHz działa wszystkie dziesięć, w obie strony. Przepustowość USB 2.0 wystarcza do komfortowej i co ważne stabilnej pracy nowoczesnych kart wielokanałowych – z moich doświadczeń wynika, że takie interfejsy są stabilniejsze, niż te oparte o złącze FireWire. Jeżeli nie potrzebujemy większej ilości wejść, to zdecydowanie Roland OCTA-CAPTURE jest godny uwagi.
Tekst: Przemysław Ślużyński
WYBRANE DANE TECHNICZNE
Częstotliwość próbkowania: 44.1, 48, 96 i 192 kHz (przy częstotliwości 192kHz tylko cztery kanały analogowe)
Nominalny poziom wejściowy: -56 do -6 dBu (wejścia mikrofonowe 1-6), -50 do +0 dBu (wejścia 7-8), – 46 to +4 dBu (wejścia liniowe)
Nominalny poziom wyjściowy: 0 dBu wyjścia symetryczne typu jack
Pasmo przenoszenia:
• 192 kHz: 20 Hz do 60 kHz (+0/-2 dB), 60 kHz do 90 kHz (+0/-8 dB),
• 96 kHz: 20 Hz do 40 kHz (+0/-2 dB),
• 48 kHz: 20 Hz do 22 kHz (+0/-2 dB),
• 44.1 kHz: 20 Hz do 20 kHz (+0/-2 dB)
Wejścia/wyjścia: INPUT [combo XLR/jack] × 8, MAIN OUTPUT (L, R), OUTPUT × 6, słuchawkowe, COAXIAL (IN, OUT), MIDI (IN, OUT), USB
Zasilanie: DC 9 V (zasilacz AC)
Pobór prądu: 1.45 A
Wymiary: 283.8 × 157.9 × 50.4 mm
Ciężar: 1.3 kg
Cena: 2380 PLN
Do testu dostarczył:
Roland Polska
ul. Kąty Grodziskie 16B
03-289 Warszawa
tel. (22) 6789512
Internet: www.rolandpolska.pl
Test ukazał się w numerze 5/2011 miesięcznika Muzyk.