Otrzymaliśmy do testu nowe urządzenie. Jest ono tak nowe, że jeszcze go nie ma, a test zobowiązałem się pisać w tajemnicy, po ciemku, bez użycia komputera. W związku z koniecznością zachowania tajemnicy musimy prosić czytelników o nie czytanie poniższego testu, a jeżeli ktoś musi, to przynajmniej po cichu, przy zamkniętych drzwiach i szczelnie zasłoniętych oknach, raczej w nocy. Ale jeżeli ktoś się nie boi niespodziewanej wizyty określonych służb, zapraszamy: Panie i Panowie, oto nowy interfejs audio firmy RME – Fireface UCX!
Nazwa mówi wiele – Fireface UCX to nowy interfejs, zewnętrznie i koncepcyjnie podobny do znanego modelu Fireface UC. Z zewnątrz jest w zasadzie identyczny, jak poprzednie „półrackowe” interfejsy, Fireface UC i Fireface 400. Ktoś słabo zorientowany mógłby te urządzenia pomylić, bo różnice są tylko w tylnym panelu i wyposażeniu, przód wyjąwszy kosmetyczne różnice (kształt pokrętła) jest identyczny. Z powodu braku miejsca przełącznik załączający terminację wejścia WORD CLOCK „przeniósł się” do wirtuala czyli do sterowników, w stosunku do poprzednika UC w nowym modelu UCX doszły z tyłu tylko dwa gniazda – FireWire i REMOTE. Tak, Fireface UCX jest interfejsem FireWire albo USB 2.0 – dokładnie tak jak większy model Fireface UFX. Nareszcie też użytkownicy mniejszych interfejsów RME mają wybór. Ale jest jeszcze jedno gniazdo, którego nie ma nawet najdroższy UFX – gniazdo REMOTE, służące do podłączenia znajdującego się na wyposażeniu interfejsu zdalnego sterownika! Nareszcie interfejs może być tam, gdzie jego miejsce (czyli w racku), a regulacja głośności i innych parametrów odbywać się może zdalnie, z biurka. Sterownik nie jest może najpiękniejszy, bo jest to dokładnie trochę zmniejszona obudowa interfejsu Babyface – no dobra, co tu ukrywać, sterownik jest po prostu brzydki – ale może tylko mnie Babyface się nie podoba? Ładny sterownik czy nie, ważne, że jest, i jest niezwykle przydatny.
Zewnętrznie i funkcjonalnie jest to dokładnie to samo co Fireface 400 czy UC – tak więc Fireface UCX to interfejs audio posiadający osiem wejść i wyjść analogowych (z dwoma przedwzmacniaczami mikrofonowymi na wejściach 1 i 2 i wzmacniaczem słuchawkowym na wyjściach 7 i 8), wejście i wyjście cyfrowe stereo S/PDIF oraz osiem wejść i wyjść cyfrowych w formacie ADAT. Z dodatków mamy wejście i wyjście zegarowe WORD CLOCK oraz przez przelotkę dwa wejścia i dwa wyjścia MIDI. Do tego wspomniane gniazda FireWire i USB oraz oczywiste ze względu na możliwości urządzenia gniazdo zasilacza. To wszystko jest identyczne jak w poprzednich interfejsach, nie ma żadnych różnic funkcjonalnych widocznych z zewnątrz. Wzmocnienie dwóch wbudowanych przedwzmacniaczy mikrofonowych regulowane jest cyfrowo – zdalnie z komputera albo bezpośrednio z urządzenia. Wejścia 3 i 4 to symetryczne wejścia uniwersalne, liniowo-instrumentalne, z przełączaną impedancją wejściową 10 kOhm albo 470 kOhm i czułością regulowaną dodatkowo płynnie w zakresie 12 dB. Wejścia 3 – 8 mogą pracować z poziomami -10 dBV, +4 dBu i LoGain, a pełne wysterowanie uzyskuje się odpowiednio dla sygnałów o poziomach: +2 dBV, +13 dBu i +19 dBu. Z takimi samymi poziomami pracują wyjścia analogowe, przy czym oczywiście trzeci poziom nazywa się odpowiednio HiGain. Wyjścia 7-8 na stałe przypisane są do wyjścia słuchawkowego i jeżeli chcemy wykorzystać je w inny sposób, musimy pogodzić się z faktem, że ta para wyjść jest niesymetryczna.
Instalacja nie była taka prosta, bo interfejs jest tak nowy, że płyta ze sterownikami jeszcze o nim nie wiedziała. Ściągnięte ze strony RME sterowniki wyglądały identycznie, miały taką samą nazwę i strukturę w katalogu, ale były trochę większe i nowy interfejs UCX już uwzględniały, choć nigdzie nie było to napisane. Po ściągnięciu właściwych sterowników instalacja odbyła się tak błyskawicznie, że nie zdążyłem zrobić zrzutów ekranowych, zresztą nie było czego „zrzucać”. Programu instalacyjnego nie ma, musimy wskazać sterowniki. Jak wiemy, ważnym elementem sterowników RME jest mikser TotalMix, który zawsze był mocną stroną interfejsów tej firmy. Miał jednak wadę – był brzydki. Wraz z nową serią interfejsów (Babyface i UFX, a teraz UCX) TotalMix sporo zyskał, tak na wyglądzie jak i na funkcjonalności. Teraz jest to jednym słowem MASAKRA!
W każdym kanale wejściowym i wyjściowym mamy pełny „channel strip” czyli trzypasmowy korektor z filtrem dolnozaporowym, kompresor/ekspander oraz wspólny blok efektowy, składający się z pogłosu i delaya. Również programowo reguluje się parametry dwóch przedwzmacniaczy mikrofonowych, wraz z regulacją wzmocnienia w skokach co decybel. Tak samo załączamy też zasilanie Phantom i odwracamy fazę sygnału. Korektor jest w pełni parametryczny, to znaczy ma regulację dobroci każdego pasma, a skrajne pasma mogą pracować w trybie półkowym albo pasmowym. Nowością jest możliwość łączenia kanałów w pary i praca w trybie M/S. Jak widzimy, korektory i kompresory mają swoje „rysuneczki”, ale są one dość małe i w zasadzie służą dla ozdoby. Send efektowy jest jeden, więc efekt jest też jakby jeden, nie można na jeden kanał dać tylko pogłosu, a na drugi tylko delaya, ale nie przesadzajmy, to jest efekt tylko do odsłuchu podczas nagrań, zresztą jego jakość jest właśnie taka, „odsłuchowa”. Warto podkreślić, że interfejs w pełni współpracuje z ASIO Direct Monitoring, włącznie z regulacją poziomu kanałów, czyli suwak w Cubase steruje suwakiem w TotalMixie – bardzo przydatna funkcja. Ważnym elementem nowego miksera jest sekcja Control Room – z regulacją głośności odsłuchu, wyciszaniem DIM, monofonizacją czy funkcją TalkBack. Tor odsłuchowy też oczywiście ma korektor i blok dynamiki. TotalMix jest całkowicie programowalny, ma nieograniczoną ilość kroków UNDO i chyba trochę uzależniające byłoby zapisywanie wszystkich ustawień, włącznie z poziomem wzmocnienia wzmacniaczy mikrofonowych, dobrze, że nie mam interfejsu RME. Kabli nie zwija po sesji, to wiemy na pewno. Wejścia o regulowanej czułości mają modną ostatnio funkcję Auto Level, dopasowującą wzmocnienie poziomu sygnału, i wprawdzie nie planuję z takich wynalazków korzystać, to mogą się kiedyś przydać.
Sterowniki wyglądają identycznie, jak w każdym interfejsie RME. Mają wszystko, co potrzeba, a przede wszystkim możliwość płynnej zmiany częstotliwości próbkowania – czyli Varispeed. Kto nagrywał filharmonicznych skrzypków do podkładu nagranego w 440, albo miał do czynienia z akordeonem, wie do czego się to przydaje. Dodatkiem w sterownikach, związanym z nowym TotalMixem, jest „ptaszek” EQ+D for record, który umożliwia nagrywanie śladów przez korektor i blok dynamiki. Trzeba uważać, bo jakkolwiek słuszne byłoby nagrywanie z filtrem HPF, którego przedwzmacniacz w formie analogowej nie posiada, to możemy ustawić mocny kompresor i korektor w odsłuchu dla wykonawcy, i przypadkowo tak nagrać – rzecz nieodwracalna. Minimalny bufor wynosi 64 próbki, i praca z takim buforem na szybkiej maszynie wydaje się być realna. Ciekawą funkcją jest ERRORS, czyli liczenie błędów transmisji USB czy FireWire, nie w czasie, gdy odtwarzamy albo nagrywamy, tylko gdy „taśma stoi” – uruchomienie transportu kasuje licznik, dający nam pojęcie o stabilności naszego systemu. Całość pracuje w oparciu o Hammerfall Audio Core – autorską koncepcję RME współpracy z USB i FireWire, gwarantującą stabilność i niskie opóźnienia. Znajdziemy tu również rozwiązanie zwane Steady Clock, pozwalające na uzyskanie stabilnego zegara. Nowością, której nie posiada nawet większy i droższy Fireface UFX, jest zewnętrzny sterownik. Ładny może nie jest, ale nareszcie możemy obyć się bez kontrolera odsłuchu. Sterownik ma jedno pokrętło (przyciskane dodatkowo) oraz dwa przyciski. Mój entuzjazm trochę osłabł, gdy okazało się, że funkcje pokrętła i przycisków są w zasadzie stałe, i możemy pokrętłem regulować poziom wyjściowy, przyciskając pokrętło aktywujemy funkcję DIM, a przycisk RECALL przywołuje zaprogramowany poziom głośności. Programować możemy ostatni przycisk, PROG, na przykład jako funkcja TalkBack. Dostępny opcjonalnie jest też większy kontroler, który posiada dodatkowych sześć programowalnych przycisków – i to już jest coś, choć z drugiej strony trzeba dopłacić. Jak już marudzimy, to kontroler łączy się z interfejsem grubym pięciometrowym kablem i podłączany jest do gniazda przypominającego połączenia S-VHS – trochę to delikatnie wygląda, jak na tak gruby kabel. Do takiego samego gniazda podłączana jest też wiązka czterech gniazd MIDI – ten kabel jest jednak cieńszy i bardziej elastyczny.
Brzmienie przetworników jest takie, jakiego oczekujemy – całkowicie przezroczyste, nie ma o czym pisać, to samo dotyczy może i zimnych, ale doskonale i czysto brzmiących przedwzmacniaczy mikrofonowych. Warto natomiast zwrócić uwagę na często pomijany, a istotny parametr przetworników, jakim jest latencja. W Fireface UCX przetworniki analogowocyfrowe mają opóźnienie 14 próbek przy pojedynczych i podwójnych częstotliwościach próbkowania i 11 próbek przy poczwórnych, przetworniki cyfrowo-analogowe mają opóźnienie 7 próbek. To jest rewelacyjny wynik, warto na niego zwrócić uwagę, te opóźnienia przecież dodają się do opóźnień związanych z buforem, a większość producentów jakoś te dane podaje drobnym druczkiem, jeżeli w ogóle. Podczas zgrań ma to może mniejsze znaczenie, ale podczas nagrań – kluczowe.
Fireface UCX jest urządzeniem mogącym pracować w trybie Class Compliant, czyli współpracuje „bez sterowników” z systemami Windows, MacOS i Linux, a także z iPadem, tworząc z tym ostatnim bardzo ciekawy zestaw. Fireface UCX może też oczywiście pracować w trybie „standalone”, jako mikser czy konwerter formatów cyfrowych. Niestety, w odróżnieniu od większego modelu UFX nie może nagrywać śladów na nośnik USB.
Zainteresowani wiedzą, czego można się po interfejsach firmy RME spodziewać, z każdym modelem dostajemy coś nowego, ciekawego – albo dodatkowe funkcje, albo mniejszy model w niższej cenie. Stała jest jakość niezmiennie najwyższa, stabilność, niskie opóźnienia, doskonałe sterowniki z wyjątkowym Varispeedem – co tu dużo pisać, RME to klasa sama w sobie. Ostatnio nawet możemy decydować, czy chcemy interfejs FireWire czy USB dopiero po zakupie interfejsu – interfejsy wyposażone w oba złącza do komunikacji z komputerem, to jednak rzadkość. Ceny są adekwatne do klasy urządzeń – i nie inaczej jest w przypadku Fireface UCX. To nie jest interfejs dla początkujących, choć wygląda niepozornie, jednak jego możliwości wykraczają daleko poza średnie potrzeby średniego studia. W zasadzie trudno sobie wyobrazić, co jeszcze mogłyby robić interfejsy RME – ale przecież i tak wkrótce firma znów nas zaskoczy. Fireface UCX nie wymaga specjalnych rekomendacji, i tak znajdzie sobie miejsce na rynku. Polecam!
Tekst: Przemysław Ślużyński
DANE TECHNICZNE
Stosunek sygnału do szumu wejść: 111 dB RMS nieważony, 114 dBA
Dynamika wyjść: 111 dB, 114 dBA
Pasmo przenoszenia:
• wejścia:
dla 44.1 kHz (-0.1 dB): 10 Hz – 20.6 kHz
dla 96 kHz (-0.5 dB): 5 Hz – 45,3 kHz
dla 192 kHz (-1 dB): 5 Hz – 90 kHz
• wyjścia:
dla 44.1 kHz (-0.1 dB): 5 Hz – 20,4 kHz
dla 96 kHz (-0.5 dB): 5 Hz – 45 kHz
dla 192 kHz (-1 dB): 5 Hz – 90 kHz
Separacja kanałów: >110 dB
Wzmocnienie wejść mikrofonowych: 0 dB, +10 do +65 dB
Impedancja wejściowa: mikrofonowe XLR 2 kOhm, liniowe symetryczne 10 kOhm, instrumentalne niesymetryczne 470 kOhm
Impedancja wyjściowa: 75 Ohm, symetria „servo”
Wejścia/wyjścia: MIC/LINE × 2 [combo XLR/jack], INPUT × 6, OUTPUT × 8, słuchawkowe, S/PDIF (IN, OUT) [koaksjalne], ADAT (IN, OUT), WORD (IN, OUT), MIDI (IN × 2, OUT × 2), REMOTE, FireWire [FW400], USB
Cena: 4999 PLN
Do testu dostarczył:
Audiostacja
ul. Główna 20A
03-113 Warszawa
tel. (022) 6161398
Internet: www.audiostacja.pl, www.rme-audio.com
Test ukazał się w numerze 2/2012 miesięcznika Muzyk.