To się nazywa wyjątkowy zbieg okoliczności, ponieważ ukazał się właśnie kolejny solowy krążek drugiego z najważniejszych beatlesów, Paula McCartneya! Proszę jednak nie sądzić, że chcę snuć między tymi dwoma wydawnictwami jakiekolwiek porównania. Byłyby absolutnie nieuprawnione. Jak bowiem zestawiać twórczość artysty, który definitywnie zakończył swą drogę cztery dekady temu z jego kolegą, a jednocześnie rywalem, ciągle czynnym w branży? Dla Paula trójka w tytule stanowi oczywiście kontynuację trylogii rozpoczętej jeszcze w roku 1970 i kontynuowanej dziesięć lat później. Głównym założeniem tej krótkiej serii są albumy nagrane praktycznie w całości przez wykonawcę, chodzi tu również o podkłady instrumentalne. Akurat dla Paula, grającego, jak to kiedyś oświadczył, na czym się tylko da, to żaden problem. Wiadomo też, że pisanie muzyki i tekstów do wykonywanych piosenek, było jego ulubionym zajęciem od początku kariery i pozostaje do dzisiaj. Wszystko zaczęło się od tego, że Paul, jak twierdzi, musiał napisać piosenkę do jakiegoś filmu. Wszedł do swojego przydomowego studia w Sussex i w ciągu paru godzin uporał się z zamówieniem. Było to wiosną zeszłego roku, gdy pierwszy atak pandemii zablokował cały świat, Paul z nudów wszedł do studia również następnego dnia, posiedział znów parę godzin, coś tam popisał. Gdy miał już gotowych parę nowych utworów, przypomniał sobie o leżących w szufladzie szkicach kilku piosenek, dopisał to, co im brakowało i w ten sposób przygotował materiał liczący jedenaście pozycji, który wydał mu się wystarczający na zapełnienie całego albumu. Bez zbędnego pośpiechu zaczął dogrywać instrumenty, partie wokalne i w końcu grudnia krążek, jako osiemnasty w solowej karierze artysty, trafił do sprzedaży. Stało się to w półwiecze premiery pierwszego albumu solowego. „Nie chciałem, by ten krążek cokolwiek załatwiał, czy spełniał jakieś nadzwyczajne zadanie. Wręcz przeciwnie, to miała być muzyka dla mnie”. Siłą rzeczy Paul musiał się odnieść do pandemii. „Nigdy nie obawiaj się takich dni, jakie mamy teraz, wszystko mija”, śpiewa w „Find My Way”. Czasy akurat są niespecjalnie wesołe, więc Paul doszedł do wniosku, że najwłaściwszą na to muzyczną receptą, jest pozytywna energia i absolutny luz całości. Z muzycznego punktu widzenia album stanowi przede wszystkim połączenie rocka i bluesa. Podoba mi się długi, trwający ponad pięć minut „Long Tailed Winter Bird”, akustyczny, folkowy blues. Czy „McCartney III” jest lepsza od poprzedniego albumu, na temat którego tak niedawno pisałem? Pewnie nie, ale nie zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że McCartney zupełnie się pogubił i stworzył mało wartościowy, artystyczny gniot. Momentami jego głos brzmi jakoś inaczej, ale chyba zapomniałem, że sir Paul ma 78 lat. A jemu zależało na daniu nadziei na trudny czas w jakim jesteśmy, a to udało mu się z pewnością!
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa artysty: www.paulmccartney.com