Na przedostatni tydzień października (22-25.10) zaplanowana jest kolejna, 12. już edycja Międzynarodowego Festiwalu Producentów Muzycznych Soundedit. Choć od kilku miesięcy sytuacja koncertowo-festiwalowa jest niemal w całości zablokowana, a rozmaite obostrzenia dotyczą także innych aspektów życia codziennego, wszystko wskazuje na to, że łódzka impreza odbędzie się niemal w pełni zgodnie z pierwotnymi planami. Postanowiliśmy zatem zasięgnąć informacji bezpośrednio u źródła, dlatego też naszym rozmówcą jest Maciej Werk – dyrektor i pomysłodawca Festiwalu Soundedit, kompozytor, autor tekstów i producent muzyczny, lider formacji Hedone. W tych dziwnych czasach, w rozmowie nie brakuje oczywiście tematów związanych z otaczającą nas sytuacją i jej wpływem na imprezy muzyczne i kulturalne. Naturalnie głównym tematem jest zbliżający się festiwal i jego program oraz kwestie związane z organizacją.
Spotykamy się w zupełnie nietypowych okolicznościach, których nikt racjonalny nie mógł przewidzieć, przypominających stan jakiejś wojny. Mówię tu oczywiście o pandemii. To wszystko co się dzieje, wpływa niesamowicie, wręcz tragicznie źle, na sytuację imprez nie tylko muzycznych ale i ogólnie kulturalnych. Dotyka artystów i całe środowisko osób, które organizuje koncerty i różnego typu eventy oraz przy nich pracuje. Powiedz, czy po pierwsze tegoroczna edycja Festiwalu Soundedit się odbędzie, a jeżeli tak, to w jakiej formie.
Maciej Werk: Istnieje szansa – choć wcale nie cieszy mnie to, co powiem – że będziemy jedyną imprezą branżową, która odbędzie się w tym roku w miarę zgodnie z pierwotnymi założeniami. Jeśli chodzi o sytuację, która nas otacza to nie chcę tu używać żadnych dużych słów. Kiedyś przeczytałem bardzo mądre zdanie Yoko Ono, żeby nie wymawiać głośno nazwiska tego człowieka, który zabił Johna. Postępuję wedle tej zasady w różnych sytuacjach, także gdy np. prowadzę program w radiu nie używam słowa na „p” ani „e”. Wydaje mi się, że skala sytuacji wyszła już dawno poza zdrowy rozsądek. Jestem pragmatykiem wierzącym w liczby, w matematykę, statystykę. Świat wielu ludzi wywrócił się do góry nogami. Rzeczywiście kultura i organizatorzy imprez najbardziej dostają rykoszetem w takiej sytuacji. Oczywiście że nikt się tego nie spodziewał. Powiem więcej, nie wiem jak będzie wyglądała przyszłość, bo na razie szykuje się równie wariacko i nie widać końca tej historii. To jest najgorsze… Myślę że ktoś czuwa nad tym, aby się to szybko nie skończyło, aczkolwiek daleki jestem od teorii spiskowych. Sytuacja jest taka, że my jesteśmy najbardziej poszkodowani bo jesteśmy najbardziej humanistyczną formą kontaktu międzyludzkiego. Mówię „my”, mając na myśli Kulturę i Sztukę na żywo: muzykę, teatr,ale także inne formy. Paradoksalnie chyba najłatwiej zastąpić jest kino. Nie lubię go zastępować, ale chyba jest ono najłatwiejsze do zastąpienia. Koncert jest jednak najtrudniejszy do zastąpienie, bo jest to sztab ludzi pracujących po to, aby kilku gości wyszło na scenę i bawiło publiczność przez 1.5 godziny. Jest to 40 osób, 50, 1000, w zależności od tego jak duże jest to przedsięwzięcie. Sytuacja pewnie będzie zweryfikowana, życie ją zweryfikuje. Powtórzę to raz jeszcze – wcale mnie to nie cieszy – ale wiele wskazuje na to, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, że będziemy jedyną w tym roku imprezą lub jedną z kilku, która odbędzie się w miarę zgodnie z planem. Będą warsztaty, spotkania branżowe, panele dyskusyjne, a co najważniejsze będą koncerty, również zagranicznych wykonawców, którzy deklarują chęć przyjazdu. Nie straszne im podróże…

Czy planujesz zastąpienie części imprezy jakąś formułą działań online?
Maciej Werk: Częściowo tak, chociaż jestem bardzo przeciwny wszelkim działaniom online. Są to protezy, które próbują zastąpić prawdziwe życie. Tych protez – mniej lub bardziej udanych – pojawiło się przez ostatnie miesiące bardzo dużo. Uważam, że w większości jednak mniej udanych. Żeby zrobić dobre przedstawienie w sieci trzeba mieć tak naprawdę swoje studio telewizyjne, bo to jest podobna jakość produkcji. Oczywiście my też streamowaliśmy wykłady i spotkania od wielu lat, to nie jest jakaś nowość, natomiast nie zamierzam też przerzucać teraz nerwowo całego programu do Sieci. Naturalnie mamy plan B na wypadek, gdyby się coś wydarzyło, natomiast na pewno nie całość. Część wydarzeń, chociażby dlatego że kontraktowo mam takie zapisy, nie może się odbyć w Sieci, a cześć wydarzeń musi się odbyć równolegle w Sieci, bo takie są zapisy pewnych moich umów z partnerami.
Jeśli chodzi o zaproszonych gości to czy musiałeś modyfikować program ze względu na to, że niektórzy nie mogliby lub nie chcieliby przylecieć z dalszych rejonów świata?
Maciej Werk: Jedyny element programu, nad którym pracowałem zresztą wiele lat i bardzo mnie martwi to, że musiał zostać przesunięty w czasie, to fakt że Alan Parsons odwołał całą trasę koncertową. Tym samym, nie wystąpi w tym roku w Łodzi, natomiast wystąpi w roku przyszłym, gdyż mamy przesunięcie jego koncertu na Soundedit 2021. Cała reszta powinna się natomiast odmeldować w Łodzi. Będziemy też mieli jeden zupełnie nowy element programu . Wspólnie z Narodowym Centrum Kultury chcieliśmy zaprezentować projekt wyjątkowy, nad którym też długo pracowałem żeby się ziścił. W tym roku przypada 50. rocznica wydania pierwszej płyty Marka Grechuty i zespołu Anawa, czyli po prostu albumu „Anawa”. Z tej okazji Wojtek Waglewski i zespół Voo Voo oraz goście zaprezentują na żywo materiał, który równolegle pojawi na płycie. Jego premiera odbędzie się na Festiwalu Soundedit, a gośćmi są Katarzyna Nosowska (laureatka nagrody Człowieka ze Złotym Uchem), Krzysztof Zalewski i Spięty, a wszystkim dyryguje właśnie Wojtek Waglewski. Mam nadzieję, że do tego składu dołączy człowiek, który w tym roku odbierze statuetkę Człowieka ze Złotym Uchem, czyli Jan Kanty Pawluśkiewicz.
Pamiętajmy też o jednej rzeczy – my teraz na półtora miesiąca przed Festiwalem ogłaszamy rzeczy, które w normalnej sytuacji byłyby ogłoszone pół roku temu. Pamiętajmy również o tym, że przez ostanie pół roku wszyscy żyją w jakimś ogromnym zawieszeniu i właściwie jest to taka nakręcająca się spirala… Agenci, tour managerowie, menadżerowie, artyści, promotorzy, organizatorzy – to wszystko jest systemem przekazywania sobie informacji, próby ratowania czegokolwiek jeśli tylko to da się uratować. Nie zawsze jest to proste i trwa to bardzo długo. Tak naprawdę, ważny element jest taki – przyszły rok, nawet jeśli się wydarzy to nie będzie de facto rokiem 2021, będzie 2020, gdyż wszystkie te rzeczy, które są zepchnięte z tego roku na przyszły blokują kalendarz przyszłorocznych imprez. Trzeba uświadomić ludziom, że cały przyszły rok to nie jest przyszły rok, nie robimy 365 dni razy dwa, tylko przenosimy rzeczy, które miały być w tym roku. Tak naprawdę, rok 2020 w zasadzie nie istnieje…
To, co mówisz, wynika oczywiście z tej całej sytuacji na „p” i na „e”, o której nie będziemy mówić. Rzeczywiście, może lepiej tych słów nie wymawiać.
Maciej Werk: Jak się będzie mniej mówić, to ludzie będą mniej o tym myśleć. Wtedy powinni zacząć myśleć o innych rzeczach. Pierwszą wiadomością, którą ludzie czytają rano są jakieś cyfry, które się pojawiają, ale nie wiadomo skąd, na jakiej podstawie i czym one są poparte. Po prostu człowiek się już przyzwyczaił do tego, że bije taki licznik. Oczywiście te negatywne informacje są zawsze pierwsze, gdzieś tam małą czcionką są informacje pozytywne. My natomiast to odwracamy i podajemy informacje jedynie pozytywne, natomiast tych negatywnych nie przekazujemy.
Jeżeli chodzi o uczestnictwo publiczności i imprezie, to musisz zakładać że będzie mniejsze niż w poprzednich latach.
Maciej Werk: Będziemy się dostosowywać do aktualnie panujących zasad i przepisów prawa. Tak jak zwykle – tu się nic nie zmienia. Zawsze działamy zgodnie z tym, jakie są aktualnie sytuacje i teraz też będziemy się do tego dostosowywać, czyli oczywiście publiczność będzie mniejsza niż standardowo. Planujemy natomiast normalnie cały zestaw wszystkich warsztatów. Oczywiście zaczynamy komunikować to później – w momencie gdy rozmawiamy nie mogę podać jeszcze szczegółowego programu, gdyż dopiero rozesłaliśmy informację do naszych partnerów, że robimy Festiwal. Będzie zatem cały ten element szkoleniowy. Mam też nadzieję, że ludzie są spragnieni kontaktu z drugim człowiekiem, gdyż umówmy się, ile można się bawić w wirtualne rozmowy, ile można siedzieć na komunikatorach… Czas najwyższy zacząć się normalnie spotykać, bo to jest moim zdaniem podstawa naszej branży i naszej tożsamości kulturowej. Kultura polega na spotykaniu się.
Nie oznacza to że neguję projekt „Kultura w sieci”. Sami jesteśmy jego beneficjentami i w jego ramach przygotowaliśmy portal, który za chwilę ruszy – Soundplayer.pl. Jest to projekt, który jest dedykowany Festiwalowi Soundedit i tam będziemy umieszczać filmy, które produkujemy z tej okazji. Nie robimy streamów koncertowych bo to jest nudne, a do tego nie mamy na to odpowiednich środków i możliwości, natomiast produkujemy coś takiego, co mam nadzieję zostanie ludziom na dłużej, czyli opowieści o naszych gościach, o produkcji muzycznej. To w ogóle będzie taki portal, który będzie się rozwijał niezależnie od tego, że jest dotowany teraz z programu „Kultura w sieci”.

Nie masz wrażenia, że w tej całej sytuacji, w której jesteśmy, nie tylko Polska ale generalnie świat martwi się o gospodarkę, o firmy, o zdrowie, o transport, samoloty, o branżę turystyczną itd., a zupełnie zapomniana została branża eventowo-artystyczna i kulturalna?
Maciej Werk: Ponieważ jestem też członkiem stowarzyszenia SOIAR, które również prężnie działa i próbuje od wielu miesięcy toczyć rozmowy z rządem, jestem na bieżąco z tym co się dzieje teraz i pomoc świata europejskiego jest zupełnie inna niż pomoc polska. Weźmy jednak pod uwagę, że tam są też inne budżety, ale nie zapominajmy też że cała nasza branża czyli połączone siły eventów, imprez kulturalnych i koncertów to jest ponad 3.5% PKB. Mam wrażenie że kultura i cała nasza działalność to jest coś, czego ludzie nie doceniają jako jednej z istotnych gałęzi przemysłu.
Myślisz, że takie postrzeganie i brak działań wynika może z dużego rozdrobnienia, niejako z pluralizmu tego środowiska, tego że nie ma jakiegoś bardzo silnego, jednolitego przedstawicielstwa, które byłoby w stanie pójść i zadziałać.
Maciej Werk: To się teraz trochę zmienia, chociażby za sprawą tego, że powstała Izba Gospodarcza Menedżerów Artystów Polskich, powstało Stowarzyszenia Organizatorów Imprez Artystycznych i Rozrywkowych, czyli właśnie SOIAR i wszystko zaczyna się powoli klarować. Nie ukrywam też, że trudna sytuacja spowodowała konsolidację środowiska, jak to zwykle bywa, natomiast słowo pluralizm nie jest tu właściwe, powiedziałbym raczej bardziej po polsku, że każdy sobie rzepkę skrobie… Jest trochę tak, że nie przypominam sobie żeby środowisko był jakoś bardzo zjednoczone i sądzę że także na świecie jest podobnie. Generalnie tort jest jeden, ale chętnych do jego zjedzenia zawsze bardzo dużo. Liczę trochę na tę pomoc ministerialną dla organizacji pozarządowych, gdyż taką akurat jestem jako organizator festiwalu. Jest mnóstwo takich organizacji, które nie otrzymały żadnej pomocy, gdyż nie zatrudniają pracowników.
Czego konkretnie, jakich działań oczekiwałbyś od rządu i jednostek samorządowych, które pomogłyby branży?
Maciej Werk: Co do pomocy rządowej – jeżeli wyłączone zostały działania w okresie od marca do powiedzmy końca roku budżetowego – to ten program, który ma zostać teraz ogłoszony, jest bardzo logiczny. Wydłużyłbym tylko okres realizacji, ponieważ jeżeli w tej chwili otrzymam pomoc, która jest połową przychodów fundacji z działań kulturalnych za rok ubiegły, to ja będę musiał w jakimś trybie te pieniądze do końca roku wydać. To spowoduje oczywiście bardzo ładne statystyki, natomiast również kreowanie zupełnie nierealnych, nieistniejących wydatków i kosztów. Nie będzie możliwości zorganizowania do końca roku tych imprez. W jaki sposób te pieniądze miałyby być wydane? Gdyby to było tak, że ta pomoc zakłada już ratunek na rok przyszły, to byłby bardzo istotny element. Były konsultacje, ale nie wiem jak się zakończyły. To ma zostać wkrótce ogłoszone.
Jeśli chodzi o pomoc samorządową i lokalną, np. urzędów miasta to na pewno nie ścinanie budżetów kultury. W wielu miastach budżety na kulturę zostały pościnane, w wielu zostały jednak na tym samym poziomie. Jeśli chodzi o sytuację, której bym się bardziej obawiał to właśnie tego, co będzie w przyszłym roku.
Dlaczego?
Maciej Werk: Skutki finansowe tej sytuacji, lock-downu i różnych karkołomnych pomysłów, które tak naprawdę nic nie zmieniły odczujemy dopiero w przyszłym roku. Jeśli chodzi o kwestię branży muzycznej to większość moich znajomych od pół roku nie ma pracy. Musieli się albo przebranżowić, albo zupełnie zmienić formę funkcjonowania i konsumowania. Kwestia przepływu środków jest zupełnie inna, niektóre elementy po prostu zniknęły.
Nie możemy też dać się zwariować w żadną stronę. Patrząc realistycznie myślę, że pewne rzeczy zostaną zweryfikowane. Nie chcę teraz oceniać czy to dobrze czy źle, po prostu zostaną zweryfikowane. Być może będzie to powrót do prawdziwej genezy odbierania muzyki, bo już tylko na niej się skupmy, na mniejszych imprezach. Nie zapominajmy, że kiedyś zespoły grały w klubach, dopiero potem został wymyślony system grania wielkich plenerowych imprez, które z muzyką de facto przestały mieć dużo wspólnego.

Wiemy przecież, że tak naprawdę koncert na stadionie to wydarzenie towarzyskie, a udział w nim jest powodowany raczej chęcią uczestniczenia w czymś wielkim, gdzie jest kilkadziesiąt tysięcy osób, niż słuchania muzyki, której czasami po prostu nie da się słuchać z uwagi na pogłos czy słabe nagłośnienie. Efekty dźwiękowe są w tym przypadku często wręcz żałosne i w tym wypadku klub czy jakaś mniejsza sala ma zdecydowanie lepsze przełożenie, bo tam tę muzykę rzeczywiście słychać, a i kontakt z artystą jest bliższy.
Maciej Werk: Właśnie do tego nawiązuję. Nie jest przyjemnością iść na koncert, gdzie widzę mojego ulubionego wykonawcę, który jest wielkości znaczka pocztowego, a do tego słyszę jeszcze facetów sączących piwka, albo rozmawiających z dziewczynami. Nie jest to forma odbioru muzyki, która mnie kręci. Jest to natomiast inna forma, która w jakiś sposób ewoluuje. Generalnie, przyroda nie lubi próżni i pewnie znajdą się jakieś nowe pomysły.
Ja organizuję np. koncerty fortepianowe w przestrzeniach miejskich, czy cykl spotkań, z których jedno odbędzie się we wrześniu w Gdyni. Będzie to rozmowa o trójmiejskiej scenie muzycznej. To są małe spotkania i one właśnie zdają się mieć w tej chwili największy sens.
Patrząc obiektywnie, myślę że gdyby zamiast wielkich koncertów, podczas których garstka artystów zarabia wielkie pieniądze zorganizować dziesiątki czy setki razy więcej mniejszych koncertów, na których zarabiają tysiące artystów, a nie ta garstka, to może dla kultury byłoby to jakimś impulsem do rozwoju. Różnorodność zawsze była motorem napędowym sztuki.
Maciej Werk: Dokładnie tak, natomiast na koniec dodam jeszcze że jedyną dobrą sytuacją, która mnie spotkała w związku z przymusowym zamknięciem w domu jest to, że wróciłem do robienia płyty zespołu Hedone, która ukaże się w tym roku i generalnie dało mi to takiego kopa, żeby zrobić rzeczy, na które być może w innym momencie bym się nie zdecydował. Dało też na pewno dużą refleksję. Nie jest to pozytywem, że tak się stało, ale gdybym miał w tym jakiś pozytyw znaleźć to właśnie taki.
Rozmawiał: Dariusz Domański

Strona internetowa Festiwalu Soundedit – soundedit.pl
Zdjęcie główne – Maciej Werk, fot. Wojtek Bryndel