Od pewnego czasu jego nazwisko – podobnie jak nazwa prowadzonej przez niego firmy – nie schodzi z czołówek branżowych portali i innych mediów zajmujących się szeroko pojętym przemysłem muzycznym. Jest to w dużym stopniu wynikiem obserwowanych od dłuższego czasu działań związanych z przejmowaniem praw autorskich do utworów, które to w ostatnich miesiącach zdecydowanie się zintensyfikowało. Kim jest człowiek, o którego działalności jest tak głośno? To Merck Mercuriadis – szef Hipgnosis Songs Fund.
Oczywiście, nie jest to jedyna firma zajmująca się tego typu działalnością – o czym pisaliśmy chociażby w styczniowym artykule „Artyści hurtowo sprzedają prawa do swych utworów” – ale w krótkim czasie wyrosła na lidera rozszerzając swój katalog w zawrotnym tempie. Jak łatwo zgadnąć, nie wszyscy są zadowoleni z tego „procederu” i mowa tu przede wszystkim nie o samych artystach, lecz o wielkich wytwórniach muzycznych, które w ten sposób tracą część wpływów. Nic dziwnego, że firma Hipgnosis stała się dla nich solą w oku, a sam Merck Mercuriadis swoistym „wrogiem numer jeden”…
Dlaczego? Otóż – co potwierdza również raport RIAA dotyczący rynku amerykańskiego o którym pisaliśmy kilka dni temu – najpopularniejszym medium wykorzystywanym do słuchania muzyki są serwisy streamingowe, a w przeciwieństwie np. do stacji radiowych, pozwalają one słuchać nam tego co chcemy – zarówno najnowszych przebojów jak i starych hitów. Co więcej, odtworzenia najpopularniejszych piosnek są liczone w milionach. Te z kolei przekładają się na pieniądze wypłacane wytwórniom, artystom i autorom lub – i tu właśnie przybliżamy się do sedna sprawy – właścicielom praw autorskich. Ten kto ma w ręku prawa do utworów czerpie profity z ich odtwarzania, a im więcej razy zostaną one odsłuchane tym lepiej. Oczywiście najpierw trzeba te prawa zdobyć (i mieć za co to zrobić), ale czasy się zmieniają – zwłaszcza obecnie w dobie pandemii, gdy artyści zostali pozbawieni możliwości koncertowania i promowania swojej twórczości bezpośrednio przed fanami.
Już wcześniej wytwórnie i różne specjalizujące się w tym firmy nabywały prawa do utworów od ich twórców ale raczej „po cichu” i nie na taką skalę. W ostatnim czasie jesteśmy świadkami swoistego „wyścigu”, a informacje o zakupieniu całych katalogów lub ich części przez Hipgnosis czy inne firmy pojawiają się z wyjątkowo dużą częstotliwością. Dobrze widać, że jest się o co bić, a utwory muzyczne okazują się być świetną inwestycją, gdyż ludzie słuchają ich niezależnie od sytuacji. Piosenki, szczególnie te klasyczne, są aktywami, które warto mieć w portfelu gdyż – jak mówi Merck Mercuriadis – są źródłem „przewidywalnego i niezawodnego dochodu” w nieprzewidywalnym świecie. Oczywiście aby dana transakcja się powiodła strony muszą się dogadać, ale właśnie wspomniana przed chwilą pandemia COVID-19 mocno wpłynęła na branżę muzyczną. Sytuacja, w jakiej znaleźli się artyści i twórcy sprawiła że łatwiej pozbywają się – oczywiście za odpowiednią kwotę – praw do swego dorobku twórczego.
Zanim przyjrzymy się temu bliżej pora przedstawić człowieka, który tak mocno „namieszał” na rynku że jedni go chwalą, a inni widzą w nim zagrożenie. Mający obecnie 57 lat Merck Mercuriadis urodził się w mały miasteczku w kanadyjskim Quebecu (jak sugeruje to jego nazwisko ma greckie korzenie), ale wychowywał się w Nowej Szkocji. Muzyką interesował się od najmłodszych lat, a jako nastolatek zaczął myśleć poważniej o tym, aby związać się z branżą muzyczną. Gdy miał 19 lat dopiął swego i rozpoczął pracę w dziale marketingu w biurze wytwórni Virgin w Toronto. W 1986 roku przeniósł się do Londynu, gdzie rozpoczął pracę dla firmy Sanctuary założonej przez menadżerów zespołu Iron Maiden. Mercuriadis był z nią związany przez ponad dwadzieścia lat. W roku 2000 Merck przeniósł się do Nowego Jorku, by kierować tam północnoamerykańskim oddziałem Sanctuary Records. Cztery lata później został dyrektorem generalnym Sanctuary, która stała się największą niezależną wytwórnią płytową w Wielkiej Brytanii, a także firmą mogącą pochwalić się największym katalogiem utworów, do których prawami zarządzała i które miała w swoim portfolio (w 2007 było to ponad 160,000 piosenek). Wkrótce jednak wszystko się rozpadło, do czego przyczyniły się m.in. darmowe serwisy wymiany plików oraz załamanie się rynku sprzedaży albumów. Wytwórni nie udało się ocalić i została przejęta przez Universal Music Group, a Mercuriadis został bez większość swoich klientów. Na jakiś czas się wycofał (choć nadal pozostał menadżerem niektórych artystów), ale oczywiście nie zniknął zupełnie z branży.
Niecałą dekadę później powrócił z nowym projektem, którym jest właśnie Hipgnosis Songs Fund – założona przez niego firma inwestycyjna. Stojący za nią pomysł był połączeniem dwóch odrębnych idei. Pierwsza z nich opiera się na założeniu, że to właśnie streaming jest tym co może uratować przemysł muzyczny, gdyż na abonament w serwisie streamingowym z bogatą biblioteką zdecydują się nie tylko ci, którzy rzadko kupują całe albumy ale nawet osoby, które nigdy tego nie zrobiły. Druga kwestia dotyczy finansów i nierówności w wysokości kwot za streaming, które trafiają do artystów i wytwórni płytowych oraz autorów i wydawców. Najkrócej mówiąc – wykorzystując pierwszą ideę postanowił zmienić drugą…

Jak łatwo zgadnąć aby skupować prawa autorskie do całych katalogów utworów trzeba mieć naprawdę spore fundusze. Mercuriadis postanowił zatem poszukać pieniędzy u tych, którzy je mają. Gdy zaczął wdrażać w życie i rozwijać swój pomył w 2016 roku, przedstawił go 177 potencjalnym inwestorom. Pozytywny odzew otrzymał od 38 z nich, a część pozostałych wyraziła zainteresowanie, ale na tym etapie nie zamierzała wchodzić w ten projekt (od tego czasu część już się w niego zaangażowała). Oczywiście nie brakowało też takich, którzy od razu odmówili. Niewzruszony tym Merck podążył w wyznaczonym przez siebie kierunku, a dwa lata później – w lipcu 2018 roku jego firma weszła na giełdę… Od tego czasu Mercuriadis cały czas szuka (i co ważne znajduje) nowych inwestorów pozwalających zwiększać kapitał firmy, a zdobyte pieniądze wydawać na kolejne katalogi. Jak wynika z raportu opublikowanego przez Hipgnosis Songs Fund w grudniu ub. r. podsumowującego miniony rok, do 30 września firma zebrała kapitał w wysokości ponad miliarda dolarów, a obecnie jest on już o kilkaset milionów wyższy.
Pierwszym zakupem Hipgnosis Songs Fund było 75% udziałów w prawach do 302 piosenek, których autorem, współautorem lub producentem był Terius Youngdell Nash, znany bardziej jako The-Dream. Za nieco ponad 23 miliony dolarów zyskano częściowe prawa do piosenek wykonywanych przez takich artystów jak Rihanna („Umbrella”), Beyoncé („Single Ladies (Put A Ring On It)”) czy Justin Bieber. Za tą udaną transakcją poszły kolejne, a jeszcze w 2018 roku w ręce firmy trafiły katalogi utworów Jasona Boyda aka Poo Bear, Bernarda Edwardsa, kolektywu TMS i Tricky’ego Edwardsa. Rok 2019 przyniósł ze sobą kolejne zakupy, a portfolio Hipgnosis powiększyło się o prawa do utworów takich twórców jak Giorgio Tuinfort, Itaal Shur, Johnta Austin, Sean Garrett, Rico Love, Ari Levine, Sam Hollander, Teddy Geiger, Starrah, Jamie Scott, Al Jackson Jr., Michael Knox, Brian Kennedy, Jon Bellion i Neal Schon, a także Dave Stewart. W przypadku tego ostatniego w grę wchodziło ponad tysiąc utworów, dzięki czemu do lipca 2019 roku firma kupiła prawa do prawie sześciu tysięcy piosenek.
Druga połowa roku 2019 była nie mniej udana, a firma przejęła kolejne katalogi. Tym razem prawa do napisanych przez siebie lub współtworzonych utworów sprzedali Hipgnosis tacy artyści i twórcy jak Benny Blanco, The Chainsmokers, Timbaland, Journey, 10cc, Jaron Boyer, John Newman, Arthouse, Fraser T. Smith, Ammar Malik, Kaiser Chiefs, Ed Drewett, Jack Antonoff, Emilie Haynie, Jeff Bhasker, Brendan O’Brien i Johnny McDaid. Do 10 grudnia 2019 firma miała w swych rękach 42 katalogi obejmujące ponad 11 tysięcy piosenek, a przed końcem owego roku nabyła jeszcze chociażby katalog Savana Kotecha.
Ubiegły rok pozwolił znacznie rozszerzyć portfolio, a Hipgnosis zakupiło w nim katalogi pełne utworów chociażby takich autorów, twórców i artystów jak Tom DeLonge, Brian Higgins, Richie Sambora, Mark Ronson, RedOne, Rodney Jerkins, Barry Manilow, Blondie, NO ID, Robert Diggs RZA, Nikki Sixx, Big Deal Music Group, Chrissie Hynde, LA Reid, Rick James, Bob Rock, Nelly czy Brian Kennedy. Dużym zastrzykiem było też przejęcie portfolio Kobalt Fund 1 obejmującego 42 katalogi zawierające łącznie ponad 30 tysięcy piosenek. O kilku najnowszych zakupach pisaliśmy we wspomnianym już styczniowym artykule. Wówczas bowiem opublikowano informacje o tych transakcjach, ale one same miały miejsce jeszcze w grudniu 2020 roku. Mowa tu oczywiście o przejęciu 100% praw do katalogów Jimmy’ego Iovine, Lindseya Buckinghama i Shakiry, a także 50% do katalogu Neila Younga, który obejmuje ponad tysiąc utworów. Oczywiście nie zawsze próby zakupu kończą się sukcesem, gdyż okazało się że firma Hipgnosis Songs Fund starała się także o przejęcie katalogu Boba Dylana, który trafił finalnie w ręce Universal Music Publishing Group.
Jak widać, w rękach firmy znajdują się prawa do utworów reprezentujących różne style muzyczne, pochodzących z różnych dekad. W jej portfolio znajduje się zarówno wiele powszechnie znanych nazwisk czy nazw, ale nie brakuje też takich które przeciętnemu słuchaczowi muzyki niewiele mówią. W czasach, gdy nad jedną piosenką potrafi pracować sztab składający się z wielu autorów i producentów nie jest to jednak nic dziwnego. Oznacza to jednak, że katalog twórcy o nieznanym nam nazwisku zawierć może dobrze znane nam hity. Na początku stycznia br. (stan na 31.12.22020) portfolio firmy Mercka Mercuriadisa obejmowało 129 katalogów obejmujących 60,836 piosenek, wśród których jest ponad 11 tysięcy utworów z Top 10 list przebojów (a ponad 3 tysiące takich które trafiły na sam szczyt).
Spójrzmy teraz jak wygląda mechanizm działania Hipgnosis Songs Fund. Otóż w odróżnieniu od tradycyjnych wydawców muzycznych pobierających od 10 do 25 procent prowizji za administrowanie piosenkami, firma ta kupuje prawa do 100% (lub ewentualnie mniejszego udziału jak 50% w przypadku Neila Younga) wszystkich przyszłych tantiem od autorów piosenek za pokaźną – w większości przypadków nie ujawnianą – sumę ryczałtową. Jeśli zastanawiacie się czy na piosenkach można zarobić z tytułu posiadanych do nich praw to niech za przykład posłużą tu trzy największe i najważniejsze firmy wydawnicze, które w 2019 roku zarobiły w ten sposób ponad 2.3 miliarda funtów…
To jednak nie wszystko, gdyż obecne czasy, w których króluje streaming oferują też nowe możliwości. W czasach „przedcyfrowych” autorzy piosenek zarabiali większość swoich tantiem ze sprzedaży płyt oraz z ich odtwarzania w początkowej fazie „życia” pochodzących z nich piosenek. Obecnie, w epoce serwisów strumieniowych popularna piosenka może generować pieniądze każdego dnia, nawet kilkadziesiąt lat po powstaniu. Do tego jeszcze Mercuriadis ma pomysł na nowy sposób zarządzania piosenkami, odmienny od tradycyjnego z „dawnych czasów”. Jego koncepcja pozwala maksymalizować wartość utworów poprzez synchronizację (umieszczanie ich w filmach i serialach, reklamach, programach telewizyjnych czy grach komputerowych), a także udostępnianie ich na potrzeby sampli czy coverów. Oczywiście każda taka propozycja jest dokładnie analizowana pod kątem przyszłych zysków i „życia” danej piosenki. Dość powiedzieć, że Merckowi zdarzyło się odrzucić sześciocyfrową ofertę reklamową od jednego z globalnych gigantów…
Warto też w tym miejscu zauważyć, że autorzy sprzedający swe piosenki firmie Hipgnosis zrzekają się jednocześnie możliwości złożenia protestu w sprawie dalszych losów swoich dzieł, w tym właśnie ich przyszłego lokowania. Dlatego też podczas negocjacji Mercuriadis musi przekonać ich, że ich dzieła będą pod dobrą opieką, a firma będzie zarządzać utworami sprawiedliwie i chronić je przed wątpliwymi z różnych względów akcjami.
Jak długo firma Hipgnosis Songs Fund będzie w takim tempie skupowała prawa autorskie do piosenek? Trudno powiedzieć, choć aktualnie wyraźnie widać że jest cały czas na fali wznoszącej. Oczywiście nie brak też innych firm, które chcą uszczknąć dla siebie coś z tego tortu, a do tego dochodzą też wielkie wytwórnie płytowe, które też łatwo nie odpuszczą. Sam Mercuriadis twierdzi, że taki trend może potrwać jeszcze ze dwa lata… Trzeba też pamiętać, że nawet najbardziej popularne piosenki kiedyś stracą na zainteresowaniu słuchaczy, a o tym jak zmieniają się ich gusta nie trzeba nikomu przypominać. Oznacza to, że w pewnym momencie posiadanie w swoim portfolio praw do danego pakietu piosenek może nie być już tak zyskowne jak wcześniej. Co wtedy? Czas pokaże…
Zdjęcie: Jill Furmanovsky/rockarchive (CC BY 4.0)