W bieżącym numerze przedstawiamy wywiady z gitarzystą klasycznym, Filipem Optołowiczem i jego nauczycielem, wybitnym pedagogiem, profesorem oświaty, Markiem Zielińskim. 17-letni Filip Optołowicz uczy się w Ogólnokształcącej Szkole Muzycznej I i II stopnia im. Karola Szymanowskiego we Wrocławiu (www.lowiecka.wroclaw.pl). Jest zwycięzcą ok. 20 międzynarodowych konkursów, a szerszej publiczności w Polsce dał się poznać podczas występów w programie „Młody Muzyk Roku” emitowanym w TVP Kultura oraz talent show Polsatu „SuperDzieciak”.
Jak wygląda twój typowy dzień pracy? Ile czasu poświęcasz na poszczególne etapy pracy z gitarą? Czy oprócz ćwiczenia pracujesz również bez instrumentu?
Filip Optołowicz: Zwykle po skończonej szkole zabieram się, po małym odpoczynku, za ćwiczenie na gitarze. Ćwiczę aż nie wyćwiczę jakiegoś fragmentu lub do czasu gdy mózg odmówi mi posłuszeństwa…
O utworze staram się myśleć najczęściej jak mogę: w tramwaju, autobusie czy na nudnej lekcji… Są takie techniki, które można ćwiczyć bezwiednie np. rasgueado.
Dwa razy w tygodniu chodzę też na trening sportowy. Uważam to za najlepszą decyzję w tym roku. Po całym dniu w szkole oraz ćwiczeniu na instrumencie (choćbym i robił przerwy) takie rozciągnięcie się i zmęczenie daje odpoczynek (paradoksalnie) zarówno dla ciała jak i umysłu.
Ile czasu średnio ćwiczysz dziennie?
Filip Optołowicz: Średnio ćwiczę godzinę, ale to jest tak samo jak ze średnią krajową, albo ze średnią długością życia w przeszłości. Niby wychodzi o kilkanaście lat krócej niż dzisiaj, ale tylko dlatego, że śmiertelność wśród dzieci była wtedy taka wielka – jak ktoś przeżył 20 lat to dożywał do swoich późnych lat 60.
Opisz poszczególne etapy pracy nad utworem. Czy najpierw go rozczytujesz czy analizujesz? Jak dobierasz palcowanie? Kiedy rodzi się koncepcja wykonania? Jak uczy sz się na pam ięć? Czy zmieniasz swoje pal cowa nie/koncepcję w późniejszym czasie (po nauczeniu się utworu)? Jeśli tak, to co ma na to największy wpływ.
Filip Optołowicz: Pierwszą rzeczą jaką robię po dostaniu, czy też wybraniu nowego utworu, to rozczytuję go. Wiąże się to oczywiście z palcowaniem. Dość często w tej wczesnej fazie konsultuję się z moim profesorem (a co za tym idzie wprowadzanych jest wiele zmian). W tym czasie nie zastanawiam się zbytnio nad budową lub interpretacją całości.
Jak dla mnie, przeczytanie tekstu nie daje gwarancji płynnego jego odtworzenia. Dopiero po osiągnięciu tego etapu, a w moim przypadku wiąże się to też często z nauczeniem się utworu na pamięć, mogę rozważać różną interpretację. Często wpadam na pomysł jak zagrać dany fragment już na koncercie i staram się go wprowadzić „na żywo” (z różnym skutkiem).
Dzieje się to we wczesnej fazie przygotowania utworu, do momentu gdy wciąż waham się jak grać dany fragment. Dopiero po dłuższym czasie, gdy wszystko się już ułoży, można wyćwiczyć wszystko do perfekcji.
Zdarza się również, że gdy mam już utwór wyćwiczony i można by powiedzieć zamknięty, pojadę na jakiś kurs, spotkam się z jakimś wybitnym gitarzystą, który wywróci moją koncepcję do góry nogami, a ja muszę uczyć się wszystkiego od początku.
Jak radzisz sobie ze stresem scenicznym? Czy w dniu koncertu stosujesz jakieś dodatkowe/specjalne działania, które zmniejszają prawdopodobieństwo nadmiernego stresu na koncercie?
Filip Optołowicz: Ostatnio odkryłem genialny sposób może nie tyle na stres co na jeden z jego czynników – spocone ręce. Jest nim gorzka czekolada. Zauważyłem, że gdy zjem pół tabliczki gorzkiej czekolady, mniej więcej godzinę przed występem to nie pocą mi się ręce. Jeżeli chodzi natomiast o stres stricte to nie ma lepszego sposobu niż wiedza, że jest się dobrze przygotowanym.
Podczas wykonywania utworu na estradzie nieraz wykonawca musi zmierzyć się z niekomfortowymi warunkami na sali. W jaki sposób radzisz sobie z tym problemem?
Filip Optołowicz: Największym wyzwaniem które zapadło mi w pamięć była niemal katedralna akustyka sali. Całość miała miejsce w Estonii w Tallinie, na konkursie. Na całe szczęście dzień przed moim występem dostałem okazję wypróbowania sali. Zapewne gdyby nie to, następnego dnia umarłbym na scenie ze strachu i myślał nad tym, co zrobić aby brzmiało to w miarę czysto. Oczywiście potężne echo stłumiłem przesadnie wielkimi zmianami kontrastu.
Czy podczas przygotowań do konkursu posiadasz plan pracy? Jakie są główne etapy takiego planu?
Filip Optołowicz: Raczej nie ustalam sobie planu pracy, czy to z powodu mojej nieobowiązkowości czy braku potrzeby takiego, ale to co się przydaje to zdawanie sobie sprawy ze swoich możliwości. W związku z tym często odkładam wszystko na ostatnią chwilę, maskując swoją leniwość.
Jakie są główne zalety i wady gitary?
Filip Optołowicz: Uważam gitarę za wspaniały, a jednocześnie niezwykle trudny instrument. Da się na nim zagrać niezliczoną ilość barw, choć by wszystko brzmiało tak jak mi w duszy gra, potrzeba sporo ćwiczenia techniki.
Udział w którym konkursie uważasz za swoje największe dotychczasowe osiągnięcie i dlaczego?
Filip Optołowicz: Ten w Tallinie najbardziej zapadł mi w pamięć z tego powodu, że po raz pierwszy musiałem się dostosować do warunków sali na taką skalę i chyba wyszło mi to całkiem nieźle bo zająłem tam (nie chwaląc się) I miejsce. Nie mogę chyba wybrać tego największego konkursu. Każdy dawał coś od siebie. Ewentualnie w moim subiektywnym rankingu wysoko jest też konkurs w Stanach, w Indianapolis, bo tam po raz pierwszy zobaczyłem nauczyciela Ricardo Galléna niejako „w akcji”. Bardzo spodobała mi się lekcja którą poprowadził i obecnie rozważam opcję studiowania u niego.
Co Ciebie najbardziej rozwija pod względem muzycznym: współpraca z innymi muzykami, słuchanie nagrań, praca nad utworem, coś innego?
Filip Optołowicz: Rzeczy które rozwijają mnie muzycznie jest na pewno bardzo dużo. Od słuchania muzyki zarówno tej na koncertach jak i nagrań, przez współpracę z innymi muzykami, na kursach gitarowych kończąc. Z tych najbardziej praktycznych: chodząc na koncerty można np. poznać wiele małych drobnostek pomagających wyjść z krępujących sytuacji. Przykładowo, byłem raz na koncercie genialnego gitarzysty Marcina Dylli. Grał wybitnie, ale w pewnym momencie zaciął się i przestał. Nie próbował wejść na inne miejsce, nie szukał odpowiednich dźwięków lecz z uśmiechem powiedział, że się zamyślił! Po chwili kontynuował przy szczerze radosnym pomruku sali.
Innym przykładem może być jeden z koncertów Michała Bąka. Patrzę na niego w trakcie dość szybkiego, chwytliwego utworu i widzę jak, z cichym trzaskiem, odrywa się jeden z paznokci i powoli szybuje w stronę widowni. Michał dzielnie dotrwawszy do końca utworu oznajmił, że stała się rzecz niesłychana, mianowicie: oderwał mu się tips. Następnie zaprosił pana Marka na scenę, by opowiedział krótko o zwyczajach gitarzystów zmagających się z niewystarczającą wytrzymałością swoich naturalnych paznokci. W tym czasie w garderobie przykleił i wypiłował sobie nowego tipsa, po czym wkroczył uśmiechnięty na salę i kontynuował występ.

Jak wygląda współpraca z Twoim nauczycielem, Markiem Zielińskim? Niejednokrotnie twierdzi się, że warunkiem sukcesu jest dobra współpraca i zrozumienie tandemu: nauczy ciel/uczeń. Jak jest w Twoim przypadku?
Filip Optołowicz: Wczesne nabycie podstaw niewyobrażalnie ułatwia późniejszą grę, a jeśli przez pierwsze lata nauki mamy okazję ćwiczyć z tak wspaniałym nauczycielem jakim bez wątpienia jest prof. Marek Zieliński, to nic nie stoi na przeszkodzie aby w przyszłości zostać prawdziwym mistrzem. Relacje moje z panem Markiem określiłbym jako wybitnie bez zarzutu. Uważam, że zgranie takiego zespołu jest bardzo ważne. Dzięki wzajemnemu zrozumieniu praca może odbywać się o wiele produktywniej.
Które elementy wspólnej pracy z nauczycielem daj ą Ci najwięcej, które są niezastąpione?
Filip Optołowicz: Na moim obecnym etapie nauczania jest to niewątpliwie systematyczne przypominanie mi o małych szczegółach w technikach, ale i wyrobienie nawyków interpretacyjnych. Niejednokrotnie grając jakiś fragment nowego utworu skupiam się zbytnio na tekście i płynności, a zapominam o drobnostkach takich jak konsekwentne frazowanie czy dosadne akcentowanie. Dzięki ciągłemu, cierpliwemu sprowadzaniu mnie na ziemię przez pana Marka zauważyłem (na przestrzeni kilku lat), że coraz częściej dbam o te szczegóły.
Rozmowa ukazała się w numerze 1/2017 miesięcznika Muzyk.