Po sześciu latach od napisania pierwszych utworów na debiutancką płytę, Daria Zawiałow nagrała swój drugi album. Sama przyznaje, że jest teraz dojrzalsza jako kobieta, inaczej myśli, ale też nieco inna estetyka muzyczna kształtuje jej gust i zainteresowania. We wszystkim pomaga jej kolektyw znakomitych muzyków i przyjaciół, z którymi faktycznie może swobodnie realizować swój talent. Poznajmy bliżej tę odważną i otwartą na świat artystkę.
Powiedz jakie znaczenie miał dla ciebie występ na Spring Break w 2016 roku. Pytam, bo tam w wielu miejscach występują dziesiątki, jeśli nie setki wykonawców, a ty przebiłaś się jakoś do świadomości słuchaczy takim tłumie. Miałaś w publiczności dziennikarzy muzycznych?
Daria Zawiałow: Nie mam pojęcia kto zasiadał wśród publiczności na Spring Break’u. Na pewno miało to dla mnie duże znaczenie, pamiętam, że bałam się, że nikt nie przyjdzie (śmiech). Byłam wtedy przed wydaniem płyty, nawet teledysk do pierwszego singla – „Malinowego Chruśniaka”, wówczas jeszcze nie ujrzał światła dziennego. Także był to stres. Po trzech latach od tego wydarzenia wracam na Spring Break jako headliner. To niesamowicie budujące.
Jak wspominasz rok 2016, który był dla ciebie chyba przełomowy. Koncerty, obecność w programach telewizyjnych, teledyski – praca włożona w cały ten biznes zaczęła przynosić efekty.
Daria Zawiałow: Ciężko powiedzieć, który rok był dla mnie tak naprawdę przełomowy. Zarówno 2016, jak i 2017 oraz 2018 były niesamowite – ciągły rozwój i wysokie obroty. 2016 przyniósł pierwsze single i pierwsze małe koncerty. Natomiast to 2017 przyniósł płytę i ogromne festiwale, na których dane mi było stanąć już na dużych scenach. No, a potem 2018 rok – złota płyta, Fryderyki, wyprzedane sale koncertowe. Szok!
W wieku 15 lat wyprowadziłaś się z Koszalina do Warszawy. Młody wiek, odważna decyzja. Postawiłaś wszystko na jedną kartę w tak młodym wieku? Potoczyło się to tak jak sobie wymarzyłaś?
Daria Zawiałow: Marzyłam o tym żeby mieszkać w Warszawie, tak naprawdę od dziecka. Będąc u cioci, w wieku 4 lat, postanowiłam, że kiedyś tu zamieszkam. I tak wyszło. Kiedy skończyłam 13 lat, tylko czekałam na to by móc wyjechać. Zawsze byłam odrobinę zbyt dojrzała, zawsze bardzo samodzielna. Oprócz tego, że zakochałam się w tym mieście, chciałam poznać świat muzyki – być blisko muzyków, chodzić na koncerty. Zadebiutowałam mając 24 lata zatem nie od razu wszystko było kolorowe. Niemniej jednak próbowałam, a kiedy upadałam, szybko się podnosiłam. Niosła mnie dziecięca charyzma i buntowniczy tok postrzegania świata. Te 9 lat, to tak naprawdę 9 lat ciągłej nauki pokory. Myślę, że dzięki temu bardziej doceniam to co teraz mam. Twardo stoję na ziemi i mam dystans. To ważne.
No właśnie, jak to wyglądało na początku po przeprowadzce, ciężko było?
Daria Zawiałow: Na początku w ogóle nie było ciężko, pierwsze miesiące to nowe miasto, nowi znajomi, nowa szkoła, pierwszy chłopak. Wolność! Z czasem jednak miewałam trudne chwile. Byłam daleko od mamy, musiałam sobie radzić sama. Oczywiście ona pomagała mi jak mogła, ale jednak dzieliło nas 500 km…
Wiem, że teraz pomaga ci Tomek Kaczmarek, gitarzysta, a prywatnie twój mąż. Powiedz jak to wygląda, jak uzupełniacie się w komponowaniu, planowaniu, realizowaniu artystycznych ambicji.
Daria Zawiałow: Uzupełniamy się idealnie. Tomek jest gitarzystą w moim zespole. Pracujemy razem i to daje nam wielkiego kopa. Uwielbiamy to! Mam ogromne szczęście mogąc pracować z moim przyjacielem i mężem. Mamy wspólną pasję i to nas jeszcze bardziej zbliża. Kiedyś myślałam, że nie mogłabym mieć chłopaka muzyka, bo to często dranie (śmiech). Teraz nie wyobrażam sobie innej opcji. Natomiast jeśli chodzi o komponowanie, to moje płyty tworzę z producentem i przyjacielem – Michałem Kushem.
Czy Tomek odpuścił swoje muzyczne tematy dla ciebie?
Daria Zawiałow: Tomek odpuścił swoje „muzyczne tematy”? O czymś nie wiem? Tak jak wspomniałam wcześniej, Tomek gra w moim zespole i cały czas rozwija się muzycznie. Nie wiem skąd to pytanie!
Kolejnym, ważnym dla ciebie muzykiem jest były gitarzysta LemOn Piotr „Rubens” Rubik. Jaki jest jego wkład w muzykę na „Helsinkach”?
Daria Zawiałow: Piotrek ma ogromny wkład w moją muzykę. Nie tylko na „Helsinkach”, ale także albo i przede wszystkim na „A Kysz”. Utwory „Chameleon” oraz „Niemoc” były skomponowane właśnie przez niego. Poza tym oczywiście wymyśla wiele partii gitarowych i wybitnie je rejestruje w studio. Chyba można powiedzieć, że ja, Michał i Piotrek mamy już swój kolektyw. Razem rozumiemy się na 100%, mamy podobne myślenie, jaramy się tą samą muzą. Mimo tego, że Rubens na stałe doszedł do naszego zespołu dopiero w grudniu, to jednak zawsze był w nim duchem. Poza tym wielokrotnie z nami grał – przykładowo pierwszy koncert w Radiowej Trójce graliśmy właśnie z Piotrkiem.
Decydujące zdanie ma zawsze Michał Kush, prawda? Jakie są jego wady i zalety?
Daria Zawiałow: Decydujące zdanie mam zawsze ja (śmiech). Natomiast zdanie Michała jest dla mnie faktycznie najważniejsze – wspólnie podejmujemy decyzje. Michał jest też kierownikiem bandu. Jeśli chodzi o zalety jest ultra utalentowany i inteligentny. Jest wspaniałym przyjacielem i wyjątkowo dobrym człowiekiem. Mogłabym godzinami wymieniać jego zalety. A wady zostawię dla siebie (śmiech).
Nagrywaliście wszystko w Black Kiss Records?
Daria Zawiałow: Większość nagrywamy w Black Kiss Records natomiast przy „A Kysz” nagrywaliśmy też w Tonn Studio. Część „Helsinek” nagraliśmy w Take1 Studio.
Dlaczego akurat Black Kiss Records? Ile trwała realizacja „Helsinek”, jaki przyjęłaś sobie harmonogram pracy w studio?
Daria Zawiałow: Black Kiss Records to moim skromnym zdaniem rewelacyjne studio! Jedno z najlepszych. A Arek Kopera – realizator, jest naprawdę piekielnie zdolny. Bardzo lubimy tam nagrywać. Nie mam pojęcia ile trwała realizacja „Helsinek”. Płytę tworzyliśmy przez rok więc to dość krótki czas. Natomiast sama realizacja, nie potrafię odpowiedzieć.
Masz jakieś swoje ulubione mikrofony, preampy, efekty, słuchawki? Zwracasz uwagę na sprzęt?
Daria Zawiałow: Oczywiście, że zwracam uwagę na sprzęt. Mój ukochany mikrofon to Sennheiser MD 441-U – vintage z lat 70. Absolutnie go kocham, idealnie pasuje do mojej barwy głosu. Śpiewam na „odlewach” od Lime Ears. Efektami na wokalu zajmuje się mój realizator Maks Zięba. Natomiast od niedawna gram na gitarze, jestem początkująca, ale już gram na scenie. Coś tam zapewne kaleczę (śmiech). Mam „różową strzałę” – gitarę Fano. Jest naprawdę wyjątkowa. Jeśli chodzi o efekty gitarowe, których używam, są to Marshall Shred Master i Strymon Flint. Natomiast dopiero zaczynam się interesować gitarowymi gratami więc zobaczymy co będzie dalej (śmiech).
Masz stały skład twojego zespołu? Z tą samą ekipą nagrywasz w studio i koncertujesz? Przedstaw proszę najważniejszych zawodników twojego teamu.
Daria Zawiałow: Tak, to ta sama ekipa. Najlepsza! Odkąd doszedł do nas Rubens można już śmiało powiedzieć, że mamy stały skład. Mam w zespole 9 facetów, ja jestem jedna. I jestem szczęściarą. Mam w sobie wiele męskich cech, a chłopaki traktują mnie jak kumpla. Czasami zapominają, że jestem kobietą, mówią do mnie „stary”! (śmiech). Idealnie się razem czujemy i traktujemy jak rodzina. Tomek Kaczmarek czyli mój mąż na gitarze, Piotrek „Rubens” Rubik na gitarze, Łukasz „Samba” Dmochewicz na bębnach, Tomasz „Brzoza” Brzozowski na klawiszach, Michał Kush na basie i Moogu. Do tego Maksiu Zięba – nasz realizator dźwięku, oraz technika, czyli Tomek „Miodek” Miądowicz i Sebastian „Miniu” Jachacz. No i oczywiście nasz ukochany manager Rafał Podlewski. Taki mamy team. I tak jest najlepiej.
Powiedz proszę jak zmieniały się twoje inspiracje muzyczne? Co ci w duszy grało kiedy nagrywałaś „A kysz”, a co gdy komponowałaś muzykę na płytę „Helsinki”?
Daria Zawiałow: Nie przepadam za mówieniem o muzycznych inspiracjach. Poza tym to nie tylko moje inspiracje, ale i Michała. Jest ich naprawdę bardzo wiele. Zanim wydałam „A Kysz” przez kilka lat zasypywaliśmy się z Michałem tonami muzyki żeby znaleźć swoją falę. Kiedy pisałam „A Kysz” miałam 20 lat. Teraz mam 26. Wiele się zmieniło, mam nowe fascynacje muzycznie, co innego mnie kręci. Naturalną koleją rzeczy jest to, że dojrzewam także jako kobieta, dlatego też inaczej myślę. Przy „Helsinkach” starałam się żeby nic mi nie grało w duszy, nie słuchałam dużej ilości muzyki. Nie chciałam właśnie się inspirować. Zamknęliśmy się trochę przed światem zewnętrznym.
Płyta „Helsinki” to twój wielki i głęboki ukłon w stronę fińskiej literatury, języka i w ogóle lunarnej estetyki. Czyli inspiracje do pisania utworów w równym stopniu czerpiesz z muzyki jak i spoza niej?
Daria Zawiałow: Inspiracje do pisania tekstów czerpie po prostu z życia. Ze wszystkiego co mnie otacza. „Helsinki” to przede wszystkim moje obserwacje z ostatnich kilku lat.
Jak się czułaś w roli radiowca zastępując Marka Niedźwieckiego? Łatwiej mówić do słuchaczy ze studia, czy ze sceny?
Daria Zawiałow: Czułam się bardzo zestresowana! Ciężko powiedzieć co tak naprawdę jest łatwiejsze, bo nie mam doświadczenia w roli radiowca. Na pewno było to trudne, przygotowywałam się przez tydzień non stop. Natomiast było wspaniale! Czułam się niezwykle kiedy potem czytałam pozytywne komentarze na temat mojej audycji, nie sądziłam, że „trójkowicze” mnie zaakceptują i tak ciepło przyjmą.
Pojawisz się na jakichś dużych festiwalach w lecie?
Daria Zawiałow: Tak, na wielu. Już teraz to co jest ogłoszone to koncert na Spring Break, Kazimiernikejszyn, Co Jest Grane Festiwal i przede wszystkim to o czym zawsze marzyłam czyli Woodstock albo jak kto woli Pol’and’Rock Festiwal. W każdym razie to duża rzecz. Wielu festiwali nie mogę jeszcze ogłosić, ale w ciągu kolejnych tygodni/miesięcy karty będą się odkrywać.
Dzięki za rozmowę!
Daria Zawiałow: Dzięki!
Rozmawiał: Maciej Warda
Zdjęcia: Piotr Porębski
Wywiad ukazał się w numerze 5/2019 miesięcznika Muzyk.
Daria Zawiałow w Internecie: www.facebook.com/dariazawialow/