Pierwsze, autentyczne kompozycje bluesowe stanowią wzorcowy przykład muzyki ludowej (Podkreślanie ich „prawdziwości” bierze się stąd, że jak Państwo pamiętają, początkowo nagrywano „stride piano” z wokalistkami bluesowymi, a nazywano je tylko eufemistycznie bluesami). Są one utworami wokalno-instrumentalnymi, z fragmentami instrumentalnymi i prezentują formy otwarte, tzn. jej przebiegi wyznaczają teksty słowne i wariacje instrumentalne. Treść muzyczna kształtowana jest w dialogu (call & response), melodyka powstaje ze składników pentatonik anhemitonicznych (bezpółtonowych), a harmonikę wyznacza jeden, pokazywany w różnych postaciach, akord. Ich pulsacja stanowi wizerunek trójkowego podziału wartości rytmicznych, a metrum – wielkości dwudzielnych. Tryb tych kompozycji jest w dużym stopniu domyślny, chociaż każdy profesjonalista określiłby go molowym. „Moll” ten przypomina jednak niewiele utrzymanych w takim trybie dzieł twórców europejskich i właściwie wyrazowi temu przeczy.
Gdy po pewnym czasie bluesmani zaadaptowali dla swoich wypowiedzi kadencję wielką w trybie durowym (sic) – a szczęśliwie dla bluesa uczynili to z fatalnymi błędami merytorycznymi – ich utwory, już bez żadnych wątpliwości, stały się majorowymi w przesłaniu zawsze pozytywnym (nawet wtedy, gdy w tekstach pojawiały się żale spowodowane, np. brakiem pieniędzy, brakiem alkoholu, brakiem pracy i brakiem kobiety).
Bluesy durowe są wzorcami stylu bluesowego. To zresztą jest całkowicie zrozumiałe z chwilą, gdy odwołamy się do budowy dźwięków muzycznych (czyli zjawisk akustycznych, których wysokości możemy określić słuchem). Otóż składnik tercji małej, wyznaczającej tryb molowy, w alikwotach dźwięku nie istnieje. Natomiast tercja wielka, wskazująca tryb durowy, tkwi w nich silnie i dominuje. Taką zresztą konstrukcję harmoniczną dźwięków słyszeli bluesmani, muzycy znacznie bardziej zżyci z przyrodą, którym wielowiekowa spekulacja nad twórczością akustyczną była obca. Podporządkowanie się naturze dźwięków i powielenie ich budowy w akordach stało się zatem dla nich jak najbardziej oczywiste i zgodne z realnymi odczuciami.
Zapożyczeniu durowej kadencji harmonicznej towarzyszyło zreformowanie formy bluesa. Odtąd parzystość taktów, a nie jej nieokreśloność, będzie dominowała nad długością utworów. Dokonanie tego ustalenia – ponownie, szczęśliwie dla tej muzyki, uczynione błędnie – pozwoliło ustalić formę bluesa na dwunastotaktową, a później jeszcze na ośmiotaktową (bardziej komercyjną, w formie piosenki AABA).
Bluesy z triadą harmoniczną zaprzeczają większości ustaleń związanych z teorią kadencyjności. Współbrzmienia toniczne i dominantowe mają identyczną budowę, a na dodatek każde z nich pochodzi z innej skali miksolidyjskiej. Skala jońska (wzorzec gamy durowej, podstawowej w twórczości europejskiej w trybie durowym) została całkowicie pominięta, a pełen zakres skali bluesowej wynosi dziesięć dźwięków. Wprawdzie wszelkie encyklopedie i inne naukowe opracowania twierdzą, że tych składników jest tylko sześć, ale przecież błędne przekonania należy korygować.
Elektryfikacja instrumentarium bluesowego przyczyniła się w dużym stopniu do jego zmian stylistycznych. Pojawił się blues miejski (określany też „chicagowskim”), w którym bardzo istotną rolę pełni podkreślenie pulsacji rytmicznej. Dominująca w nim trójdzielność wartości rytmicznych nie podporządkowuje się jednak do końca wskazaniom metronomicznym. Z kolei blues miejski stał się źródłem odwołań dla stylu shuffle (w tym pierwszym akcentowane są wszystkie pierwsze i trzecie wartości metryczne, w tym drugim tylko trzecie) i rock and rolla (w nim zniwelowano większość ważnych niuansów i chropowatości chicagowskiej estetyki). Rock and roll, grany już w pulsacji trójkowej lub dwójkowej podzielności wartości rytmicznych, dał podwaliny do narodzin twista, tworzonego już tylko w pulsacji dwudzielnej, co powodowało, że daleko odbiegał on od wyrazu bluesowego.
Blues chicagowski inspirował silnie wielu twórców wypowiadających się w innych stylach. Dzięki niemu pojawił się, m.in. blues-rock, country-blues i blues jazzowy. Big-beat pewnie by nie zaistniał, gdyby muzykalna młodzież wysp brytyjskich nie była zafascynowana działalnością bluesmanów. Rock też pewnie by się nie narodził, gdyby nie pojawił się w programach telewizyjnych stacji angielskich gitarzysta bluesowy, Jimi Hendrix. A takie zespoły, jak np. The Rolling Stones, The Beatles, The Animals i The Yardbirds nie stworzyli swoich stylów bez sięgania do atrybutów bluesa.
Tekst: Piotr Kałużny
Artykuł ukazał się w numerze 5/2016 miesięcznika Muzyk.