Był, jak to się zwykło mówić, rasowym muzykiem. Zbigniew Łapiński uprawiał swój zawód na wiele sposobów, jako kompozytor, aranżer, dyrygent, akompaniator i pianista. We wszystkich przejawach swej twórczości odnosił wiele sukcesów, choć był człowiekiem skromnym i unikał rozgłosu. Pewnie dlatego teraz, gdy odszedł, pisze się o Zbyszku głównie w kontekście współpracy z Jackiem Kaczmarskim.
Rozpoczęli ją od słynnego wówczas programu „Mury” w 1978 roku. Jacek był młodym, zupełnie nieopierzonym muzycznie bardem, dlatego pomoc starszego, już mocno zaprawionego w estradowych przedsięwzięciach pianisty, była dla niego ogromnie pomocna. Ta współpraca trwała, jak wiadomo, całe lata, Zbyszek nie tylko aranżował i akompaniował, ale też skomponował wiele piosenek do tekstów Jacka, żeby przypomnieć choćby „Czerwony autobus”, „Wigilię na Syberii”, „Dzieci Hioba” czy „Samosierrę”. Dołączył do nich także Przemysław Gintrowski i razem tworzyli niebywałe w historii naszej piosenki autorskiej trio. Współpraca trzech indywidualności nigdy nie była łatwa, zwłaszcza wobec konfliktowej i uzależnionej od alkoholu natury Jacka, ale trudno wskazać na bardziej przemawiające do widzów w całej Polsce programy.
Oczywiście Zbyszek przed podjęciem ścisłych artystycznych powiązań z Jackiem, jak i później, komponował i był często akompaniatorem wielu innych sław naszej piosenki autorskiej i aktorskiej. W tym kontekście wymienić należy Krzysztofa Daukszewicza, Ewę Błaszczyk, Dorotę Stalińską, Mariana Opanię, Jerzego Kryszaka, Grzegorza Tomczaka, Jacka Wójcickiego, Kubę Sienkiewicza, Mirosława Czyżykiewicza, czy grupę Czerwony Tulipan. Ta lista jest wysoce niepełna. Należy podkreślić, że to nie on zabiegał o tę współpracę, tylko gwiazdy, doskonale zdające sobie sprawę, że udział Zbyszka w ich przedsięwzięciach nada im znakomitego muzycznego szlifu. Zgłosił się do niego również Norweg, Jorn Simenem, z którym nagrali dwa albumy. Jeden poświęcony był piosenkom tria Łapiński, Kaczmarski i Gintrowski, a drugi zaaranżowanym zupełnie różnie od oryginałów, balladom Włodzimierza Wysockiego. Za ten drugi otrzymali wspólnie norweski odpowiednik „Fryderyka”, nagrodę „Spellemannprisen”.
Skoro już o nagrodach mowa, trzeba powiedzieć o Złotym Krzyżu Zasługi (2004) i Krzyżu Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. W 1992 roku Zbyszek otrzymał jedyną w swoim rodzaju nagrodę, z której był bardzo dumny, mianowicie POM PRIX, przyznaną przez Kompanię Muzyczną Pomaton, jako najlepszemu akompaniatorowi w jej dziejach.
Często zapraszano go do prac jury w różnych przedsięwzięciach, bywał kierownikiem muzycznym różnych przedsięwzięć na estradzie i w telewizji. Nigdy nie ograniczał się do piosenek. Komponował także różne formy orkiestrowe, twierdząc, że bez takiej formy „poważnego” komponowania szybko wyjdzie z wprawy.
W 2005 roku dopadł go niezwykle niebezpieczny udar. Siłą rzeczy musiał zrezygnować z pracy estradowej. Na szczęście środowisko artystów z którymi współpracował, wsparło go koncertami charytatywnymi, a zebrane w ten sposób pieniądze umożliwiły mu lepszą rehabilitację. Kiedy tylko choroba pozwoliła mu tworzyć w domu, wrócił do kompozycji. W 2015 roku Zbigniew Łapiński stworzył kapitalny program „Kaczmarski lirycznie”, obejmujący także zupełnie nowe, nigdy niepublikowane teksty Jacka. Powstał również cykl songów do tekstów księdza Mariusza Bernysia, a także musical do libretta Mariusza Wolskiego, „Diabelska rozgrywka”.
Jakiś czas temu Program III PR zorganizował mu specjalny benefis, w ramach którego nawet wykonał jedną z nowych kompozycji, opowiadał o planach nagrania nowego albumu, a różni artyści śpiewali jego piosenki. Wydawało się, że najgorsze zdecydowanie za nim, że znów przyjdzie jego czas. Nie wiadomo, czy już wtedy wiedział, że ma raka i przyjdzie mu z nim stoczyć nierówną, przegraną walkę. Zbigniew Łapiński odszedł w wielkanocny poniedziałek, dołączając do Jacka i Przemka…