Pracowitość Neila Younga stała się w Ameryce wręcz legendarna i trudno się komukolwiek z nim pod tym względem równać. Nagrywa z prędkością zupełnie nieosiągalną dla koleżeństwa z branży. Jednak czasami i on pozwala sobie na pewne powtórzenia. Ostatnio zdecydował, że w drugiej połowie kwietnia ukaże się płyta archiwalnymi nagraniami koncertowymi „Roxy – Tonight’s the Night Live” zawierająca zagrany na żywo materiał z płyty „Tonight the Night” wydanej w 1975 roku.
Album ten powstał w zupełnie niecodziennych okolicznościach dwa lata wcześniej. Akurat wówczas odeszło dwóch przyjaciół Neila. Jednym z nich był Danny Whitten, długoletni gitarzysta artysty, towarzyszący mu w trasach koncertowych i podczas nagrań studyjnych. Drugim był Bruce Berry, odpowiadający za organizację tournee. Obaj młodzi, pełni zapału i planów na przyszłość, odeszli nagle, a powodem było przedawkowanie używek.
Neil, sam wówczas uzależniony, odczuł to najdzwyczaj boleśnie. Nagranie albumu miało być odtrutką dla niego i kolegów z zespołu wobec tragedii, której stali się mimowolnymi świadkami. „Co miałem robić, jak odzyskać równowagę. Jestem do cholery tylko muzykiem i autorem swoich piosenek. Musieliśmy ich odejścia z siebie wykrzyczeć, wyśpiewać i wygrać, inaczej stracilibyśmy Bóg wie ile czasu, żeby normalnie działać. Wzięliśmy chipsy, tequilę, trochę innych rzeczy i weszliśmy do studia. Jakoś tam nagraliśmy cały materiał. Byliśmy wszyscy w takim stanie, że trudno było nam samym ocenić to co zrobiliśmy obiektywnie”, wspominał Young.
Szefom wytwórni Reprise poszło to o wiele łatwiej. Spodziewali się kompletnie czegoś innego, lekkiego, nośnego muzycznie i tekstowo, podobnego do poprzedniego albumu. Wysłuchali natomiast piosenek skrajnie ponurych, ociekających pesymizmem i „surowych jak Wielki Piątek wśród średniowiecznych biczowników”, jak ujął to jeden z realizatorów. Mimo prób przekonania Younga do dodania pogodniejszych utworów kosztem kilku posępnych, ten nie dał się przekonać. Wobec tego szefowie wytwórni schowali materiał do szafy, jako nie rokujący najmniejszego sukcesu komercyjnego. Dwa lata później – w 1975 roku – zdecydowali się jednak wydać „Tonight the Night”. Większość krytyków nie kryła zawodu, spodziewając się zupełnie innego charakteru krążka. Co więcej, także słuchacze nie byli zachwyceni i chętnych do jego kupna nie znalazło się zrazu zbyt wielu. A jednak po latach odkryto album na nowo i doceniono go. Dawna surowość wydała się nagle „cenną artystyczną powściągliwością”, a teksty uznano za „celną metaforę na temat kondycji człowieka”.
Teraz światło dzienne ujrzą nagrania dokonane podczas koncertów, które Neil Young z zespołem dali w klubie Roxy w 1973 roku po skończeniu nagrywania „Tonight the Night”. Co z tego wyszło, dowiemy się za kilka tygodni, ale wszystko wskazuje, że warto sięgnąć po „Roxy – Tonight’s the Night Live” . Jeszcze jedno: towarzyszący mu zespół, powstały oczywiście na bazie Crazy Horse, nazwał na potrzeby tego przedsięwzięcia Santa Monica Flyers.