Kuba Badach – świetnie śpiewający gentleman po czterdziestce, w końcu nagrał płytę solową z autorskim materiałem. Do tej pory dał się poznać jako frontman ubóstwianych przez „muzyków pracujących” i szeroką publiczność Polucjantów, znakomity wokalista jazzowy czy wreszcie bardzo sprawny śpiewak oddający hołd mistrzom – choćby poprzez płytę z piosenkami Andrzeja Zauchy, czy udział w wielu projektach typu „Tribute to…”, gdzie pokazuje, z jak różnorodnymi gatunkami muzyki świetnie daje sobie radę. Niedawno ukazał się fonogram z autorskim materiałem sygnowanym nazwiskiem artysty, płyta nosi tytuł „Oldschool”, a naturalna konsekwencją wydania płyty jest rozpoczęta właśnie trasa koncertowa promująca wydawnictwo. Drugim przystankiem w rozkładzie jazdy (przygotowanym przez agencję Good Taste Production) był Kraków. Kuba w towarzystwie wyśmienitych muzyków wystąpił 31 października w Centrum Kongresowym ICE.
Tak o swej płycie mówi Kuba Badach: „Oldschool” w języku angielskim oznacza coś staroświeckiego, wywodzącego się ze „starej szkoły”, tytuł mógłby więc sugerować, że napisałem i nagrałem muzykę w jakiejś konkretnej retro stylistyce, np. w stylu brzmienia lat 60-tych. Tak jednak nie jest. Dla mnie „oldschool” jest pewnym hasłem, odnoszącym się do sposobu pisania i aranżowania piosenek. Od dziecka najbardziej poruszały mnie utwory, w których dużo się działo, gdzie ciekawe melodie osadzone były na bogatych strukturach harmonicznych spiętych wielopłaszczyznowymi aranżacjami. Piosenki pisane i produkowane przez takich twórców jak m.in. Quincy Jones, Burt Bacharach, Stevie Wonder, Donald Fagen, to dzieła, których słucham do dziś i nie przestają mnie fascynować. Album „Oldschool” jest więc moim ukłonem w stronę mistrzów.
Krakowski koncert wypełniły głównie propozycje z najnowszej płyty. Zaczęło się od singlowego „Życia”, po czym panowie wykonali praktycznie cały nowy materiał. Kuba Badach jak zwykle był wyluzowany i dowcipnie zapowiadał kolejne piosenki żartując czasem z kolegów na scenie i nawiązując do obecności na sali jego żony, Oli Kwaśniewskiej, która jest autorką kilku bardzo udanych tekstów na „Oldschool”. Generalnie jeśli Badachowi znudzi się śpiewanie, a Piotr Bałtroczyk przejdzie na emeryturę, to Kuba na pewno może zarabiać na życie jako konferansjer – nie powinien narzekać na brak zleceń. Kompozycje z nowego materiału są rzeczywiście ciekawe, dobrze zaaranżowane, a co ważne na żywo – wykonywane przez zespół wybitnych muzyków, którzy pomimo popowej, wręcz dyskotekowej czasem formy, mieli okazję popisać się muzykalnością i kunsztem instrumentalnym w partiach solowych, wybiegających poza typowe taneczne granie. Imponująca była praca sekcji rytmicznej – za bębnami na stanowisku czuwał Robert Luty, na kontrabasie i gitarze basowej grał Michał Barański. Stylowe granie i pięknie dobrane brzmienia prezentowali klawiszowcy Jacek Piskorz i Marcin Górny (który przez kapelusik i okulary mógł budzić skojarzenia z Davidem Paichem z Toto). Zresztą i szef zespołu kilkakrotnie podchodził tego wieczoru do instrumentów klawiszowych dodatkowo wzbogacając brzmienie całości. Świetnie do kolegów dopasował się nowy gitarzysta w składzie współpracującym z Badachem – Łukasz Belcyr. No i na koniec panowie obsługujący biegle instrumenty dęte – Maciej Kociński na saksofonach i Ewi oraz trębacz Piotr Schmidt.
Krótko mówiąc – bardzo fajny pop z dobrymi tekstami, kapitalnie i radośnie zagrany. Chciałoby się, żeby taka muzyka święciła triumfy na listach przebojów w komercyjnych rozgłośniach, ale jak autoironicznie żartował Badach, być może jest tam „za dużo akordów”. Fani nie mieli być może jeszcze możliwości dobrze przyswoić melodie i teksty z „Oldschool”, a po utwory z poprzednich projektów Kuba tego wieczoru nie sięgnął. Pomimo tego ludzkość reagowała znakomicie, widać było, że Kuba ma szczęście mieć świadomych i oddanych fanów. Na koniec kiedy dyskotekowej radości stało się zadość (poprzez wniesienie lustrzanej kuli i uruchomienie umiejscowionych na proscenium oldskulowych – nomen omen – kolorofonów, tudzież naprawienie przez bohatera wieczoru za pomocą subtelnego kopniaka gasnącej litery w neonie znanym z okładki nowej płyty) pojawiły się subtelnie wplecione covery, dobrze brzmiące przed pierwszym listopada, choćby „Kiss” z repertuaru nieodżałowanego Pronce’a. Publiczność zgotowała artystom owacje na stojącą, więc bez bisów nie mogło się skończyć – pierwszy to ballada z tekstem Janusza Onufrowicza, a jeśli chodzi o drugi bis to w przeddzień Święta Zmarłych grając w Krakowie Kuba nie mógł wybrać lepiej. Ostatnią kompozycją wykonaną tego wieczoru był hołd dla Zbigniewa Wodeckiego i pieśń z jego repertuaru „Tylko ty” podana w smakowitej, jazzowej aranżacji i znakomicie przez Kubę zinterpretowana. Bardzo się cieszę, że w mieście Zauchy i Wodeckiego Kuba Badach pojawia się stosunkowo często. Świetnie, że nasi znakomici, przedwcześnie zmarli wybitni piosenkarze mają takiego następcę.
Poniżej prezentujemy galerię zdjęć z tego smakowitego koncertu.
Tekst i zdjęcia: Sobiesław Pawlikowski