Na rynku monitorów pojawił się nowy, mocny gracz. Marki Gibson przedstawiać nie trzeba, a długa współpraca tej firmy z gitarzystą i wynalazcą Lesem Paulem też nie jest tajemnicą. Niespodzianką może być to, że Les Paul to nie tylko gitarzysta i konstruktor gitar, ale też twórca paru urządzeń z zakresu techniki studyjnej. Wprawdzie nie wiedzieliśmy dotychczas o monitorach studyjnych, no, ale teraz już są. W trzech wersjach, różniących się przede wszystkim średnicą głośnika niskotonowego. Do testu otrzymaliśmy „średni” model, LP6.
Po pierwsze – wygląd. Zdecydowanie się wyróżniają. „Les Paul” na głośniku zobowiązuje – monitory mogą być wykończone w trzech wersjach: Tobacco Burst, Cherry Burst i Cherry. Do testów trafił chyba najłagodniejszy „look”, czyli Cherry. Gitarzyści wiedzą więc, jak to wygląda – oczywiście przednia ścianka jest wypukła, jak w gitarze, a binding jest w kolorze kremowym. Elementy chromowane również są, wszystko się zgadza. Jedyna wątpliwość – to jest wygląd, który albo się podoba, albo nie, na pewno nie jest to neutralny element wyposażenia.
Monitory zamiast tradycyjnej folii zapakowane są w elegancki materiałowy woreczek – doskonały pomysł, zwłaszcza dla testujących, ułatwia to wkładanie i wyjmowanie sprzętu do wąskich kartonów i dobrze zabezpiecza przed otarciami. Monitory nie są specjalnie ciężkie, trochę ponad 8 kg. Po wyjęciu z woreczka widzimy w zasadzie normalny monitor studyjny. Jak nazwa wskazuje, ma on sześciocalowy głośnik niskotonowy i calową kopułkę, otwory bass-reflex są z przodu. Oba głośniki są solidnie zabezpieczone – niskotonowy wręcz przesadnie siatką metalową, wysokotonowy małą „poprzeczką”. Z tyłu komplet wejść – combo XLR/jack i cinch – oraz regulacje: brzmienia i czułości. Regulacja barwy jest skokowa i odbywa się dla wysokich i niskich częstotliwości w zakresach ±1, ±2 albo ±4 dB. Regulacja czułości jest całkowicie płynna i nie ma żadnych zaskoków, ale pokrętło jest wyraźnie wyskalowane. Dodatkiem jest możliwość włączenia funkcji STANDBY, wyłączającej monitory po 30 minutach ciszy. Dolna ścianka podklejona jest dużym kawałkiem neoprenu – dobry pomysł.
Producent jest dość tajemniczy, jeżeli chodzi o dane techniczne LP6 – podaje pasmo przenoszenia (37 Hz – 47 kHz przy -10 dB) oraz całkowitą moc wzmacniaczy, wynoszącą aż 247 W! Nie znamy konkretnych mocy wzmacniaczy, częstotliwość podziału to prawdopodobnie 2.7 kHz, a pobór mocy z sieci wynoszący 286 W w zestawieniu z deklarowaną mocą wyjściową zastanawia trochę i wraz z niską masą czyni oczywistym zastosowanie zasilaczy impulsowych i końcówek „cyfrowych” w klasie D. Również nie wiadomo, w jaki sposób działają regulatory – czy jest to klasyczna regulacja barwy czy poziom odpowiednich końcówek mocy. Trudno, trzeba słuchać.
Po włączeniu napis „Gibson” zaczyna się świecić na bursztynowo – i uprzedzając trochę, nie udało mi się przesterować tych monitorów ani doprowadzić do innego koloru świecenia. Wszystkie korektory na zero oczywiście – i słuchamy. Porównuję z większymi monitorami APS Aeon – nikt nie mówił, że będzie łatwo. Gibson LP6 to monitor mniejszy niż APS, ale trzeba przyznać, że pierwsze wrażenie jest dobre – brzmi „masywnie”. Dołu nie brakuje, ale też nie jest przesadzony. Mimo małych rozmiarów okazuje, się, że najniższe częstotliwości słychać całkiem dobrze – szybki pomiar pokazuje, że pasmo przenoszenia jest liniowe praktycznie do 45-48 Hz, to doskonały wynik. Rzeczywiście można mówić o paśmie do 37 Hz przy spadku 10 dB, to również bardzo dobry wynik. Przy okazji, bez słuchania, okazuje się, że korektory BASS i TREBLE (a na pewno BASS) to półkowe korektory barwy, sprawdziłem w ustawieniach +4 dB oraz -4 dB.
Dokładniejszy i dłuższy odsłuch pokazuje, że Gibsony LP6 brzmią bardzo dobrze, równo i bez większych nierówności. Mają przede wszystkim środek, znany z nieśmiertelnych NS10, może nie aż tak prominentny, ale na pewno nie schowany. Bardzo dobra góra – czysta, nie jazgocząca nawet przy dużej głośności, niezbyt męcząca, a jeżeli, to można zdjąć. Generalnie – bardzo wyrównane, detaliczne, precyzyjne brzmienie. Dobra stereofonia oraz „głębokość sceny” – mimo „cyfrowych” końcówek mocy nie słychać spłaszczania czy kompresji, dynamika jest bardzo duża. Monitory są bardzo głośne – nie udało mi się ich przesterować ani doprowadzić do „pierdzenia”, przy dużej głośności oczywiście trudno mówić o pracy, ale monitory nadal grają, i to sensownie.
Najbardziej podobało mi się brzmienie LP6 w ustawieniu „na zero”, ale zakres regulacji barwy jest spory i można nawet trochę ten środek osłabić, jak ktoś chce. Kontrola najniższych częstotliwości jest doskonała – do tego stopnia, że monitory te stawiają spore wymagania pomieszczeniu, w jakim będą ustawione, zejście „na równo” poniżej 50 Hz to jest coś, zwłaszcza dla tego rozmiaru głośnika. Moc końcówki pomaga, owszem, ale fizyka nadal działa – to jest po prostu przemyślana konstrukcja.
Co mi się nie podoba? Przy tej cenie można by chyba zastosować jakoś kalibrowany regulator czułości (przełącznik), zwykły potencjometr jakoś tu nie pasuje. Druga sprawa – moc jest spora i prawdopodobnie dlatego monitory trochę szumią (nawet odłączone od źródła).
Monitory Gibson Les Paul Reference to debiut firmy na tym rynku – i to debiut konkretny. Brzmieniowo monitory są prawie doskonałe, nie zmieniłbym w tej kwestii nic. Z regulacją czułości można żyć, pozostaje ostatnia kwestia – kontrowersyjny wygląd. Albo nam się podobają albo nie, obojętnym być nie można. Cena nie jest najniższa, ale tak marka producenta, zastosowane rozwiązania jak i ogólna jakość i brzmienie zdecydowanie ją uzasadniają. Warto posłuchać, ale też zobaczyć!
Tekst: Przemysław Ślużyński
DANE TECHNICZNE
Moc wzmacniaczy: sumarycznie 247 W
Głośniki: 6” (LF), 1” (HF)
Pasmo przenoszenia: 37 Hz – 47 kHz (-10 dB)
Częstotliwość podziału: 2.7 kHz
Maks. SPL: 117 dB
Korektor: BASS (±4 dB), TREBLE (±4 dB)
Wejścia: BALANCED INPUT [combo XLR/jack], UNBALANCED INPUT [cinch]
Wymiary: 230 × 356 × 300 mm
Ciężar: 8.2 kg
Cena: 3700 PLN/szt.
Do testu dostarczył:
AudioTech
ul. Łagiewnicka 20
02-860 Warszawa
tel. (22) 6482935
Internet: www.audiotechpro.pl, www.gibson.com
Test ukazał się w numerze 10/2015 miesięcznika Muzyk.