Andrzej Jagodziński jest pierwszym pianistą, który nagrał w całości płytę z muzyką improwizowaną, odwołującą się do kompozycji Fryderyka Chopina. Dokonał tego w 1994 roku. Towarzyszyli mu wtedy Adam Cegielski na kontrabasie i Czesław „Mały” Bartkowski na perkusji. Wydany wówczas album nie tylko poruszył mocno środowisko muzyczne wywołując dyskusje o charakterze artystycznym, ale uhonorowany został przez odbiorców i różne instytucje kulturalne szeregiem prestiżowych nagród. Jego wpływ był tak wielki, że wkrótce inni muzycy zaczęli licznie sięgać do dzieł Chopina, by na ich podstawie tworzyć własne projekty o rozmaitym przesłaniu stylistycznym. Teraz, po upływie szesnastu lat, Andrzej Jagodziński wydał kolejną, piątą już z kolekcji chopinowskich, płytę z kompozycjami inspirowanymi spuścizną wielkiego Fryderyka. Ten dwupłytowy album niejako podsumowuje dotychczasowe osiągnięcia tria (grającego stale w tym samym składzie) i prezentuje jego aktualne postrzeganie muzyki Chopina interpretowanej i komentowanej w estetyce jazzowej. Od razu trzeba w tym miejscu podkreślić, że jest to wizja dojrzała pod każdym względem, a w tym, co najważniejsze, przekonująca słuchacza swoją, w pełni integralną kompilacją odrębnych światów muzycznych: klasyki z mainstreamem. Zespół zarejestrował czternaście utworów, na które składają się trzy preludia, trzy nokturny, trzy polonezy, dwie etiudy, dwa mazurki i jeden walc. Zachowując w nich klimat muzyki romantycznej, wielowyrazowej i wymagającej od wykonawców całkowitego utożsamienia się z jej materią, Andrzej Jagodziński z przyjaciółmi prezentuje muzykę jazzową, w której korzysta z całego zasobu środków oczekiwanych od mistrzów wypowiadających się w tej konwencji. Pianistyka Jagodzińskiego jest najwyższej próby, a towarzyszący mu Adam Cegielski i Czesław „Mały” Bartkowski stanowią sekcję marzeń dla każdego wrażliwego na barwę, dynamikę, pulsację, ekspresję instrumentalisty. Wspólna ich propozycja stanowi w efekcie piękny prezent dla każdego kochającego dobrą muzykę słuchacza.
Tekst: Piotr Kałużny
Recenzja ukazała się w numerze 10/2010 miesięcznika Muzyk.