Trudno nam to sobie dzisiaj wyobrazić, ale były takie czasy, gdy tranzystory były droższe od transformatorów – i w związku z tym możliwość zastąpienia tranzystora transformatorem była chętnie wykorzystywana. A jak dało się zastąpić dwa tranzystory dwoma transformatorami, to zysk był jeszcze większy. No dobrze, może nie do końca jest to prawda, ale za to pokazuje filozofię konstrukcji, która jest pierwowzorem testowanego urządzenia. Testowany przedwzmacniacz ma mniej więcej tyle tranzystorów, co radio „Koliber”, ale za to aż trzy transformatory, nie licząc sieciowego. Wzorowany na legendarnej konstrukcji guru elektroniki studyjnej, czyli przedwzmacniaczu 1073, testowany przedwzmacniacz Golden Age Project PRE-73 ma wszystkie zalety pierwowzoru i wielokrotnie niższą cenę.
OPIS
GAP PRE-73 zapakowany jest tak, jakby rzeczywiście wyprodukowany był pięćdziesiąt lat temu, i jakimś zrządzeniem losu przeleżał w magazynie niezauważony do dzisiaj. Karton, a nawet instrukcja obsługi wyglądają „staro” – i może jest to chwyt marketingowy, ale sympatyczny. Sam przedwzmacniacz, umieszczony w obudowie 1U o szerokości „połówkowej” również wygląda starodawnie – czerwona farba „olejna” z połyskiem od dawna nie należy do standardowego sposobu wykończenia sprzętu studyjnego. Przedwzmacniacz jest dość głęboki i bardzo ciężki – tak za sprawą solidnej obudowy, jak i zawartości. Całość wzorowana jest na module sekcji przedwzmacniacza 1073 i w torze sygnałowym zawiera tylko elementy dyskretne (czyli tranzystory), układy scalone zostały użyte tylko w zasilaczu i wskaźniku wysterowania. Jak w klasycznej konstrukcji, tak i tu mamy trzy tranzystorowe bloki – dwa przedwzmacniacze i jeden stopień wyjściowy. Transformatory są aż trzy – dwa wejściowe, mikrofonowy i liniowy oraz duży, wyjściowy, współpracujący z tranzystorem 2N3055. Wyjściowy transformator jest nadspodziewanie duży, wejściowe są całkowicie ekranowane. Dwa niezależne bloki przedwzmacniacza nie służą oddzielnie do realizacji wejścia mikrofonowego i liniowego, ale umożliwiają, dzięki połączeniu szeregowemu, większe wzmocnienie – aż do 80 dB. W praktyce takie wzmocnienie rzadko jest potrzebne, 50 dB powinno wystarczyć, korzystać więc możemy z jednego modułu wejściowego ciesząc się mniejszym poziomem szumów. Całość pracuje w klasie A, pobierając sporo prądu, stąd dość duży zewnętrzny transformator zasilający i radiator na tranzystorze wyjściowym.
Rzadko obecnie spotykaną cechą jest skokowa regulacja czułości realizowana przy pomocy obrotowego przełącznika, który przy okazji pełni funkcje przełącznika wejść linia/mikrofon, oprócz przełącznika aktywującego przednie wejście instrumentalne. Skokowa zmiana wzmocnienia ułatwia powtarzanie ustawień przy kolejnych sesjach, co jest ważne, gdyż od poziomu wzmocnienia zależy w dużym stopniu też brzmienie. W stopniu końcowym mamy dla odmiany płynną regulację poziomu wyjściowego, pozwalającą na dokładne dopasowanie i, co ważne, duże zmniejszenie poziomu. Oznacza to możliwość przesterowania stopnia wstępnego przy zachowaniu sensownego poziomu wyjściowego. Zniekształcenia wnoszone przez układy „single-ended” (czyli nie przeciwsobne, jak we wzmacniaczach operacyjnych) pracujące w klasie A i „wygładzone” przez transformatory są właśnie tym, czego współcześni producenci tak poszukują – konstrukcja najprostsza z możliwych, a podobnie działają stopnie lampowe – czego więcej chcieć? Obcinanie oczywiście nie jest symetryczne. Jedynym odstępstwem od tradycji jest czterodiodowy miernik poziomu wyjściowego, przydatny jest też drugi transformator wejściowy (o innej przekładni) przełączany na wejście przy korzystaniu z wejścia liniowego lub instrumentalnego. Mamy oczywiście odłączane zasilanie Phantom, odwracanie fazy oraz przełącznik LOW-Z – łączący równolegle a nie szeregowo pierwotne uzwojenie transformatora mikrofonowego. Użycie tego przełącznika daje dwukrotnie większą czułość przy czterokrotnie mniejszej impedancji wejściowej i wpływa w pewnym stopniu na brzmienie mikrofonów.
Z tyłu PRE-73 mamy oddzielne wejścia liniowe i mikrofonowe typu combo, z przodu wejście instrumentalne jack. Wejście instrumentalne działa przy wciśniętym przełączniku DI i na „mikrofonowej” części przełącznika wzmocnienia – wszystkie trzy wejścia mogą więc mieć włączone kable na stałe, bo nic się nie sumuje i nie zakłóca. W zasadzie wszystko jest tak, jak w oryginale – i tylko trochę szkoda, że oprócz wskaźnika poziomu konstruktor nie dodał filtra dolnozaporowego.
TESTUJEMY
Testowaliśmy już kiedyś inny klon 1073, znanej firmy i trzykrotnie od GAP PRE-73 droższy. Niestety, aż takiej pamięci nie mam, więc będę unikał tego porównania, koncentrując się na konkretach. Oczywiście tego typu przedwzmacniacz służyć będzie do nagrywania głosu, od tego więc zaczniemy. Po podłączeniu mikrofonu Neumann TLM 103 jesteśmy blisko źródła. Nic nie stoi pomiędzy wykonawcą a nami – dźwięk jest bardzo bliski i otwarty. Może to sugestia, ale wydaje się, że już przy normalnych ustawieniach wzmocnienia brzmienie jest już nieco „zaokrąglone” – ale w taki odpowiedni sposób. Nie jest to związane z oddaleniem czy obcięciem pasma, tylko raczej z „wygładzeniem”. Nie są to też „znane i cenione” zniekształcenia, bo na początku starałem się pracować w liniowym zakresie wzmocnienia. Pewna „aksamitność” brzmienia może być przydatna przy współpracy przedwzmacniacza z tanimi mikrofonami pojemnościowymi, choć całkowitej eliminacji przesadnej „góry” nie można oczywiście oczekiwać. Nie jestem zwolennikiem „nasycania” czy „zniekształcania” śladów wokalnych przy nagraniu – jest to bowiem proces nieodwracalny. W przypadku testowanego przedwzmacniacza jestem jednak skłonny zmodyfikować swoją strategię – w tym przypadku brzmi bowiem bardziej jak kompresja, zwiększając głośność. Oczywiście, mając do dyspozycji zakres wzmocnienia 80 dB możemy swobodnie przejść na „ciemną stronę”, ale jeżeli poruszamy się w okolicy bardziej sensownych wartości wzmocnienia, naprawdę trudno zdecydować, czy to są „złe” zniekształcenia, czy możemy „jeszcze trochę” dopalić. Dla pewności nie przesadzałbym, ale na pewno warto spróbować „trochę więcej” niż zwykle – efekt nie do uzyskania przy pomocy współczesnych przedwzmacniaczy, opartych na wzmacniaczach operacyjnych i tranzystorach w układzie różnicowym. Pamiętajmy, że zwłaszcza w tym przypadku „mniej znaczy więcej” – ostrożnie, bo efekt jest nieodwracalny.
Mieszane uczucia mam w przypadku przełącznika LOW-Z – obciążanie niską impedancją mikrofonów pojemnościowych w zasadzie w ogóle nie ma sensu, a obciążanie mikrofonów dynamicznych daje niewielkie efekty, które w dodatku mogą być mało pożądane. Warto jednak spróbować, bo może akurat „coś”, co uwypuklone zostanie z brzmienia mikrofonu nam się spodoba.
Instrumenty również korzystają na „zaokrągleniu” – zarówno gitary elektryczne nagrywane „klasykiem” SM57, jak i instrumenty perkusyjne – w tym ostatnim przypadku złagodzenie transjentów wcale nie przeszkadza ani nie oddala brzmienia.
Od jakiegoś czasu dostaję nagrania lektorskie realizowane w domowym, nieźle przygotowanym akustycznie studiu przy pomocy testowanego przedwzmacniacza i mikrofonu Neumann TLM 103 – mogę więc ocenić ten zestaw na podstawie wielu wyprodukowanych reklam. Nie ma wątpliwości, że w porównaniu z przedwzmacniaczami wbudowanymi w interfejsy mamy do czynienia po prostu z „przepaścią” – głos jest pełniejszy, bliższy, bardziej otwarty, a po właściwym dla reklam „dopaleniu” nie wykazuje seplenienia, podczas gdy przester nie „spłaszcza” brzmienia. Również mocna kompresja nie wyciąga tak dużej ilości szumu – mimo w zasadzie prymitywnej konstrukcji przedwzmacniacz jest dość „cichy”. Jedyna uwaga – w zastosowaniach lektorskich w małych studiach bardzo przydałby się filtr dolnozaporowy.
Wcale nie przeszkadza brak tłumika PAD – bo przesterowanie stopnia wejściowego, nawet jeżeli w nieznacznym stopniu występuje, jest bardzo „muzyczne” i nie przeszkadza, tylko wręcz pomaga w uzyskaniu brzmienia.
Bas nagrywany liniowo brzmi bardzo dobrze – czysto i „okrągło”. Większy przester, uzyskany przy użyciu wejścia mikrofonowego, nie jest już tak miły, w dodatku wejście mikrofonowe „trochę” obciąża instrument. Gitary nagrywane liniowo (do późniejszej obróbki przy pomocy symulatorów wzmacniaczy) mogą być „upilnowane” nasyceniem – w zasadzie aż do przesteru (znów przy wykorzystaniu wejścia mikrofonowego). Dla gitary to brzmienie jest nie tyle przesterowane, ile „czyste, tylko lekko skompresowane”.
PODSUMOWANIE
Przedwzmacniacz GAP PRE-73 wykonany jest oczywiście w Chinach. Tylko w ten sposób można zaoferować cenę, która nie zrujnuje przeciętnego budżetu. Również części nie są europejskie. Tak, jak oporniki czy tranzystory mogą być dalekowschodnie i nikt się nawet nie zorientuje, tak najprawdopodobniej transformatory nie są tak dobre, jak oryginalne – ale cena oryginalnych transformatorów przeraża, a jak ktoś musi, to może sobie kupić i wymienić. Warto jednak pamiętać, że cena PRE-73 mieści się w budżecie większości poszukujących „przedwzmacniacza do tysiąca” (no, prawie tysiąca), a w tym świetle nie ma on na rynku konkurencji. GAP PRE-73 w zasadzie nie ma wad – oczywiście, przydałyby się zaskoki i dokładniejszy opis potencjometru poziomu wyjściowego, co ułatwiłoby powtarzanie ustawień, warto byłoby też rozważyć modyfikację układu o podstawowy filtr dolnozaporowy – choć tu rzeczywiście odbiegalibyśmy zbyt daleko od oryginału. Za taką cenę to w zasadzie jest sprzęt niezbędny w każdym studiu. Warto mieć, bez wątpliwości!
Tekst: Przemysław Ślużyński
WYBRANE DANE TECHNICZNE
Wzmocnienie: mikrofon maks. 80 dB, linia 20 dB
Impedancja wejściowa: 1200 lub 300 Ohm
Wejścia/wyjścia: MIC IN [combo XLR/jack], LINE IN [combo XLR/jack], INSTRUMENT IN, OUT × 2 [XLR, jack]
Cena: 1594 PLN
Do testu dostarczył:
MusicToolz
ul. Złota 9/4
00-019 Warszawa
tel. (22) 4239096
Internet: www.musictoolz.pl, www.goldenagemusic.se
Test ukazał się w numerze 10/2010 miesięcznika Muzyk.