Krzysztof Ścierański to nestor i wirtuoz gitary basowej jazz fusion, który dla grających na tym instrumencie stanowi od lat wzór do naśladowania i nieustające źródło inspiracji. W tym roku muzyk obchodzi 70. urodziny, co stało się okazją do zorganizowania specjalnych koncertów. Jedno z takich wydarzeń odbyło się 22 września w krakowskim klubie Studio, a pan Krzysztof był gospodarzem i bohaterem wieczoru, podczas którego wystąpił na scenie z kilkoma różnymi składami.
Każdy, kto bywał na jego koncertach ten wie, że Ścierański podchodzi do wszystkiego z dystansem i poczuciem humoru, więc także „koncertowa siedemdziesiątka” nie była powodem do urządzania akademii „ku czci”. Z drugiej strony pięknie by było na przykład, gdyby Teatr Stu powrócił do cyklu urządzanych u siebie benefisów i usadził naszego wybitnego basistę na teatralnym tronie. Ale tu pompy i napuszenia nie było, a wprost przeciwnie. Kraków to w końcu rodzinne miasto Ścierańskiego, więc muzyk witał przy wejściu znajomych oraz widzów częstując słodyczami z futerału na skrzypce, a nad wszystkim czuwała jego żona Lidia. W kuluarach krążył zaś syn Marcin – szerszej publiczności znany w gry w zespole Kwiat Jabłoni, ale od pewnego czasu pełniący również zaszczytną rolę perkusisty w legendarnym jazzrockowym Laboratorium. Marcin parę razy zasiadł oczywiście za zestawem perkusyjnym, a kolejnym łącznikiem ze znakomitą grupą, w której obaj panowie Ścierańscy tworzą obecnie sekcję rytmiczną był Marek Raduli. Pan Krzysztof postawił tego wieczoru na autorskie składy, które współtworzy, a zrezygnował z zapraszania kolegów z „Laborki” czy String Connection. No i dobrze, bo to jego wieczór, a gdyby poprosił kolegów choćby z tych dwóch grup o zagoszczenie na scenie, to czterogodzinny w sumie koncert trwałby co najmniej dwa razy dłużej. Z drugiej strony szkoda, że nie pojawił się na scenie żaden wokalista, bo pan Krzysiek potrafi napisać przepiękne piosenki. Gdyby tak Ewa Bem zaśpiewała „Pomidory” (czyli pierwotnego basowego „Niezdarę”), Marek Bałata wykonał przecudne „Release the Prince”, a Kuba Badach świetny „Let Me Say It” z płyty „Independent”, to nikomu by to nie przeszkadzało…
Wiadomo jednak, iż ciężko zgrać kalendarze zajętych artystów, a i bez tego słuchacze dostali niemal cztery godziny żywej muzyki. Pan Krzysztof jak zwykle w zapowiedziach dbał o luz i familiarną atmosferę, ale nie zabrakło oczywiście wspomnienia wybitnych muzyków, którzy już od nas odeszli, łącznie z tymi, których śmierć odebrała nam mocno przedwcześnie – choćby fenomenalnego bębniarza Grzegorza Grzyba. Drugim bardziej oficjalnym momentem było wręczenie jubilatowi wyróżnień – ministerialnego medalu Zasłużony Kulturze Gloria Artis oraz odznaki Honoris Gratia nadawanej przez Prezydenta Krakowa osobom zasłużonym dla miasta. Poza tym – i poza urodzinowym tortem oraz upominkami, jakimi obsypano solenizanta – kilka godzin żywej, pięknej muzyki. Oprócz gospodarza, wspomnianego już jego syna, Marcina i wyśmienitego gitarzysty Marka Radulego, tego wieczoru na scenie klubu Studio zagościli: współpracujący od dekad z legendarnymi Skaldami pianista i klawiszowiec Grzegorz Górkiewicz (który również i basował lewą ręką, gdy Ścierański sięgał po stratocastera), Waldemar Gołębski grający na EWI (w otoczeniu pana Krzyśka określanym „alkomatem”), saksofonista Michał Kobojek, bębniarz Przemek Kuczyński, no i współtwórcy najświeższego chyba zespołu, jaki prowadzi Ścierański – International Edition. Są to rozkoszny gitarzysta Dima Gorelik oraz perkusyjni bracia Inbar i Shachar Elnatan.
Jubilatowi życzymy drugiej siedemdziesiątki w zdrowiu i drugiego półwiecza na scenach muzycznych świata ku radości słuchaczy, z taką energią, jaką emanował ze sceny w swoje 70. urodziny. Zapraszamy do obejrzenia galerii zdjęć z tego udanego wydarzenia zorganizowanego przez Klub STUDIO w Krakowie.
Tekst i zdjęcia: Sobiesław Pawlikowski