Po pandemicznych perturbacjach największy i jeden z najważniejszych naszych festiwali bluesowych powrócił we właściwe miejsce. W sobotę 8 października Rawa Blues Festival po raz czterdziesty zagościł w katowickim Spodku.
Impreza ta rozpoczęła się tradycyjnie zmaganiami konkursowymi na Małej Scenie. Wystąpili na niej Black Pin Blues, BR Band, Cacana Mania, Diapositive, Kłusem z Bluesem, Piotr Krakowski, Adam Zalewski Trio, Arek Zawiliński oraz Coffee Experiment z Rudy Śląskiej. Właśnie ta ostatnia formacja została decyzją jurorów zaproszona do udziału w koncercie na Dużej Scenie. Duży, znakomicie brzmiący skład z oryginalną wokalistką Natalią Skorupką, podtrzymał dobrą energię zasianą na scenie przez otwierający główną część Lublin Street Band. Skojarzenia to przekleństwo, ale i u kolegów z Lublina spora ilość świetnie brzmiących dęciaków, rozbudowana orkiestra, więc i lekkie zdziwienie, że nazwą nawiązują do odnoszących od lat sukcesy na nie tylko polskich scenach kolegów z Krakowa. Ale jednak ekipa Łukasza Wiśniewskiego bardziej folkowo-countrowa jeśli można tak powiedzieć, z kilku piosenek, jakimi panowie z Lublina otworzyli tegoroczną Rawę wyłaniał się obraz bardziej funkującego zespołu z elementami ska. Po tych dwóch sporych bandach zahaczających w brzmieniu o pop czy R’n’B na scenie pojawił się solista ukrywający się pod pseudonimem Tony Big Mouth Pearson. I nie był to ciemnoskóry bluesman z Delty Missisipi, ale… uśmiechnięty Słowak mieszkający na co dzień w Budapeszcie. Swój krótki set zaczął coverem „Personal Jesus” z wersji, jaką znamy mistrzowskiego wykonania Johnny’ego Casha, a sympatię publiczności zyskał przemawiając do nas łamaną polszczyzną. Następnie na scenę wyszło śląskie trio Familok i dało publiczności tym, co festiwalowi weterani lubią najbardziej. Rasowe granie, bluesrockowe trio, świetnie brzmiąca sekcja i dowcipne teksty pisane i wyśpiewane w języku śląskim. Świetny moment tegorocznej edycji festiwalu. Szczeciński Free Blues Band podtrzymał bluesową tradycję kilkoma kompozycjami ze swego repertuaru, który niejednokrotnie na tej scenie wykonywali. Stylowy śpiew Andrzeja Malcherka i smakowite sola gitarowe oparte o akompaniament jego żony Agnieszki obsługującej organy Hammonda – również bardzo dobry element tegorocznego programu. Magda Magic Piskorczyk po raz kolejny udowodniła, że w pełni zasługuje na wszystkie nagrody i wyróżnienia, jakimi jest obdarzana jako jedna z najciekawszych polskich wokalistek związanych ze sceną bluesową. Po raz kolejny podczas jej występu przekonaliśmy się, że blues ma wiele odcieni – Magda wykorzystując swoje potężne możliwości wokalne sięgnęła do bardziej afrykańskich tradycji muzycznych. Ostatnim, ale bardzo mocnym akcentem drugiej części festiwalu był recital Sławka Wierzcholskiego i Nocnej Zmiany Bluesa. Nasz sympatyczny wirtuoz harmonijki i autor wielu bluesowych przebojów wraz ze swym zespołem również świętuje 40-lecie działalności artystycznej, więc obecność tej orkiestry na tegorocznej Rawie była nad wyraz uzasadniona, a panowie udowodnili, że z wiekiem grają coraz lepiej. Świetny set, gorąco przyjęty przez festiwalową publiczność.
Pierwszym artystą głównej części festiwalu, zaanonsowanym jak zwykle przez redaktora radia Baobab i Radia Nowy Świat, Jana Chojnackiego był pochodzący z St. Louis laureat Blues Music Award Mike Zito. Kapitalny wokal, wyśmienite gitarowe granie i tu znów klasyczne power trio – znakomity wybór na rozpoczęcie finału. Po gościu z USA przyszła kolej na dyrektora, pomysłodawcę i organizatora Rawy. Tym razem Irek Dudek przypomniał o istnieniu swojego big-bandu, więc „powiało jazzem”. Nie zabrakło gości na scenie (Henryk Gembalski na skrzypcach, Apostolis Anthimos ze stratocasterem w dłoniach, flecista Krzysztof Popek), a Irek przywołał głównie kompozycje ze znakomitej płyty „Irek Dudek No. 1”. Szkoda tylko, że tego jubileuszu nie dożył basista grający na tej płycie, Andrzej Rusek. Po krótkiej części oficjalnej związanej z jubileuszem festiwalu, z cienia wyłonił się wtulony w swoją gitarę maestro Chris Cain. Kolejna godzina niesamowicie stylowego grania, przepięknych gitarowych momentów i charyzmatycznego śpiewu. Znakomity występ. Po nim przyszła kolej na gwiazdę wieczoru. Zaproszenie przez Irka Dudka do Katowic gwiazdy pop Macy Gray to decyzja dość odważna, ale… sprawdziła się. Pomimo tego, że bluesowi puryści mogli trochę pomarudzić, a pani Gray „poszła w covery” – usłyszeliśmy między innymi „Creep”, „Nothing Else Matters” czy „Do Ya Think I’m sexy” – to jednak już przy dźwiękach kończącego jej recital megahitu „I try” raczej trzeba było przyznać, że charyzmatyczny głos wokalistki, maestria jej instrumentalistów i bardzo pozytywny charakter koncertu świetnie wpasował się w stylistykę bluesowego święta. Po łagodniejszym czasie spędzonym z głosem Macy Gray (jej koncertem zajmiemy się jeszcze w oddzielnej relacji) skończyło się ono z przytupem – na scenę wbiegł Kris Barras z muzykami swojego bandu. No i tu już było rockowe szaleństwo. Wszyscy panowie doskonale wiedzieli, po co weszli na scenę. Maestria, szaleństwo, show, potężne brzmienie, znakomite kompozycje, świetne piosenki. Dobrze, że Barras po bodaj pięciu latach powrócił do Spodka bo trudno wyobrazić sobie lepszy wybór na zamkniecie jubileuszowej edycji festiwalu.
Gratulując Irkowi Dudkowi i jego współpracownikom jubileuszowej edycji Rawy Blues już niecierpliwie czekamy na niespodzianki, jakie przygotuje dla nas za rok. Oby czterdziesta pierwsza Rawa miała jeszcze ciekawszy line-up. Tymczasem prezentujemy relację fotograficzną z tego, co działo się w Spodku podczas tegorocznej odsłony bluesowego święta.
Tekst i zdjęcia: Ada Kopeć-Pawlikowska
Strona internetowa festiwalu: rawablues.com