• Muzyk
  • TopGuitar
  • TopBass
  • TopDrummer
NEWSLETTER
Muzyk.net
  • Newsy
    • Klawisze
    • Studio
    • Software
    • Gitara i Bas
    • Nagłośnienie
    • Mobilne
    • Perkusja
    • AudioVideo
    • Dęte
    • DJ
    • Smyczki
    • Oświetlenie
  • Wydarzenia/Muzycy
    • Wywiady
    • Sylwetki
    • Imprezy
    • Relacje
  • Testy
    TestyPokaż więcej
    Donner DC 87
    Donner DC 87 – test mikrofonu pojemnościowego
    2025-04-30
    ADAM Audio D3V
    ADAM Audio D3V – test monitorów odsłuchowych
    2025-03-29
    Novation Launchkey 61 MK4 (fot. Novation)
    Novation Launchkey 61 MK4 – test klawiatury sterującej
    2025-03-20
    Arturia KeyLab 61 mk3 (fot. Arturia)
    Arturia KeyLab 61 mk3 – test klawiatury sterującej
    2024-09-30
    ZOOM R4 MultiTrak
    ZOOM R4 MultiTrak – test rejestratora audio
    2024-05-31
  • Wideo
    WideoPokaż więcej
    Miley Cyrus „More to Lose” (mat. prasowe Sony Music Entertainment Poland)
    Miley Cyrus zaprezentowała singiel „More to Lose”
    2025-05-09
    Kali Uchis „Sincerely” (fot. Zach Apo-Tsang)
    Kali Uchis wydała album „Sincerely”
    2025-05-09
    „Thunderbolts*” (fot. Marvel Studios)
    „Thunderbolts*” – muzyka pod lupą
    2025-05-08
    Edyta Górniak „Dotyk” (fot. Pomaton EMI)
    30 lat albumu „Dotyk” Edyty Górniak
    2025-05-08
    Patrycja Markowska „Ślady” (mat. prasowe Warner Music Poland)
    Patrycja Markowska zaprezentowała utwór „Ślady”
    2025-05-08
  • Artykuły
    • Studyjna mapa Polski
    • Felietony
    • Auto dla muzyka
    • Wariacje na temat
    • Recenzje
  • Film
    • Muzyka pod lupą
    • Płyty DVD
  • Tygodnik
    TygodnikPokaż więcej
    Tygodnik 19/2025 (514)
    2025-05-06
    Tygodnik 18/2025 (513)
    2025-04-28
    Tygodnik 17/2025 (512)
    2025-04-22
    Tygodnik 16/2025 (511)
    2025-04-14
    Tygodnik 15/2025 (510)
    2025-04-08
  • Słownik
    • Terminy Gitarowe
    • Terminy Techniczne
Czytasz: Merle Haggard – wspomnienie
Udostępnij
Szukaj
Muzyk.netMuzyk.net
Font ResizerAa
  • Newsy
  • Wydarzenia/Muzycy
  • Testy
  • Wideo
  • Artykuły
  • Film
  • Tygodnik
  • Słownik
Szukaj
  • Newsy
    • Klawisze
    • Studio
    • Software
    • Gitara i Bas
    • Nagłośnienie
    • Mobilne
    • Perkusja
    • AudioVideo
    • Dęte
    • DJ
    • Smyczki
    • Oświetlenie
  • Wydarzenia/Muzycy
    • Wywiady
    • Sylwetki
    • Imprezy
    • Relacje
  • Testy
  • Wideo
  • Artykuły
    • Studyjna mapa Polski
    • Felietony
    • Auto dla muzyka
    • Wariacje na temat
    • Recenzje
  • Film
    • Muzyka pod lupą
    • Płyty DVD
  • Tygodnik
  • Słownik
    • Terminy Gitarowe
    • Terminy Techniczne
Obserwuj nas
© 2024 Muzyk. All Rights Reserved.
ArtykułySylwetki

Merle Haggard – wspomnienie

Redakcja | Muzyk FCM
Redakcja | Muzyk FCM Opublikowano 2016-05-17
Udostępnij
Merle Haggard
Merle Haggard

„Wiesz co to znaczy przyjaciel? To taki gość obok którego możesz siedzieć całą noc i nawet słowa nie zamienić, ale masz pewność, że on myśli tak samo jak ty, nadaje na tym samym kanale. Kiedy indziej gada się z takim bez przerwy, albo pije czy śpiewa, ale nie musisz się martwić, że on następnego dnia zdradzi cię i wszystkim opowie z detalami o czym rozmawialiście, bo to coś zostaje tylko między mną a nim. Zharowany zadzwonisz po powrocie z trasy o 3:40 rano, powiesz, że ci źle, a on z tobą pogada i wyprostuje duszę. No i Merle był właśnie moim przyjacielem. A teraz do kogo zadzwonię? Tyle razy nagrywaliśmy coś razem, koncertowaliśmy, wspólnie przeżywali nasze dna i wzloty, że ani moja żona, ani siostra nie wiedzą ćwierci tego, ile on. Czuję się trochę tak, jakbym to ja po części umarł. Tej wyrwy jaką stanowi jego nieobecność nie da się zakopać. Był moim bratem, przyjacielem. Straciłem go”. Tak godzinę po otrzymaniu wiadomości o odejściu Merle’a powiedział Willie Nelson.

Merle Haggard od kilku dziesięcioleci był dla Amerykanów naprawdę artystą wyjątkowym. Oczywiście wszyscy wiedzą, że pisał znakomite piosenki, był świetnym wokalistą, muzykiem grającym na kilku instrumentach. A jednak do tego, by być uwielbianym przez swoich rodaków, po tamtej stronie oceanu potrzeba czegoś więcej. On to miał. Chodzi o zgodność życiorysu z tym, co się ma do powiedzenia jako artysta. Nikogo nie udawał, śpiewał o tym, co sam przeżył i myślał, nigdy nie dając się naciągnąć na jakieś gierki niezgodne ze swą postawą. Dzięki temu był zawsze prawdziwy, setki tysięcy jemu podobnych miało go za wyraziciela własnych interesów i przemyśleń. To był po prostu swój chłop, taki co nie da się przechrzcić na gogusia, sławiącego coś tylko dlatego, że to jest modne, albo może na tym wygrać. „Właściwie nie przypominam sobie, żebym w tekstach piosenek szybował w wyobraźni. Po diabła mógłbym tak robić, skoro w moim życiu tyle się działo, tematów z niego czerpanych mam o wiele więcej, niż czasu do ich napisania? A pisać tak bla bla nie chce mi się, to strata energii. Zresztą patrzę na tych, co przychodzą mnie posłuchać. Często śpiewają ze mną, są wzruszeni albo rozbawieni, bo ja jestem właśnie taki jak oni”.

Jego rodzice pochodzili z Oklahomy, ale w czasach Wielkiego Kryzysu, jak setki tysięcy innych, wyjechali szukać szczęścia do Kalifornii. Dotarli do Bakersfield. Mieszkali w kompletnie zdezelowanym wagonie kolejowym, który jako tako przysposobił do życia ojciec, z zawodu cieśla. Nad wejściem założył kawałek brezentu, był to więc rodzaj „przedpokoju”, w którym toczyło się życie. Merle miał dziewięć lat, gdy ojciec zmarł z powodu guza mózgu. „Nie potrafiłem się z tym pogodzić. Było to najbardziej traumatyczne doświadczenie, jakie przeżyłem. Pewnie całe moje życie potoczyłoby się bez tego inaczej. Kilka miesięcy po pogrzebie zaczęło się ze mną dziać coś złego. Chciałem uciec jak najdalej, nawet przestałem wierzyć w Boga, wlazł we mnie jakiś bies. Najpierw ratowała mnie jeszcze muzyka, ostatecznie mój ojciec sam niegdyś grywał na skrzypcach. Usłyszałem w radiu Boba Willsa, Lefty Frizzella, Hanka Williamsa, a gdy miałem dwanaście lat, starszy brat kupił mi gitarę, zabawkę za kilka dolarów. Nauczyłem się na niej grać. Wtedy poczułem się młodzieżowym buntownikiem”. Jako czternastolatek uciekł z kumplem, wałęsali się coraz dalej od domu, a ponieważ musieli coś jeść, zaczęli kraść. Przyłapani spędzili kilka tygodni w areszcie. Po wyjściu Merle zaczął pracować jako kucharz, robotnik, ładowacz ciężarówki. Doniosłe wydarzenie: w barze Fun w miejscowości Modesto zaśpiewał za pięć dolarów, po czym natychmiast za całą kwotę kupił piwo dla siebie i słuchaczy. Szczegółowe opisywanie licznych wybryków, kolejnych aresztowań za włóczęgostwo i kradzieże, ucieczek ze szkół dla trudnych nastolatków, chyba nie ma sensu, tym bardziej, że biografowie artysty podają rozbieżne szczegóły. Lepiej dodać, że w tym czasie udało mu się dotrzeć na koncert jednego ze swych ulubieńców, Lefty Frizzella. Kiedy zaśpiewał mu na zapleczu kilka przebojów, które ten miał wykonać za chwilę, Lefty był tak zachwycony głosem chłopca, że zapowiedział go z estrady i pozwolił wykonać te same utwory w ramach własnego programu. Publiczność była wniebowzięta!

Dzięki temu wydarzeniu Merle zrozumiał, że zawodowe śpiewanie wcale nie jest głupim pomysłem. Zaczął dzielić czas między pola naftowe i farmy w dzień, a wieczorne występy w barach w rodzinnym Bakersfield. W 1956 ożenił się, ale wkrótce potem wpadł w takie kłopoty finansowe, że okradł miejscową restaurację, a gdy stanął przed obliczem sędziego, ten wlepił mu za to, za wszelkie poprzednie występki i brak poprawy, piętnaście lat w San Quentin. Na szczęście dla siebie w tym okropnym miejscu trafił na człowieka, który pomagał młodym ludziom w odnajdywaniu sensu życia. Po tym przełomowym spotkaniu w więzieniu, zaczął szybko nadrabiać zaległości w nauce, jego przemianę zauważono i warunkowo wypuszczono na wolność. Trudno zakończyć definitywnie etap buntowniczo-więzienny w życiu późniejszej gwiazdy inaczej, jak przypomnieniem, że wszelkie jego przeszłe grzeszki specjalnym rozporządzeniem zmazał w 1972 roku ówczesny gubernator Kalifornii, niejaki Ronald Reagan.

Merle po wyjściu z San Quentin znów w dzień pracował, a wieczorami występował. Zatrudnił go jako solistę w miejscowym zespole Johnny Barnette, a tam zauważył go Fuzzy Owen, właściciel małej wytwórni płyt w Bakersfield, Tally Records, gdzie Merle nagrał demo piosenki „Skid Row”. Nagranie nie przepadło, wysłuchały go ważne osoby, dzięki którym Haggard zyskał szansę. Miał szczęście. Z Bakersfield związany był rodzinnie i zawodowo także znany już w tym czasie Buck Owens. Obu panów połączyła bardzo szybko niechęć do panujących wówczas trendów w oficjalnym country, zwanych „nashville sound”. Rzecz polegała na słodzeniu tej z gruntu ludowej, szczerej i prostej muzyki partią smyczków, nienaturalnie wykwintnymi chórkami i nadawaniu jej na siłę popowego charakteru, zwanego countrypolitan. Owens i Haggard skrzyknęli jeszcze kilku wokalistów i postanowili iść pod prąd podobnym tendencjom. Ich styl polegał na utrzymaniu dawnej zadziorności, łączenia country z mocniejszymi rytmami, prostymi, nawet lakonicznymi tekstami. Pełno było w nim hardcorowego honky tonk, gitar elektrycznych, czasem też western swingu. Bakersfield sound miał w dalszym ciągu przemawiać do zwykłych ludzi, tyle, że żyjących w epoce rock&rolla, The Beatles i Presleya.

- Advertisement -

Już pierwszy album, „Strangers” z 1965 roku, nagrany dla wytwórni Capitol Records, okazał się wielkim sukcesem. Stało się nagle tak, że w znacznym stopniu to do jego nagrań porównywano płyty innych wykonawców, podkreślano jakość tekstów, muzyki i wykonania piosenek, z których połowę napisał sam. Haggard niemal z dnia na dzień stał się cenionym twórcą, kimś ważnym w muzycznej Ameryce, bo przecież zawsze łączył różne style, nie bał się pomysłów dalekich od głównego nurtu. Rok później przypieczętował swoją pozycję drugim albumem, „Just Between the Two of Us”. Pewnego smaczku w pracy nad tą płytą przydał fakt, że Merle pomiędzy nagraniem obu płyt ożenił się z byłą żoną Owensa, co absolutnie nie przeszkodziło panom w idealnej współpracy. Bonnie Owens od tej pory śpiewała wszystkie drugie głosy na płytach i koncertach Haggarda, nawet wtedy, gdy ten się z nią rozwiódł. Kilkanaście utworów napisali wspólnie. W pracy była mu wierna do końca swego życia, czyli do 2006 roku. Istotna sprawa: Hag, jak zaczęto o nim mówić, praktycznie na początku zawodowej drogi sformował swój zespół, The Strangers, z którym już zawsze koncertował i nagrywał.

Jeszcze ciekawszy był trzeci longplay, „Swinging Doors”. „Zrobiłem się sławny, przeprowadzano ze mną wywiady, stałem się kimś. Zaproszono mnie na nagranie tego albumu do Nashville. Wiedziałem, że muszę dać czadu, bo inaczej zjedzą mnie na surowo. Chodzili za mną krok w krok, patrzyli na ręce i czekali, kiedy się potknę. Ja przecież nie byłem ich, nie znosiłem tego blichtru i wzajemnych gierek między wydawcami a muzykami. Tym razem na dwanaście piosenek było osiem całkowicie moich. Najpierw nagraliśmy, trochę na próbę, tylko „Swinging Doors” i widziałem, że na ich ekipie nasza praca zrobiła dobre wrażenie. Potem była kilkutygodniowa przerwa i poleciała cała reszta. Znalazły się tam także „The Bottle Let Me Down” oraz „The Girl Turned of Ripe”. Przy nagrywaniu „The Bottle…” dźwiękowiec płakał, a potem długo mnie ściskał. „Ja cię rozumiem, też piję”, szepnął. To walcz, ocal siebie, mówię. Sam też czasem wygrywam, czasem nie, ale walczę. Pomyśl o mnie, jak będziesz chciał otworzyć butelkę, a ja tak samo zrobię, będzie lżej! Spotkałem go, przyszedł za kulisy kilka lat później w Chicago. Powiedział, że mu pomogłem i naprawdę wygrał”. A płyta weszła jako No. 1 na listę Billboardu.

Jednym z najpopularniejszych przebojów w jego karierze był utwór „Okie From Muskogee” z 1969 roku, napisany do muzyki z Royem Edwardem Burrisem, gitarzystą The Strangers. To wielkie i małe sprawy świata widziane przez pryzmat amerykańskiej prowincji. Ich mieszkańcy żyją według starych, odziedziczonych przez pokolenia zasad, nie znoszą hippisów, nie palą marihuany ani kart powołania do wojska. Właśnie ten tekst wzbudził wielkie kontrowersje. Czy w dobie wojny w Wietnamie miał być prześmiewczy, czy napisany na serio? Merle odpowiadał: „Gdy byłem w więzieniu zrozumiałem czym jest wolność i co to znaczy ją stracić. Wolność jest wszystkim. Z Wietnamu dochodziły różne doniesienia, najczęściej przerażające, a w kraju trwały wszelkie formy manifestacji przeciwne naszej ingerencji i ją popierające, a ja chciałem stanąć w obronie naszych żołnierzy. Ci chłopcy tam nie walczyli dobrowolnie, zostali wcieleni do wojska. Mieli różne poglądy, ale musieli je schować do kieszeni, zabrano im wolność, skazano na walkę. W ich obronie to napisałem”.

Konglomerat country, bluesa, folku i elementów jazzu, przekładał się u Hagarda w zupełnie nową wartość. Lubił ludową muzykę meksykańską, jazz nowoorleański, reggae. Takim podejściem do muzyki zaskakiwał, to było coś innego, świeżego i indywidualnego, czego przed nim nikt nie odkrył. Nie bał się saksofonu, instrumentu w tych regionach muzyki kompletnie nieużywanego, mocniejszej w charakterze perkusji, ostrzejszego chórku. Najczęściej sam aranżował swoje nagrania i wtedy okazywało się, jak zgrabny zawodowo i wszechstronny ma zespół, którego niektórzy członkowie potrafią grać na kilku instrumentach. Ceniono go także jako tekściarza, nigdy nie przegadanego i przenigdy nie moralizującego. Wolał powiedzieć za mało, dać szansę słuchaczowi na dopowiedzenie sobie samemu reszty opowieści. Krytycy po nagraniu zaledwie kilku płyt, zaczęli go nazywać nowym Hankiem Williamsem, mając właśnie na myśli prawdę i żarliwość wypowiedzi. On sam miał dystans do podobnych porównań, choć oczywiście sprawiały mu przyjemność. „Dziennikarze muszą dużo gadać, a ja robię swoje. Miło, jak cię porównują do Hanka, każdy wie, że był ze wszystkich najlepszy, ale on żył w innych czasach, więc trudno nas porównywać. Ciągle mam jedno kryterium: spojrzenia moich słuchaczy, ich cisza albo wspólne śpiewanie. I wtedy wiem, czy jestem coś wart, czy nie”.

Miał świetny, ciepły i bardzo męski głos, który z wiekiem był coraz ciekawszy. Jego baryton zaczął się obniżać, choć niczego w tym kierunku nie robił, ale to dzięki temu potrafił być ogromnie przejmujący. W swoich interpretacjach raczej oszczędny, lecz mimo tego swoje płyty doskonale różnicował. Emmylou Harris, niejednokrotnie z nim współpracująca, wspominała: „Merle ma genialnie piękną męską twarz i wielkie, bardzo wyraziste oczy. Te jego bruzdy na twarzy, dołki wzrastające z każdym rokiem, są niesamowite. Na estradzie potrafi miłosną balladę zaśpiewać od początku do końca wpatrzony w jeden punkt ponad widownią. Ma przy tym delikatny, błąkający się uśmiech i wdzięk dwustuprocentowego faceta. I robi wszystko tak, że każda kobieta jest przekonana, że swoje wyznanie kieruje tylko do niej, do żadnej innej z tysięcy na widowni. Ile razy z nim śpiewam, widzę te zapłakane twarze zakochanych w nim kobiet. Ja się im nie dziwię, sama jestem bliska płaczu!”

- Advertisement -

Druga połowa lat sześćdziesiątych należała w country głównie do niego. Gromadził wielkie widownie na koncertach, pewnego roku skarżył się, że musi śpiewać latem nawet przed południem, bo takie było zapotrzebowanie na jego występy. Merle Haggard Show wiele lat wyruszał w trasę wczesną wiosną, wracając do domu jesienią. Nagrywał singiel za singlem i longplay za lonplayem. „The Fugitive”, „Branded Men”, „Sing Me Back Home”, „The Legend of Bonnie and Clyde”, „Mama Tried”, „Workin’ Man Blues”. Poza pierwszym utworem pozostałe są jego autorstwa. W sumie między rokiem 1965 a 1980 miał aż 37 przebojów No.1 na liście US Country, 71 razy jego single znajdowały się w Top 10, a siedmiokrotnie także na Top 10 listy ogólnej Billboardu! Dając się uwieść radom kilku kolegów, zagrał jako aktor w filmie „Killers Three” i chyba nie wyszło to najgorzej, bo jeszcze kilkakrotnie stawał przed kamerą w filmach „Bronco Billy” i „Bar Room Buddies”. Grał też w serialu NBC „Centenntial”. Po każdym filmie otrzymywał podobno tysiące listów, prawie wyłącznie od zachwyconych kobiet, więc pewnie nie było mu żal poświęconego czasu i trudu na nowe doświadczenie twórcze.

W lata siedemdziesiąte wszedł pełnym rozpędem, choć od połowy tej dekady już nie notował takich sukcesów, jak poprzednio. Owszem, nagrywał sporo, nawet po dwie, a bywało że i trzy płyty rocznie, ale zainteresowanie nim nieco osłabło. Coraz bardziej odczuwał dopływ młodych, zdolnych, którzy zaczęli mu mocno deptać po piętach, zwłaszcza później, od roku 1985. Na estradzie to nic dziwnego, tak było i będzie. Merle nigdy nie miał w zwyczaju sztucznie zabiegać o swoją karierę, nie należał do tych, którzy za wszelką cenę muszą robić szum dookoła siebie. „Czułem się zawsze outsiderem. Może to dziwne po tylu latach kariery, ale nie lubię tego przepychania się, bywania na przyjęciach i ględzenia bzdur. Mnie to nie bawi. Cholera, sto razy bardziej wolałem umówić się z grupą prawdziwych kumpli, łyknąć coś i pogadać z nimi”. W późniejszych latach z dwoma najgroźniejszymi młodymi rywalami, Georgem Straitem i Randy Travisem, którzy należeli zresztą do wielkich admiratorów jego talentu, często się spotykał, w pracy i prywatnie. Ten pierwszy dawał mu podobno nawet jakieś rady dotyczące inwestowania pieniędzy, bo jego idol był znany z kompletnego braku rozeznania w tych sprawach, co omal nie doprowadziło go do krachu finansowego w 1993 roku.

Takich zainfekowanych nim artystów było i jest zresztą ogromnie dużo. Członkowie grup The Byrds i Grateful Dead wręcz twierdzili, że nie ma w Ameryce lepszego autora piosenek. Zresztą to samo mówił Elvis Costello. Mieli rację: w 1968 roku Merle napisał i nagrał utwór „Today I Started Loving You Again”. Do dziś nagrano ponad czterysta jego wersji, tworzyli je przedstawiciele wszelkich możliwych gatunków, od rocka po dance! Ciągle ktoś go prosił o napisanie piosenki. Musiał odmawiać, inaczej nie miałby czasu dla siebie. Kiedyś śpiewał na jakimś koncercie z piękną wówczas jak górski poranek Lorrie Morgan. „Merle, nie napisałbyś mi czegoś?” „Dobrze, ale to będzie o tym, jak siedziałem w San Quentin. Chcesz?” Nie chciała. W wywiadzie z 1999 roku powiedział: „Ciągle piszę dobre piosenki, które opowiadają głównie o miłości, pociągach, domu, małżeństwie, dzieciach, strachu przed starością i wyrzuceniem poza społeczeństwo, czyli o sobie. A ponieważ każdemu te tematy są w jakiś sposób bliskie, więc gdy ludzie słyszą je przeze mnie śpiewane z estrady, stają się uniwersalne”.

Zmieniał wytwórnie płytowe, zaliczył między innymi Capitol, MCA, Legacy, Epic, Curb. Długo nie chciał zostać producentem swoich płyt, dopiero wówczas, gdy trafił do firmy Epic, zmienił zdanie. Oczywiście żałował, że dał się namówić tak późno, bo dzięki temu, jak stwierdził, jego muzyka może być prostsza i lepsza, niż kiedykolwiek przedtem. Miał opinie pracusia, rzeczywiście przez ponad pięć dekad obecności w show biznesie zasłużył na nią. Nagrał 47 albumów studyjnych, nie licząc krążków koncertowych i kompilacji, oraz płyt tworzonych z innymi gwiazdami. Wśród nich byli Willie Nelson, George Jones, Alison Krauss, Ray Price, Leona Williams. Gdyby i te płyty doliczyć, z łatwością zbierze się setka! Jak na razie ostatnią płytą jest „Django & Jimmie” z zeszłego roku, szóste wspólne przedsięwzięcie artystyczne jego i Nelsona. Teraz, gdy odszedł, z pewnością ukażą się kolejne zestawy i absolutne premiery z niewydanych dotychczas taśm. Utrzymane są w różnych stylach, od tradycyjnego country, poprzez bluegrass, Bakersfield Sound, country-rock, country-jazz, honky-tonk, western-swing, mex-mix, gospel, piosenki bożonarodzeniowe. Jest też w jego dorobku album szczególny, zupełnie niepodobny do żadnego innego. Nazywa się „Unforgettable” i zawiera dwanaście amerykańskich evergreenów, napisanych przez największych twórców amerykańskiej piosenki, z Kernem i Gershwinami na czele. Wystarczy wspomnieć „Cry Me a River”, „As Time Goes By”, „Stardust”, „Still Missing You”. Że niby Haggard nie powinien się za coś takiego zabierać? A jego przyjaciel, Willie, dwukrotnie nagrywający albumy ze standardami, ma lepszy głos? A Bob Dylan ma większe prawa do tego? Merle nagrał te przeboje urzekająco, właśnie do słuchania z lampką wieczornego, dobrego wina. Dwukrotnie wyszły jego autobiografie, którymi sam się teraz posługuję: „Sing Me Back Home” oraz „Merle Haggard’s House of Memories”. Czterokrotnie wręczano mu nagrodę Grammy, w tym raz za osiągnięcia całego życia. Już w 1977 roku został członkiem Songwrites Hall of Fame, w 1994 Country Music Hall of Fame, a rok wcześniej Nashville Songwrites Hall of Fame. Jest posiadaczem BMI Icon Award (2006) i niezwykle cenionej w USA Kennedy Center Honor (2010). Wielokrotnie w różnych kategoriach wręczano mu nagrody Academy of Country Music i Country Music Association.

A jednak najbardziej wzruszyło go niezwykłe wyróżnienie od zupełnie nieznanego mu fana. Było tak. Gdy w lutym tego roku Merle znalazł się w szpitalu, w związku z powikłaniami po obustronnym zapaleniu płuc, przepraszając na swojej stronie internetowej za odwołanie planowanych koncertów, poprosił jednocześnie o modlitwę w intencji swego zdrowia. Pewien starszy pan przeczytał tę prośbę, ukląkł pod budynkiem szpitala gdzie przebywał Hag i modlił się o jego życie. Przypadek spowodował, że ten gest został uwieczniony, zdjęcie poszło w świat, a głęboko wzruszony Merle nie mógł powstrzymać łez. To nie było odosobnione wydarzenie. Zdarzało się już wielokrotnie w przeszłości, że jego fani roztaczali nad nim opiekę duchową, naprawdę był przez nich kochany.
Haggard w dorosłym życiu raczej nie pozwalał sobie na szczodrą konsumpcję używek. Oczywiście nie żył jak skaut, ale lata świetlne dzieliły go w tej mierze od damskiego i męskiego koleżeństwa. Kilka miesięcy temu przeżył wspomniane już obustronne zapalenie płuc, po którym nie mógł się pozbierać. Odwoływał koncerty, najpierw styczniowe, potem lutowe i marcowe, a gdy nie zjawił się na niedawnym benefisie przyjaciela, Krisa Kristoffersona, dał tym samym znak, że sprawy mają się gorzej, niż ktokolwiek przypuszczał. Umierał w domu, wśród rodziny, spokojny. Ben, jego syn, cały czas obecny z ojcem twierdził, że dokładnie tydzień przed końcem, Hag z delikatnym uśmiechem zapowiedział mu swoje odejście w dniu swoich 79. urodzin. Okazało się, że miał rację.

Natychmiast potem fora internetowe zapełniły się jednym wielkim żalem jego przyjaciół i fanów. „Straciliśmy prawdziwego bohatera, pioniera najlepszego stylu, mistrza pisania i interpretowania swoich utworów…” Są i takie wpisy: „Przez niego wiele razy płakałam, bo w wielu piosenkach pisał o moim synu”. „Pomógł mi się podnieść z dna, na którym byłem”. I może najbardziej wzruszający: „Czy Panu Bogu coś przybędzie z tego powodu, że zabrał go za wcześnie? Czy nie mógł tego zrobić po mojej śmierci?”

Merle prosił, by pochowano go w domowym ogrodzie, po skromnej uroczystości rodzinnej. I żeby towarzyszyła temu piosenka w jego wykonaniu, jaką napisał jeszcze w 1987 roku. Zaczyna się tak: „Błyśnij, szczęśliwa gwiazdko. Czy możesz mi przysłać szczęście? I niech stanie się tęcza, od tego miejsca skąd przybywasz, aż do ziemi…”

Tekst: Andrzej Lajborek

Zdjęcie: Merle Haggard podczas koncertu w Classic Center w Athens (Georgia) w Walentynki 2013 roku [fot. Jeremy Luke Roberts, CC BY 2.0]

Artykuł ukazał się w numerze 5/2016 miesięcznika Muzyk.

TAGI: Merle Haggard, wspomnienie
Udostępnij ten artykuł
Facebook Twitter Whatsapp Whatsapp LinkedIn Email Drukuj
Udostępnij
Poprzedni artykuł Ferrofish A32 Ferrofish A32 – test konwertera A/D D/A
Następny artykuł HA-872 Hammer Audio HA-872
Leave a comment

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Najnowsze artykuły

Ella Langley (fot. YouTube / Ella Langley)
Wydarzenia/Muzycy

Ella Langley i Lainey Wilson triumfują na ACM Awards 2025

Redakcja | Muzyk FCM 2025-05-09
Miley Cyrus „More to Lose” (mat. prasowe Sony Music Entertainment Poland)
wideoWydarzenia/Muzycy

Miley Cyrus zaprezentowała singiel „More to Lose”

Redakcja | Muzyk FCM 2025-05-09
Yamaha FGDP-50 (fot. Yamaha)
NewsyPerkusja

FGDP-50 i FGDP-30 firmy Yamaha z nagrodą za wzornictwo

Redakcja | Muzyk FCM 2025-05-09
Kali Uchis „Sincerely” (fot. Zach Apo-Tsang)
wideoWydarzenia/Muzycy

Kali Uchis wydała album „Sincerely”

Redakcja | Muzyk FCM 2025-05-09
sE Electronics sE7 sideFire (fot. sE Electronics)
NagłośnienieNewsyStudio

sE7 sideFire – nowy mikrofon pojemnościowy firmy sE Electronics

Redakcja | Muzyk FCM 2025-05-09
„Thunderbolts*” (fot. Marvel Studios)
FilmMuzyka pod lupąwideo

„Thunderbolts*” – muzyka pod lupą

Grzegorz Bartczak | Muzyk FCM 2025-05-08
Novation Launch Control XL [MK3] (fot. Novation)
KlawiszeNewsyStudio

Nowa wersja kontrolera Launch Control XL firmy Novation

Redakcja | Muzyk FCM 2025-05-08

Może Ci się również spodobać

George Krampera (fot. KV2 Audio)
NagłośnienieNewsySylwetki

Zmarł George Krampera – założyciel firmy KV2 Audio

Firma KV2 Audio poinformowała o śmierci jej założyciela –…

2025-03-05
Seiki Kato (fot. Korg)
ArtykułyKlawiszeSylwetki

Nie żyje Seiki Kato – prezes firmy Korg

Japońska firma Korg poinformowała, że w wieku 67 lat…

2025-02-28
Roberta Flack w 2010 roku (fot. s_bukley / Shutterstock.com)
ArtykułySylwetki

Nie żyje Roberta Flack znana m.in. z hitu „Killing Me Softly With His Song”

W wieku 88 lat zmarła w Nowym Jorku amerykańska…

2025-02-28
Keith Jarrett „The Köln Concert” (fot. ECM)
Artykuły

Minęło 50 lat od pamiętnego koncertu Keitha Jarretta w Kolonii

Dokładnie 50 lat temu – 24 stycznia 1975 roku…

2025-01-24
Muzyk
Muzyk.net

MUZYK jest jedynym magazynem branży sprzętu muzycznego w Polsce o tak szerokiej rozpiętości merytorycznej i docieralności do użytkowników instrumentów muzycznych, sprzętu muzycznego i studyjnego.Ukazuje się od stycznia 1993 roku najpierw jako miesięcznik drukowany i portal internetowy, a od 2020 roku jako tygodnik Online i portal internetowy.Na łamach MUZYKA zamieszczane są treści przeznaczone zarówno dla początkujących, jak i zaawansowanych użytkowników sprzętu muzycznego, a także informacje dotyczące artystów, płyt i wydarzeń muzycznych. Przekłada się to na wysokie statystyki. Portal Muzyk.net zanotował średnio w 2022 roku prawie milion odsłon miesięcznie.

Odwiedź

3.9kZalajkuj
1.9kObserwuj
1kObserwuj
183Subskrybuj
377Obserwuj

Serwisy

  • Klawisze
  • Studio
  • Software
  • Gitara i Bas
  • Nagłośnienie
  • Mobilne
  • Perkusja
  • AudioVideo
  • Dęte
  • DJ
  • Smyczki
  • Oświetlenie

Na skróty

  • Newsy
  • Wydarzenia/Muzycy
  • wideo
  • Klawisze
  • Imprezy
  • Studio
  • Software
  • Testy
  • Gitara i Bas
  • Nagłośnienie
  • Yamaha
  • Relacje
  • Sennheiser
  • Artykuły
  • Recenzje
  • Arturia
  • Płyty CD
  • Casio
  • Mobilne
  • Zoom
  • Steinberg
  • Perkusja
  • Novation
  • Tygodnik
  • Film
  • AudioVideo
  • Focusrite
  • Neumann
  • iOS
  • Roland
  • nowa płyta
  • Felietony
  • O nas
  • Reklama
  • Regulamin
  • Polityka prywatności
  • Kontakt
  • Praca
Czytasz: Merle Haggard – wspomnienie
Udostępnij

ZASTRZEŻENIE: dokładamy wszelkich starań, aby zachować wiarygodne dane dotyczące wszystkich prezentowanych informacji. Dane te są jednak dostarczane bez gwarancji. Użytkownicy powinni zawsze sprawdzać oficjalne strony internetowe, aby uzyskać aktualne warunki i szczegóły.

Copyright (C) Muzyk 2024
Welcome Back!

Sign in to your account

Lost your password?