„Magda Piskorczyk urodziła się za wcześnie”. Tak powiedziałem do siedzącego obok Wojtka, ale dość głośno, bo szum głosów widowni trochę przeszkadzał. Atrakcyjna blondynka po mojej prawej ręce spiorunowała mnie wzrokiem i powiedziała coś wyraźnie karcącego, ale nie usłyszałem wyraźnie, bo właśnie zaczął się koncert. Na występ Magdy „Magic” Piskorczyk w Krakowie czekaliśmy już dość długo i nie sposób było odpuścić koncertu w Żydowskim Muzeum Galicja. Miejsce to klimatyczne i gości znakomite koncerty. A ten taki był…
Magda na początku oswajała publiczność ze sobą i z zespołem, najpierw delikatnie ale gdzieś od trzeciego utworu już poszło. Głos Magdy „Magic” Piskorczyk znakomity jak zawsze, utwory prawie te same co na płycie „Jubilee night at Jesień z Bluesem”. Czyli lubimy to co znamy , ale…
No właśnie, artystka się zmienia, ewoluuje, wydobywa z tych utworów coś nowego. Czy to w jakiejś mierze zasługa nowego zespołu? Nie wiem, na pewno klawiszowiec Konstanty Goryachy (zwany inaczej Kostkiem Gorącym) się sprawdza, perkusista Kirill Shevando gra inaczej niż wcześniej Bartosz Kazek i gra dobrze, Adam Rozenman nareszcie jest w pełni słyszalny, a Maciej Zdanowicz na gitarze daje radę. Magda buduje na tym inną niż dotąd, według mnie korzystniejszą dramaturgię utworów. Sama zmienia gitary, śpiewa, robi show i jak zwykle i rozmawia z publicznością. I pojawia się nowa oprawa muzyczna z mięsistym dźwiękiem, dobrymi solówkami. Ale tu następuje zwrot i bardzo oszczędny i wysmakowany utwór do słów Bogdana Loebla „Rzeźb Mnie”. Sam Loebl z błyskiem w oku mówił publicznie, że te słowa Magdzie „Magic” Piskorczyk podarował, słyszałem na własne uszy. I mimo, że słyszałem tę pieśń w wykonaniu beneficjentki dobrych kilka razy, to wbiło mnie w krzesło. A potem przypomniane z pierwszej płyty „I’d rather go blind”, zupełnie rytmicznie inne, nieoczywiste, wcale nie lament bezbronnej porzuconej. Może to odpowiedź silnej kobiety na tę sytuację? Nie wiem, ale bardzo dobre. Oczywiście „Nie będę grzeczną dziewczynką” też zabrzmiało, też dobrze ale znacznie lżej, bo już od lat Magda wykonuje ten utwór puszczając oko do publiczności. A na koniec brawa i dwa bisy. Too Much Stuff” i „Cler Achel” z niewielką dozą szaleństwa zamykającą wieczór. W tym pierwszym brakowało mi trochę harmonijki Kielaka, którą słychać na wspomnianej na początku płycie i ona tam właśnie pasuje. Potem zdjęcia, wymiana wrażeń i krótkie dyskusje fanów i artystki. A gdyby Magda urodziła się dzień później, to miałaby urodziny w Dzień Bluesa. Warto słuchać do końca.
Tekst: Antoni Szczepanik
Zdjęcia: Ada i Sobiesław Pawlikowscy