Krzysztof Cugowski – legendarny rockman i współtwórca Budki Suflera – od dłuższego czasu realizuje karierę solową, korzystając przy tym z akompaniamentu kwartetu wybitnych muzyków, którzy bez żadnej przesady przyjęli nazwę Zespół Mistrzów. Artysta z takim dorobkiem i pozycją w historii polskiej muzyki mógłby spokojnie spocząć na laurach, ale na szczęście pan Krzysztof ma zupełnie inne plany…
Właśnie rozpoczął jeden z najważniejszych okresów na swojej scenicznej drodze. Przed nim bowiem jubileuszowy rok, pełen koncertów i muzycznych wydarzeń, którymi świętuje 55-lecie swojej kariery artystycznej. Dotychczasowy repertuar Cugowskiego spokojnie wystarczyłby na regularne objeżdżanie kraju i wykonywanie evergreenów z płyt nagranych z Budką i sygnowanych własnym nazwiskiem, ale on planuje coś innego, a mianowicie wydanie premierowej płyty, co cieszy z kilku powodów. Oprócz tego, co wyżej napisałem jest to forma, jaką panowie zaprezentowali podczas koncertów w Krakowie, a to budzi przekonanie, że to będzie znakomita płyta. Krzysztof Cugowski pojawił się 25 kwietnia w Nowohuckim Centrum Kultury i o dziwo na ten wieczór zaplanowano dwa koncerty (jak się okazało oba wyprzedane)… Oczywiście na setliście nie zabrakło ważnych utworów z płyt nagranych z Budką Suflera, przy czym pan Krzysztof nie sięga do największych hitów zmaltretowanych przez rozgłośnie radiowe na przełomie XX i XXI wieku. Koncert rozpoczął „Sen o dolinie”, potem pojawiły się między innymi „Ratujmy co się da”, „Twoje radio”, „Martwe morze” czy „Jest taki samotny dom”. Nie wiem, jak pan Cugowski to robi, ale jest jak przysłowiowe wino. Głos jak dzwon, siła i moc, czystość i potężne brzmienie. Dodatkowo odnosiło się wrażenie, że śpiewanie po raz tysięczny tych piosenek sprawia mu autentyczną przyjemność. Wypełniona fanami sala pięknie rezonowała i odwzajemniała tę aurę, ochoczo dołączając do mistrza ceremonii w refrenach. A jak już piękny, czysto i równie śpiewający chór publiczności wyśpiewywał w „Jest taki samotny dom”, że po nocy przychodzi dzień, a po nocy spokój – zrobiło się naprawdę bardzo fajnie…
Zespół Mistrzów to temat na osobną rozprawkę. Czwórka wybitnych instrumentalistów to pierwsza liga sceny i studia nie tylko w skali kraju. Tomasz Kałwak to znakomity pianista, klawiszowiec i przy okazji najbardziej ruchliwa i animująca publiczność osoba na scenie. Po przeciwnej stronie sceny z akustyczną Yamahą w dłoniach zajął miejsce na barowym stołku maestro gitary Jacek Królik. To co wyczyniał na tym instrumencie budziło najwyższy podziw. Doskonały akompaniament i kawalkady dźwięków w partiach solowych. Wszystko to przy stoickiej i niewiarygodnie sprawnej pracy sekcji rytmicznej zbudowanej przez Cezarego Konrada i Roberta Kubiszyna. W trakcie koncertu Cugowski dwukrotnie schodził w kulisy oddając scenę współpracującym kolegom. Muzycy wykonali dwie instrumentalne, wcale nie banalne i proste harmonicznie i rytmicznie kompozycje Jacka Królika z jego autorskiej płyty – „Kolejna jedynka w totka” i „Gwiazda prowadząca muchy do buta, żeby tam poszły i się przywitały”. No i okazało się, że publiczność Cugowskiego to grupa słuchaczy obsłuchana i głodna dobrej muzyki – instrumentale były świetnie przyjęte przez słuchaczy, a solowe popisy poszczególnych muzyków wzbudzały owacyjne reakcje publiczności.
Był to bardzo dobry koncert i pozostaje zachęcić słuchaczy do wykorzystania okazji, gdy Cugowski ze swoimi współpracownikami będzie grał gdzieś w okolicy świętując jubileusz swojego publicznego śpiewania. Warto zobaczyć i usłyszeć pana Krzysztofa w znakomitej formie i w tak znakomitym towarzystwie.
Prezentujemy galerię dokumentującą pierwszy z dwóch koncertów, jakie panowie zagrali tego wieczoru w Nowohuckim Centrum Kultury.
Tekst i zdjęcia: Sobiesław Pawlikowski / Ada & Sobiesław Pawlikowscy Photography